Aż strach pomyśleć, co się w tym mieście dzieje?! Co nie spojrzysz na róg ulicy, a skrzat czerwony ci się przygląda. By to tylko żywe skrzaty, krasnale, karzełki, czy gnomy, ale nawet symbole już się ich utrwaliły na rogatkach grodu. Gdzie nie zerkniesz, tam pomnik elfa stoi, rzeźba krasnala, popiersie duszka. I by weselej było, pomniki świń doszlusowały, kóz, gęsi i bydła wszelkiego. Wydawało się więc, że nic już i nikogo nie jest w stanie w tym mieście zaskoczyć, aż tu nagle po niedozwolonych miejscach ktoś pełne jadowitej treści plakaty rozwiesza. A na tych plakatach wredne hasło widnieje:
PRECZ Z PSAMI!
Dwaj stójkowi, by w wykrywaniu przestępstw animuszu sobie dodać, po setce strzelili i pełni zapału do pracy, nagle jakąś niewyraźną sylwetkę dostrzegli. Objeżdżali właśnie centralne ulice suką, gdy trach i przestępcę widzą. W niedozwolonym miejscu plakaty nakleja. I to jakie? Kolorowe, pełne barw i świateł. A na plakatach obrzydliwe hasło:
PRECZ Z PSAMI!
Musiało to stójkowymi porządnie wstrząsnąć. Z niejedną intrygą mieli w tym mieście do czynienia. A tu proszę, szok. Oczy ze zdumienia przecierają, gały wywalają, a tu Kot. Nie żadna mara, tylko Kot! Wszystko już w życiu widzieli, ponure indywidua, rzeź niewiniątek, mafijne porachunki, ganiające gołe baby po rynku, ale Kota naklejającego plakaty, nie! Jak tylko go zobaczyli, od razu przestępstwo zwąchali. Wyskoczyli z suki i otoczyli zdumionego przestępcę. I od razu, rzecz jasna, do niego:
– Dowód osobisty!
– Nie mam! – arogancko odparł Kot.
Duma w nim harda była. I honor zacięty. Patrzył śmiałym wzrokiem na stójkowych i nic sobie z nich nie robił.
– Czego chcecie? – rzeczowo spytał. – W wolnym kraju żyję, podatki płacę i naklejam, co chcę.
Stójkowi zbaranieli. Wszystko wszystkim, ale by Kot mówił? I by plakaty naklejał? A na dodatek targnęła nimi straszliwa myśl. A nie daj Boże, to Kot terrorysta. Patrzeć tylko, a zacznie podejrzane paczki roznosić. Nie mogli do tego dopuści. Dość bałaganu w tym mieście. Pełno brudu, śmieci, sypiących się ruder i w złym guście postawionych szkaradzieństw w samym centrum miasta, a tu jeszcze prowokacja niejasnego pochodzenia.
– Paszport! – zdecydowanym tonem zażądali, a po cichu sobie pomyśleli, że ktoś taki, jak Kot, międzynarodowe kontakty mieć musi.
– Nie mam paszportu! – kategorycznie odciął się.
– Oj, braciszku, nie z nami takie numery! – syknęli równocześnie, ale na wszelki wypadek szybko zamrugali oczami, by przekonać się, czy przypadkiem to nie przywidzenie.
Gdy jednak wywalili gały, Kot śmiało patrzył im w oczy.
Tymczasem zebrał się wokół tłumek ludzi. Gapili się to na Kota, to na stójkowych i oczy przecierali.
– Zna ktoś tego… hm, obywatela? – jakoś markotnie spytał niższy stójkowy, wskazując Kota.
Ludek rozejrzał się po sobie, wzruszył ramionami.
– Znaczy, obcy! – skonstatował wyższy.
– Nawołuje do zbrodni! – dodał niższy.
– Pochodzenie? – nagle palnął wyższy.
– Obywatelstwo!? – szybko dodał niższy.
A Kot prychnął. Normalnie prychnął, nic sobie ze stójkowych nie robiąc. I gdy już wyjmowali kajdanki, by go zakuć, jakaś babina zaskrzeczała:
– Obywatelu stójkowy, widzi mi się, że to Kot posła Zdroja.
– Nie posła, tylko senatora! – rzeczowo poprawił babinę brzuchaty wąsacz.
– A nawet posła i senatora razem wziętych – kategorycznie oznajmiła babina.
– Co? – naraz obaj krzyknęli. – Senatora Zdroja?! – nie wiadomo czemu zzielenieli.
– Na to wygląda – potwierdziła staruszka.
– Macie pewność, obywatelko? – spytał niższy i dokładniej się jej przyjrzał, węsząc jakąś piętrową intrygę, a może i prowokację.
Staruszka się obraziła i odwróciła plecami, unosząc do góry ramiona.
– Nie obrażajcie się – pojednawczo bąknął stójkowy.
I już nie tak srogo spojrzał na Kota.
– Może to tylko zabawa? – zerknął na drugiego.
– Bywa, że Koty się bawią – odkrywczo odrzekł niższy.
– Całkiem sympatyczne zwierzę – dodał wyższy.
– Gdzie tam posła Zdroja!? – krzyknął dyszkantem grubas z tłumu. – Znam kota posła.
– Senatora!
– Posła!
– Posła i senatora! – przekrzykiwali się świadomi mieszkańcy.
– I obywatela! – pisnęła ceniona w tym mieście poetka Sarna.
– Tak, tak! I obywatela – mruknęli inni obywatele.
– A nawet Europejczyka! – dodała poetka.
– Ma się rozumieć – potwierdzili inni obywatele.
Ale nagle coś zgrzytnęło.
Tylko kot posła i senatora, obywatela i Europejczyka, Zdroja, nie maluje! – z przekąsem wyrzekł mieszkaniec w okularach.
– Nie maluje? – zdumiał się tym razem wyższy stójkowy.
– Znaczy, że Kot nie posła? – nabrał wigoru niższy stójkowy.
-Wygląda mi na takiego – przyjrzał się Kotu. – Nic tylko areszt! – zdecydował wyższy.
– A mnie się widzi, że to Kot prezydenta Surka – pisnęła kobieta w średnim wieku.
Stójkowi poczęli się drapać po głowach.
– Gdzie tam prezydenta Surka? – zbuntował się młodzian w sinych okularach. – Prezydent ma psa – zaakcentował.
– Co? – zmarszczyli czoła stójkowi.
– Tak, ma psa – potwierdził nowy okularnik.
– Cholera jasna! – przeklął niższy stójkowy. – Prowokacja jak nic! – spojrzał groźnie na Kota.
I już sunął z ponurą miną w stronę podejrzanego, dzwoniąc kajdankami.
– Jakieś aluzje do naszego prezydenta?! – poczerwieniał na twarzy. – Już my wam wymalujemy numer! – zazgrzytał.
– Panie władzo – przecisnął się przez tłum młody człowiek. – To kot szefa policji! Znam go!
Obaj stójkowi nie wiadomo czemu, strasznie się spocili. Poczęli się wycierać. Ciężko oddychali, ze skrępowaniem kajdanki kryjąc za plecami.
– Jesteście pewni? – ocierając pot z czoła, spytał wyższy.
– Jak mur! – śmiało odparł młodzieniec.
– Od razu widać inteligencję tego, tu… – zająknął się niższy stójkowy.
– A jak dobrze ułożony! – pochwalił wyższy.
– I zdolności malarskie posiada – drugi odkrywał talenty Kota.
– A wąs jaki dumny. Panisko! – zachwycali się obaj Kotem.
I raptem wyższy, jakby sobie coś przypomniał, spojrzał surowo na zebrany tłumek i uczenie powiedział:
– Ludowładztwo tutaj, prawda, obywatele?
Tłumek skinął zbiorową głową.
– Puścić go? – z napięciem spojrzał na zbiegowisko, wskazując Kota.
– Puścić! – zawył tłumek.
Kot odetchnął, wsiadł na rower, który nie wiadomo, jakim cudem zalazł się koło niego i odjechał. Dziwne, że miał ludzkie uszy.
– W takim mieście wszystko się może zdarzyć – skonstatował wyższy stójkowy mrużąc oczy i podkręcił wąsa. A niższy piskliwie zakrzyknął:
– Rozejść się, obywatele, rozejść.