Media globalistów specjalizują się w taniej sensacji i odwracaniu znaczeń. Niekiedy jednak, by do końca nie utracić wiarygodności, muszą podzielić się z odbiorcami choćby okruchami prawdy. Ale nawet wtedy robią to bez przekonania i niezbyt natrętnie.
Trzy tygodnie od próby zgładzenia Donalda Trumpa podczas przedwyborczego objazdu kraju, to dla nas właściwy moment, żeby do tamtych wydarzeń powrócić, przyjrzeć się sprawie dokładniej, na spokojnie. Tym bardziej że globalni macherzy od obróbki opinii publicznej, starają się naprawdę mocno, by ludzką uwagę skupić albo na coraz bezczelniej zachwalanych cielesnych czy wizerunkowych atutach Kamali Harris, albo na kulturowym podboju globu przez popową gwiazdkę Taylor Swift, której fenomen naprawdę trudno mi pojąć. To znaczy, precyzując, doskonale wiem, po co się to robi i w czym może być użyteczna liderka opinii pokolenia, które jeszcze niczego nie rozumie, ale już nabyło czynne prawa wyborcze w USA. Zastanawia mnie natomiast, w jaki sposób tak doskonała przeciętność osoby, nijakość artystyczna oraz schematyzm działań marketingowych mogły przełożyć się na miliardowy majątek oraz niekwestionowany fakt popkulturowej idolatrii, nawet w tak mało wybrednej dziedzinie rzeczywistości jak amerykański show-biznes. Ale nie muszę przecież wszystkiego rozumieć…
Butler, Pensylwania jako Dallas, Teksas 2.0
Drabina przystawiona do zabudowania mającego być operacyjnym centrum działań prewencyjnych lokalnych służb! Spacer po dachach przyległych do siebie obiektów w celu znalezienia optymalnego miejsca do oddania strzału. Zlekceważenie sygnałów od uczestników zgromadzenia, że ktoś z bronią znalazł się na dachu w pobliżu miejsca, w którym wkrótce ma się odbyć spotkanie z republikańskim kandydatem w tegorocznych wyborach. Aż 26 minut ignorowania przez snajperów Służb Specjalnych, mających chronić eksprezydenta USA podczas przedwyborczego wiecu, uzbrojonego młodziana na dachu pobliskiego obiektu należącego do American Glass Research International (AGR)… Trzeba jeszcze dodać poważne kłopoty z ustaleniem liczby strzałów oddanych przez zamachowca (lub zamachowców). Brak spójności między sugerowanymi liczbami wystrzelonych pocisków (pięciu lub ośmiu), a osobami poszkodowanymi/trafionymi w całkiem gęstym przecież tłumie: jeden zabity, dwie osoby ranne i zrządzeniem Opatrzności (ruch głową) jedynie lekko draśnięty Donald Trump – wszystkie te okoliczności są dość znamienne.
Podobnie jak niechętnie i niezdarnie prowadzone przez czynniki oficjalne śledztwo po tym zamachu, które raczej zasługiwałoby na nazwę „mataczenie”. Żeby nie być posądzonym o gołosłowność: wymówki, że zabrakło na czas rozkazów dla snajperów; obstrukcyjna postawa jawnie niekompetentnej szefowej Secret Service Kimberly Cheatle, której rezygnację w obliczu narastającego skandalu z opóźnieniem wymuszono; żenujące próby obniżenia drastyczności zdarzenia w Butler przez Christophera Wraya, dyrektora FBI, który sugerował, że Donalda Trumpa skaleczył tylko odstrzelony fragment telepromptera. Warto też pamiętać o nasilonej aktywności mediów dla zwiększenia chaosu informacyjnego oraz dysonansu poznawczego u normalnych Amerykanów, którzy się próbą fizycznej eliminacji kandydata Partii Republikańskiej jednak trochę przejęli. Tym bardziej że szło tutaj jednocześnie o byłego już prezydenta, którego w roku 2020 najprawdopodobniej pozbawiono reelekcji na drugą kadencję za sprawą wielu, dziś już oczywistych i w sporej mierze potwierdzonych, fałszerstw wyborczych.
Trudno się dziwić, że wobec apatii właściwych agend federalnych oraz zastanawiającej niekompetencji policji stanu Pensylwania, którego gubernatorem jest zwolennik Partii Demokratycznej Josh Shapiro, brany pod uwagę jako wiceprezydent u Kamali Harris – próbą poważnego przeanalizowania szczegółów zamachu w Butler zajęło się całkiem sporo osób, dysponujących specjalistyczną wiedzą oraz możliwością podzielenia się z opinią publiczną wynikami swoich starań. Bodaj najbardziej niepokojącym, a przez czynniki oficjalne pominiętym aspektem zdarzeń z tamtego sobotniego wieczoru, była nie tylko liczba oddanych strzałów, ale przede wszystkim liczba osób strzelających w kierunku przemawiającego Trumpa.
Ile oddano strzałów, ilu było strzelców
Analiza śladów dźwiękowych, utrwalonych w licznych nagraniach zdarzenia pozwala – zdaniem autorów tych badań – na postawienie tezy, że strzały w stronę miejsca, w którym przemawiał republikański kandydat na prezydenta, zostały oddane nie tylko z odległości 135 metrów, gdzie znajdował się Thomas Matthew Crooks, lecz również z dystansu o około sto metrów większego. Gdyby takie rozpoznanie odpowiadało faktycznym okolicznościom zamachu, znaczyłoby to, że posłużono się paradygmatem podwójnego strzelca, dość mocno eksploatowanym już nawet w hollywoodzkich filmach political fiction (jak choćby The International Toma Tykwera, 2009). Jednak w filmie Tykwera, jak i niedawno w Butler metodę z podwojonym zabójcą zastosowano w wersji udoskonalonej w stosunku do pierwowzoru z Dallas, w stanie Teksas, z listopada 1963 roku.
W zamachu na Johna Fitzgeralda Kennedy’ego strzelców było dwóch, według niektórych ekspertyz trzech, ale strzelali oni do poruszającego się samochodu z prezydentem z różnych miejsc i różnych kierunków. Skłamane, od pierwszych chwil mataczone śledztwo przyjęło jawnie fałszywą wykładnię tamtych zdarzeń – Lee Harvey Oswald jako samotny strzelec! – nie biorąc wcale pod uwagę filmiku z zamachu nakręconego amatorską kamerą przez Abrahama Zaprudera, który obserwował przejazd prezydenta przez Dallas. W Butler strzelec nr 1, czyli kozioł ofiarny, i strzelec nr 2, wynajęty egzekutor-zawodowiec strzelali zasadniczo z tego samego kierunku, więc odchylenie kątowe można było pominąć.
Fakt, że Donald Trump uszedł stamtąd z życiem, zakrawa na Boską interwencję i dla osób wierzących pozostanie pewnie dowodem na to, że cuda się jednak zdarzają. Natomiast niewierzącym to draśnięcie w policzek i przestrzelenie górnej części małżowiny usznej przypomina, jak ważnym czynnikiem ludzkiego życia jest fart, czyli łut szczęścia, jak to się kiedyś mówiło. I że naprawdę nie należy tego lekceważyć. Tak czy inaczej, ze zdarzenia, które miało miejsce w Butler w ów sobotni lipcowy wieczór, płynie parę ważnych wniosków.
Crooks i snajperzy ramię w ramię
Pouczające są zwłaszcza podobizny Thomasa Matthew Crooksa. Widać na nich młodego człowieka, który nie jest specjalnie urodziwy, ani też zbyt pewny siebie. Wcale nie przypomina lidera, zdolnego przewodzić czy choćby imponować rówieśnikom. To raczej osoba, która sama sobie sprawia kłopoty i może odczuwać urazę do świata… Młody Crooks tak się nadaje na kogoś, kto w pojedynkę zmienia bieg historii, jak Greta Thunberg na merytoryczną obrończynię klimatu, a Sara Małecka-Trzaskoś (oczywiście, z zachowaniem stosownych proporcji!) na reporterkę sejmową. Wracając do młodego Crooksa: używany przez niego dalmierz, być może również dron znaleziony w jego wozie po fakcie, zostawione nieopodal budynków AGR rower oraz plecak, wreszcie ładunki wybuchowe w samochodzie – całe to rozbudowane instrumentarium niezbyt mnie przekonuje, choć może również budzić zastanowienie.
Jeśli zamachowiec z Butler po planowanym zabójstwie Trumpa faktycznie zamierzał wysadzić swój samochód, to chyba wyłącznie po to, by odwróciwszy uwagę służb specjalnych i policji, móc się szybko oddalić na rowerze od miejsca, z którego strzelał. To sprawia wrażenie przemyślanego planu, który łącznie z rekwizytami można kojarzyć z akcją Andersa Breivika. Jednak po przejrzeniu szkiców sytuacyjnych w materiałach miejscowej jednostki ESU (ang. Emergency Service Unit) hrabstwa Butler oraz analogicznej formacji z pobliskiego Beaver County, sporządzonych po próbie zamachu, powyższa hipoteza jest raczej nie do utrzymania. Zarówno sam teren planowanego wiecu, jak i obszary przyległe z okoliczną zabudową były wręcz naszpikowane funkcjonariuszami i snajperami wspomnianych służb lokalnych, nie mówiąc już o oficerach oraz snajperach federalnej Secret Service.
Crooks i snajperzy prawie się o siebie potykali. Już sto minut przed początkiem wiecu postać długowłosego dwudziestolatka z Bethel Park wpadła w oko snajperowi, który właśnie kończył dyżur i wyszedł z magazynu firmy AGR Int. Dał o nim znać kolegom SMS-em. Inny snajper umiejscowiony w budynku numer 2, sfotografował Crooksa i również rozesłał jego zdjęcia. Zastanawia zwłaszcza bierność agenta ochrony, który nie podejmuje żadnej akcji wobec osoby używającej dalmierza do oszacowania odległości od podium, z którego wkrótce ma przemawiać kandydat na prezydenta…
Operacja: Wziąć Trumpa na muszkę
Dwudziestolatek zajmuje miejsce na dachu obiektu sąsiadującego i połączonego z obiektem, w którym znajdują się snajperzy lokalnych służb do działań w nagłych sytuacjach (ESU). Dziwne? Chyba wręcz kuriozalne. Dlatego sądzę, że Crooks to jednak nie Breivik. Raczej klasyczny kozioł ofiarny, szykowany przez faktycznych projektantów i realizatorów operacji „Wziąć Trumpa na muszkę”. Według oficjalnej wersji zdarzenia, zamachowiec miał oddać kilka strzałów w kierunku eksprezydenta około godziny 18:11 czasu lokalnego. W odpowiedzi snajper z USSS (ang. United States Secret Service) otworzył ogień natychmiast, trafiając Crooksa pojedynczym strzałem w głowę.
Natomiast w raporcie służb lokalnych, sporządzonym zaraz po zamachu, czytamy, że strzały padły o minutę później. Może też zastanawiać, że William F. Young, koroner hrabstwa Butler, w swoim raporcie, czyli w świadectwie zgonu zamachowca, postrzelonego w głowę z broni palnej, jako czas śmierci Crooksa podaje godzinę 18:25. Pomyłka? Dezynwoltura? Czy trafienie snajpera nie było śmiertelne? Nie, podana przez koronera godzina to przybliżony czas kontaktu funkcjonariuszy ze znalezionym na dachu ciałem zastrzelonego zamachowca, czyli moment określany zgodnie z amerykańską nomenklaturą DOA (ang. dead on arrival). Tyle że ten rezultat nieco odmiennej biurokratycznej retoryki w USA pozostaje w sprzeczności z oficjalnym stanowiskiem kierownictwa Secret Service, według którego snajper USSS unieszkodliwił zamachowca zaledwie w kilka sekund po oddaniu przez niego pierwszych strzałów… Pytanie, czy Thomas Matthew Crooks zakładał również własną śmierć, czy może (zważywszy na rower i plecak) liczył na jakieś gwarancje, pozostanie raczej bez odpowiedzi.
Próba eliminacji Donalda Trumpa w Butler – szczęśliwie nieudana! – wygląda na tzw. inside job. Czyli na robotę służb pozostających na usługach amerykańskiego Deep State. Potwierdza to wysoki stopień desperacji „wajchowego” po 13 lipca. Gwałtowne ruchy kadrowe: eliminacja teflonowego dotąd Josepha Bidena; wskazanie na Kamalę Harris z pominięciem procedury formalnoprawnej, czyli niejako w trybie ratunkowym; wreszcie gwałtowna obróbka opinii publicznej wziętymi z sufitu wynikami sondaży, które mają być niby dowodem jej przewagi nad Trumpem – wszystkie te elementy wskazują pośrednio, że w Pensylwanii doszło do poważnej fuszerki, której skutki próbuje się teraz niwelować. Zresztą zgodnie z tzw. procedurą minimalizacji szkód wizerunkowych. Innym dowodem wspomnianej desperacji są wyraźne sugestie, że za zamachem w Butler mogą stać Irańczycy, którzy w ten sposób chcieli się zrewanżować za zamach na generała Ghasema Solejmaniego, dokonany przez Amerykanów u progu roku 2020, pod sam koniec prezydenckiej kadencji Trumpa.
Spór między służbami, wajchowy w rozterce
Podczas przesłuchań w amerykańskim Senacie dyrektor operacyjny Secret Service Ronald Rove Jr. twierdził, że nie rozumie, dlaczego snajperzy lokalnej policji nie zauważyli Crooksa na dachu budynku AGR. Wystarczyłoby – jak twierdził pokazując zdjęcia – gdyby popatrzyli trochę w lewo… Natomiast detektyw Patrick Young, szef ESU, czyli jednostki szybkiego reagowania z sąsiedniego hrabstwa Beaver, w rozmowie z CNN zdecydowanie słowom dyrektora Rove’a zaprzeczył. Owszem, snajperzy służb lokalnych byli w budynku w pobliżu miejsca, gdzie przemawiał Trump, i obserwowali uczestników spotkania przechodzących przez strefę kontroli, ale mieli pozostawać w ukryciu. Okna w pomieszczeniu były zasłonięte i zamknięte. Szans, by dojrzeć zamachowca, nie mieli żadnych – powiedział Young. W jego ocenie, w Kongresie pokazano materiały, które zupełnie nie oddają sytuacji z 13 lipca br.
Właściwie nic nowego pod słońcem: władze lokalne spierają się z agendami federalnymi, oskarżając się wzajemnie i próbując uwolnić swoich ludzi od odpowiedzialności… Że inne kompetencje, odmienne zakresy działania, brak skutecznego komunikowania się dowódców albo też dobrych praktyk interoperacyjności i takie tam. Ale wciąż brak sensownego wytłumaczenia, dlaczego federalne służby ochrony VIP-ów (USSS) nie objęły swoim nadzorem także posesji firmy AGR Int. sąsiadującej z miejscem przedwyborczego wiecu. Przecież tak niewiele brakowało do nieszczęścia, a może i wybuchu wewnętrznego konfliktu w USA. I tak wiele osób mówiło o dziwnym osobniku, który wałęsał się w pobliżu tamtych terenów z dalmierzem, korzystał z drabiny, przemieszczał się po prawie płaskich dachach zabudowań z karabinkiem AR-15.
Obecność długowłosego dwudziestolatka z Bethel Park nie była, jak już wiadomo, tajemnicą dla co najmniej kilku agentów lokalnych służb z Butler oraz Beaver. Istnieją dowody, że snajperzy na posesji firmy AGR informowali się wzajemnie o jego obecności, że próbowali zainteresować Crooksem funkcjonariuszy najstarszej, założonej w roku 1865 amerykańskiej służby specjalnej United States Secret Service. Bez rezultatu.
Czy Amerykanie zdołają się uporać z tym kolejnym skandalem? Czy kompromitacja operatorów Deep State w Butler sprawiła, że Donald Trump może już się czuć bezpiecznie? Wbrew entuzjastycznym przekłamaniom sondażowni z poprzedniego tygodnia Kamala Harris raczej nie będzie faworytką w listopadowym starciu z kandydatem Republikanów. Dlaczego nie? I co w związku z tym zamierza zrobić „wajchowy”na Amerykę? Oto pytania warte zastanowienia.
7 sierpnia 2024