Wybór właściwej opcji

Moi przyjaciele kupili dom z ogrodem. Cieszą się kawałkiem własnej ziemi, już sobie wyobrażają, z jaką pasją ruszą na podbój tych kilku arów. Za szpadle chwycą, sekator w ruch puszczą – ej, będzie zabawa.

O radę mnie proszą, jako że ogrodowych roboczogodzin, a nawet nadgodzin, mam za sobą bez liku. Co zrobić – pytają – żeby było ładnie, przytulnie i użytecznie. Macie dwa wyjścia – odpowiadam jak w starym i niezbyt mądrym dowcipie – albo poprosić fachowca, który wam ten areał zaprojektuje i urządzi zgodnie z wymogami ogrodowej mody, albo podjąć samemu wyzwanie i mocować się z niełatwą materią.

Jeśli zlecicie rzecz projektantowi, będziecie mieli ogród jak z żurnala, mamiący elegancją, pozorujący naturalność, a w istocie obcy. Oczywiście, projektant uwzględni wasze oczekiwania, wiele naobiecuje, ale w ostatecznym kształcie będzie to jego, a nie wasze dzieło. Jeśli podejmiecie wyzwanie i zaczniecie urządzać ogród po swojemu, w zgodzie z waszym duchem, nadacie mu indywidualny, niepowtarzalny charakter – wtedy będzie on dla was jak przyjaciel serdeczny. Jednak – musicie o tym wiedzieć – okupicie to wielkim wysiłkiem, popełnicie mnóstwo błędów, bo to nieuniknione, będą wam towarzyszyły wątpliwości, czy dobrze planujecie, czy sadzicie we właściwym miejscu, będą was bolały ręce i kręgosłupy, chwilami będziecie mieli tego dość – a równocześnie poczujecie, że nie ma nic piękniejszego, niż bliska znajomość z każdą rośliną, z każdą grudką ziemi.

Przy samodzielnym urządzaniu ogrodu też macie kilka możliwości do wyboru. Najprościej założyć na całej powierzchni trawnik i okolić go ozdobnymi krzewami. Tu znowu dwie opcje: jeśli posadzicie same iglaki, tak popularne teraz, ominie was grabienie liści jesienią, ale będzie monotonnie i nudno, jeśli zaś wprowadzicie krzewy ozdobne, czeka was więcej pracy, ale kompozycja będzie ciekawsza.

Możecie urozmaicić tę zieloną płaszczyznę kwiatowymi rabatami. Wtedy będziecie mieć ogród pełen barw zmieniających się od wiosny do jesieni, ogród oczekiwań i niespodzianek, ale zarazem potwornie wymagający. Bo kwiaty trzeba nieustannie pielęgnować, przesadzać, podlewać, zwiędłe obcinać, wiotkie podpierać, jedne (na przykład tulipany) po przekwitnięciu wykopywać, by jesienią posadzić cebulki w nowym miejscu, inne (na przykład dalie) odwrotnie: przed zimą trzeba wykopać, a w maju znów posadzić. I tak w koło Macieju. Ale za to ile radości i zachwytów, gdy zaczną rozwijać się pąki. Nie wyobrażacie sobie – tu zdradzę wam, kiedy ogród staje się najfantastyczniejszym zjawiskiem – jakie wrażenie robią kwiaty tuż przed świtem, gdy noc powolutku wycofuje się przed dniem i z ciemności wyłaniają się… najpierw jasne plamy białych kwiatów, ledwie majaczą w blednącej szarości, potem stopniowo nabierają blasku i konkretyzują się inne kolory, jakby wychodziły z jakiegoś niebytu i materializowały się na naszych oczach. Dla takiej jednej chwili warto czasami nie kłaść się wcale, albo odprowadziwszy późnych gości do furtki, pozostać w ogrodzie, odkładając sen na potem.

A jeśli oprócz kwiatów chcecie mieć jeszcze warzywniak, choćby niewielki, na parę grządek, żeby marchewka i sałata były pod ręką, żeby wyskoczyć z kuchni po koperek i natkę pietruszki – to już przepadliście. Od wiosny do jesieni macie co robić. Będziecie kopać i spulchniać, siać i pikować, przerywać i odchwaszczać, będziecie szukać gnoju na wsi u chłopa, któremu się jeszcze opłaca hodować krowy, resztki roślinne będziecie wynosić na kompost, potem go przerzucać, żeby ślicznie wszystko zgniło – bo w ogrodzie przydomowym potrzebny jest nawóz naturalny, nie jakaś chemia. Po to przecież zakładamy warzywniak, by mówić „nasze”, w domyśle „zdrowe”.

Może jeszcze drzewek owocowych chcecie mieć kilka? Świetnie. Nie ma nic smakowitszego niż brzoskwinia prosto z gałęzi. Gdyby nie ta kędzierzawość liści, która się pojawia na wiosnę i którą trzeba zwalczać, jeśli nie opryskami, to własnoręcznym obrywaniem porażonych listków. Mówicie, że jabłonie nie wymagają zachodu? Oczywiście, wystarczy tylko przycinać gałęzie, potem obrywać zawiązki owoców, żeby jabłko od jabłka rosło w odległości 20 centymetrów, bo urodzą się psiurki i to w takiej ilości, że obrzydną wam potem szarlotki, przeciery i jabłka w cieście. Może winogrona? Bardzo proszę, owoce smakowite, wino też niezgorsze, ale czeka was skracanie pędów, podlewanie, obrywanie liści w porze dojrzewania owoców.

Chcecie coś jeszcze wiedzieć o mszycach, przędziorkach, mączniaku, o ślimakach, o okrywaniu wrażliwych roślin na zimę, o … Tu zobaczyłam znużenie w oczach moich przyjaciół. Już nie proszą o rady, tylko – dlaczego nie zrezygnujesz z uprawiania takiego wymagającego ogrodu – pytają. Bo go pokochałam – odpowiadam wprost – to ogród mojego dzieciństwa, uprawiali go moi rodzice, podobny mieli dziadkowie. Tradycyjny, rodzimy, w pewien sposób konserwatywny, a zarazem pełen wprowadzanych przeze mnie pomysłów, nowych rozwiązań, ulepszeń.Gdy w wieku dojrzałym zaczynałam ten ogród samodzielnie prowadzić, miałam – jak wy dzisiaj – dwa wyjścia: albo powierzyć urządzenie go komuś obcemu, projektantowi narzucającemu swoją wizję, albo wytrwale tworzyć coś bliskiego, indywidualnego, niezależnego od ulotnych trendów. Wybrałam tę drugą opcję. I nie żałuję.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *