TŁUSTE KOTY

czyli PARLAMENT ZWIERZĄT

Od redakcji: To fragment nowej powieści, którą autor prezentuje w mediach społecznościowych. Wcześniej jego bohaterowie, zwierzęta, zebrały się na wielkiej polanie lasu, by radzić, jak się mają bronić przed zagładą. I postanowiły powołać swoje partie polityczne, które utworzą parlament. Zdarza się jednak czasem, że zwierzęta odbywają prywatne rozmowy. Tutaj właśnie mamy taką rozmowę. Prowadzi ją lisica ze swoim mężem, szefem partii lisów. To jeden z rozdziałów powieści, który u nas publikujemy, zanim zostanie on pokazany w mediach społecznościowych.

PIĘKNA LISICA

Zobaczmy, co się dzieje, kiedy przywódca lisów spotyka się ze swoją Piękną Lisicą.

Tajna rozmowa, jaka się odbyła między Przebiegłym Szczujem, zwanym także Załganym Gniotem, a jego wybranką, miała miejsce w ich prywatnej norze wtedy, kiedy Przebiegły Szczuj tracił panowanie nad własną partią, a jej szeregi poczęły gwałtownie topnieć. I nie był w stanie przywrócić jej pierwotnej wielkości, tracąc władzę na rzecz partii jeży i Zimnego Smoka.

I to wtedy Piękna Lisica oznajmiła, że albo się weźmie w garść, albo go będzie zdradzać z godniejszymi od niego lisami.

A jak to nie pomoże, odejdzie od niego i nigdy już nie spojrzy w jego stronę.

– To co mam robić? – spytał roztrzęsiony.

– Nie mazgaj się! – krzyknęła. – Tylko się nie mazgaj!

– Ale co mi radzisz? – zaczął błagać. – Już nie będę cię zaniedbywał. Już zaspokoję wszystkie twoje potrzeby, a nawet kaprysy, tylko nie odchodź, bo ja bez ciebie sobie nie poradzę.

– Przestań beczeć! – objechała go. – Wiem, że jesteś fajtłapa i gnuśniejesz bez władzy. Musisz odzyskać tron! – kategorycznie oznajmiła.

– Znaczy, stanowisko premiera?! – poprawił.

– Jakiego premiera?! – wytrzeszczyła oczy. – Masz być Królem! Co ja mówię – poprawiła się. – Masz być Carem!

– Ja? – wystękał.

– Tak, ty, błaźnie!

– Ale jak? U nas demokracja – skulił się.

– Jaka tam demokracja?! – rzuciła kpiąco.

– Lud rządzi – seplenił swoim zwyczajem.

– Jak lud!? – warknęła. – Żyjesz złudzeniami. Powtarzasz brednie, które ci propaganda narzuciła? Ale gdyby nawet lud rządził, to co?

– Właśnie, to co? – coraz bardziej się kurczył.

– To masz ten lud wziąć za pysk.

– Za pysk?! – wywalił gały.

– Tak, za pysk! – uderzyła łapą o kamień.

– Ale jak? – wystękał.

– Jak? Ty pytasz jak? Ty, który jeszcze nie tak dawno waliłeś po łbie każdego, kto ci się sprzeciwiał. Nie udawaj świętoszka?! Znam cię, jak własną kieszeń, jak powiadają ludzie. Jak chcesz, to przeciwnika potrafisz utopić w łyżce wody.

– Ale? – łypał na nią oczami.

– Co ale!? – uniosła do góry łapę, aż cofnął się.

– Ale sytuacja się zmieniła. Nie rządzę sam, mam koalicjantów.

– To koalicjantów weź za mordę! – twardo orzekła. – Jak chcesz uzyskać prawdziwą władzę! A chcesz, prawda? – wbiła w niego ostre spojrzenie.

– No… ja… tego… – jąkał się.

– Nie jąkaj się błaźnie, tylko zabieraj się do roboty.

– Co masz na myśli? – błagalnie spojrzał na nią.

– Najpierw zapanuj nad sobą, nad swoją głupią twarzą, nad twoim skrzeczącym głosem, nad swoim tępym uśmiechem. Zrób coś z tym wszystkim! – kategorycznie zażądała.

– I myślisz… – nagle urwał, nie bardzo wiedząc, o co zapytać.

– Co tu myśleć?! – warknęła. – Carem masz być!

– Ja? – wybałuszył gały.

– Ile razy mam ci to powtarzać. A zacznij od uśmiechu.

– Od uśmiechu? Jak mam to rozumieć?

– Normalnie. Naucz się uśmiechać, bo twój uśmiech, to nieszczęście dla naszego kraju, katastrofa. Jakaś sztuczna, oślizgła, fałszywa narośl na pysku. Jak się teraz uśmiechasz, to jakbyś jaszczurkę zjadł. Masz skrzywioną mordę. Pokiereszowane zmarszczki. Zamiast uśmiechu, wyłazi z ciebie jakiś potwór. A ty masz poprzez uśmiech zdobywać sympatię. Przez uśmiech masz zjednywać sobie przyjaciół, sprzymierzeńców, a nawet wrogów. Masz lud zdobywać, by zostać Carem.

– Przez uśmiech? – upewnił się.

– Tak, przez uśmiech. Tylko przez uśmiech! – rzuciła twardo. – Przez uśmiech, jełopie! Rozumiesz?

– Nie bardzo… – wymruczał.

– To jak zdobędziesz władzę, jak się uśmiechać nie potrafisz?!

Stulił uszy i czekał, jakby mu ktoś mowę odebrał.

– I po drugie, zrób coś z tym swoim skrzeczącym głosem.

– Ale co?

– Pójdź na jakiś kurs, bo ja wiem, na konsultacje, porady, szkolenia …

– Ale do kogo?

– Nawet do diabła! – tupnęła nogą.

Kłamliwy Gniot chwycił się łapą za pysk, nie wiedząc, co ze sobą zrobić.

I od tej pory widziano go nad pobliskim stawem, jak się sobie w lustrze wody przyglądał i stroił miny, ucząc się godnego władcy uśmiechu.

Czego tam nie było?! Szczerzenie zębów, marszczenie nosa, czoła, wkładanie do pyska łap, a w końcu czyszczenia wapnem zębów, by bielały. Nie brakowało także scen, kiedy Kłamliwy Gniot podglądał inne zwierzęta, sprawdzając jak się uśmiechają, a nieraz biorąc lekcje u wiewiórek, które szczyciły się wytwornym i eleganckim uśmiechem. I kiedy mu się po kilku tygodniach zdawało, że już opanował i naprawił swój sztuczny uśmiech i na poranne powitanie Pięknej Lisicy promiennie się do niej uśmiechnął, zaniepokojona spytała, czy bolą go zęby.

Był zrujnowany.

Nie wiedział do kogo pójść po radę.

Tak bardzo był przejęty własnym uśmiechem, że już się uśmiechał do drzew, do ptaków, do kamieni, do chmur i słońca, aż poszła przez las pogłoska, że Kłamliwy Gniot zwariował, bo uśmiecha się nawet do kałuży wody, do błota, do liści, a nawet do jeży, jak wiadomo, przedstawicieli wrogiej partii.

Nie był to dobry sygnał.

Doszły te smutne informacje do Pięknej Lisicy, która oznajmiła mu, że skoro sobie nie radzi, powinien przerwać naukę uśmiechu i zająć się poprawianiem głosu.

– Naprawdę nie widać zmian w uśmiechu? – pytał strwożony, Piękna Lisica odpowiadała, że i owszem, widać, tylko, że te zmiany nie czynią go atrakcyjniejszym.

Zabolała go ta uwaga, zacisnął zęby, lecz nie odgryzł się jak za dawnych czasów, kiedy oboje byli jeszcze młodzi i panował nad lisicą. Teraz to ona nad nim panowała i nim dyrygowała.

– Zajmij się głosem – oznajmiła. – A później powrócisz do uśmiechu.

Kłamliwy Gniot posłusznie zajął się teraz kształceniem swojego nie tylko skrzekliwego, ale i piskliwego, czasami dla odmiany i rechotliwego głosu. A Piękna Lisica powtarzała mu.

– Jak będziesz się pięknie uśmiechał, zjednasz sobie lud. A jak będziesz jeszcze do tego mówił wyraźnym, męskim głosem, to zyskasz uznanie i szacunek u arystokracji rodowej. Najgodniejsze lisy i lisice będą ci sprzyjać. I jak zawsze, kończyła swoje rady:

– Masz być Carem!

A on kulił się i całował jej łapki.

Aż pewnego dnia Piękna Lisica uznała, że uśmiech wprawdzie wciąż wydaje się sztuczny i oślizgły, ale już bez wcześniejszej wręcz wymalowanej obłudy i oszustwa, więc na dobrą sprawę, może się publicznie uśmiechać.

Dostrzegła też poprawę w dykcji, szczególnie po eksperymencie z kamyczkami, które wkładał do pyska, by mieć płynną i gładką wymowę.

A wkładał te kamyczki, bo jego służby medyczne dowiedziały się z podsłuchów, że w rodzaju ludzkim taka metoda od lat daje niezłe rezultaty.

I rzeczywiście, po kilku tygodniach ćwiczeń, Kłamliwy Gniot już tak nie skrzeczał jak żaba w trakcie wiosennych godów.

Wtedy piękna lisica uznała, że może przystąpić do parlamentarnych mediacji, zapewniając sobie stanowisko władcy i Cara, jak głosiła, poklepując go łapą po głowie i przypominając, iż uśmiechem ma regulować nastroje podczas koalicyjnej narady, a głosem zapewniać sobie prestiż i powagę.

– Ale mam trudną sytuację – skarżył się.

Lecz Piękna Lisica nie chciała tego słuchać. Od razu zareagowała.

– Kogo się boisz? – zaatakowała. – Zimnego Smoka? – kpiąco na niego spojrzała.

– No, tego… wydaje mi się… – znowu zaczął stękać.

– I ty chcesz rządzić!? – naskoczyła na niego. – Z takim skamleniem?! Co się z tobą się dzieje? – waliła w niego kategorycznym głosem jak maczugą. – Nie potrafisz ryknąć?!

– Ja? Przecież…

– Co przecież? Że nie jesteś lwem, ani żubrem?!

– No, właśnie – stękał niepewnie. – Nie jestem…

– To bądź! – zgrzytnęła zębami. – Bądź lwem, żubrem, tygrysem, wilkiem, słoniem, ptakiem i gadem zarazem. – Bądź! Bo inaczej…

– Nie, błagam – jęczał. – Tylko nie to…

– To kogo się boisz? Tego podstarzałego, niedołężnego jeża?! Zimnego Smoka?

-No, wiesz, on jeszcze … tego…

– Co jeszcze? Co tego, baranie!? Toż nie widzisz, że to już charczący pryk! Starcze pojękiwanie! Ostatni śpiew! Już ledwie językiem w pysku obraca. I krzywi mordę. Tego się boisz?

– Ma jeszcze kolce – wystękał.

– Jakie kolce?! Jakie kolce, tchórzu?! Toż to ruina, zgliszcza…

– Nie, nie – bronił się. – Potrafi jeszcze dopiec, ma za sobą miliony. I jęzor ostry…

– Jakie miliony? I jaki jęzor? Toż nie widzisz jak się kurczą jego szeregi, jak zdradzają go jego właśni dragoni? Nie widzisz tego? A jak już dojdziesz do władzy, to złamiesz mu kark. A jak złamiesz mu kark, to załamie się także ta cała jego formacja…I jeże się skryją pod ziemią…

– Ale jęzor to on… Kpi sobie ze mnie…

– Dość! – zawyła. – Nie mogę tego słuchać! Boisz się starego pryka, któremu zęby już wypadają? I to jego ostatnie podrygi. A ty się jakichś kpin jego boisz? Ty, stary lis?

– Myślisz…

– Żadne myślisz! – przerwała. – Masz go załatwić raz na zawsze. Jak trzeba, wal maczugą, jak nie pomaga, wal chytrością, podstępem, fałszem, fortelem, przewrotnością. W zdobywaniu władzy wszystkie metody są dobre. Przecież wiesz, jak. Masz to w sobie. To nie nowość dla ciebie. Już niejednego załatwiłeś. I jego także wykończysz na amen!

– Nie mam za bardzo na kim się oprzeć – jęczał.

– Jak to nie masz? Przecież kilkanaście partyjek cię poparło. Dziki, kuropatwy, węże, szczury… – wyliczała.

– Ale…

– Znowu to ale?! Już mnie mdli od tego twojego ale. Nie ma żadnego ale!

– To na kim mam się oprzeć?

– Na kim?

– Właśnie, na kim? Jak to zlepek sam nie wiem czego. Z różnych lasów, wysp, gajów, pustyń, wodopojów…

– Na sobie się oprzyj. Tylko na sobie. Bo to ty jesteś siłą. Ty jesteś gwarantem, nadzieją, przyszłością i wiarą! Ty jeden! Nikogo ci nie trzeba. A do koryta to i tak będą gonić za tobą jak do wodopoju. I łapki ci będą lizać. Bo każdy zechce umoczyć swój ryjek w korycie. Przecież wiesz, co to za hołota! I jak to działa. Taka hołota gotowa wszystko zrobić, byleby rządzić – odsapnęła i dokończyła.

– Nie przejmuj się nimi. Jak okażesz się silny, będą cię całować po nogach. Bo taka to menażeria.

Autor zaprasza naszych czytelników do śledzenia losów zwierząt w powieści TŁUSTE KOTY, czyli PARLAMENT ZWIERZĄT. Wystarczy w wyszukiwarce wpisać tytuł dzieła „Tłuste koty, czyli parlament zwierząt” i podać nazwisko autora. Link do pierwszego rozdziału: https://www.youtube.com/watch?v=RWjucoK-bCw

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *