Europejski kryzys pierwiastków ziem rzadkich

Od lat Komisja Europejska podejmuje intensywne starania dywersyfikacji swoich dostaw pierwiastków ziem rzadkich (REE). Na pierwszym miejscu stawia poszukiwania, eksploatację i ich przetwarzanie na własnym terytorium. Równolegle zabezpiecza się umowami na dostawy z zaprzyjaźnionych krajów, do których zalicza się przede wszystkim Australię. Jednocześnie pracuje nad wszelkimi udogodnieniami prawnymi dla ich wydobycia.

Tych aktów, decyzji, programów i wszelkich innych dokumentów nie brakuje. Wydaje się nawet, że odpowiadają one za inflacyjne zainteresowanie się tym tematem. Bo co można dodać do analiz najwyższych władz UE, które nieustannie głoszą o podejmowanych działaniach w tej dziedzinie. Sukcesy medialne i polityczne są ewidentne. Przy bliższym przyjrzeniu się, rzecz zaczyna przypominać słynne opowiadanie Hansa Christiana Andersena „Nowe szaty króla”. Docenić tu trzeba profesjonalizm urzędników tej instytucji, którzy naśladując swoich poprzedników, są równie zręczni, przekonywujący i nieustający w przypisanej im roli.

Siedem lat temu

Pierwsze próby uniezależnienia się UE od blisko 100% importu pierwiastków ziem rzadkich z Chin, KE podjęła jeszcze 2017 roku. Sformułowano plan zrównoważonej eksploatacji złóż rud metali ziem rzadkich w Europie. Jego efektem było opracowanie projektu EURARE, który miał stworzyć podstawy dla rozwoju europejskiego przemysłu pierwiastków ziem rzadkich. Twierdzono, że utworzenie łańcucha wartości REE w Europie zapewni nieprzerwane dostawy surowców i produktów REE kluczowych dla sektorów gospodarki UE (w tym motoryzacyjnej, elektronicznej, maszynowej i chemicznej) w sposób zrównoważony, ekonomicznie opłacalny i przyjazny dla środowiska. Rozpoczęto energiczną jego realizację skupiając się na zasobach w Europie, demonstracyjnych technologiach pozyskiwania i uzyskania krytycznej skali kadry naukowej mającej wdrażać ten program. To wszystko było logicznie uzasadnione, trafnie sformułowane, tak że efekt winien być gwarantowany.

Coś poszło nie tak

Zaczynając od końca, nadal nie ma kadry naukowej zdolnej w skali przemysłowej podołać temu wyzwaniu w UE. Jednym z powodów jest brak zainteresowania młodzieży tematem nauk ścisłych, geologicznych i górniczych. Jest to wyraźnie widoczne w naukach matematyczno-fizycznych, w których utrzymuje się stały poziom absolwentów. Ci jednak, jak wszyscy inni, chcą pracować w rozwojowych dobrze płatnych branżach. Do takich należą wszelkie dziedziny spokrewnione z informatyką, a specjaliści poszukiwani są wszędzie – od banków, po przemysł kosmiczny, od handlu po media – dlatego brakuje ich dla przyszłościowych programów wydobycia pierwiastków ziem rzadkich. Ponadto wobec ekologicznej propagandy skierowanej przeciwko wydobyciu surowców w UE, zajęcie się tą specjalnością w odczuciu absolwentów może wydawać się ryzykowne. Te same przyczyny w jeszcze większym wymiarze dotyczą nauk geologicznych i górniczych, które studiują coraz mniej liczni pasjonaci. Tendencje te dokumentuje portal statysta publikując finansowo-górnicze zaangażowanie poszczególnych krajów na świecie. Na 20 państw ujętych w tej statystyce najwyższe miejsce z państw UE zajmuje Finlandia na 15. pozycji, a po niej Polska na 19. miejscu. To dwie górnicze potęgi UE, które odpowiednio mają 6 – i 10-krotnie mniejsze dochody od znajdującego się na trzecim miejscu USA i kolejnej Rosji, a nawet Chile. To nie są statystyki zachęcające do wyboru pracy w przemyśle surowcowym UE.

Chińska dominacja

Europejskie informacje o chińskiej dominacji w produkcji pierwiastków ziem rzadkich doprowadzono do stereotypu wyrażanego w procentach opanowania rynku. Ponieważ procent ten utrzymuje się od lat, to wydaje się, że Chiny zatrzymały się na tym poziomie. Procentowo tak, ale liczbowo – nie. Bo osiem lat temu wypowiedziana Chinom wojna handlowa przyczyniła się do wzmożenia wydobycia i pozyskiwania tychże pierwiastków na całym świecie. Tu wystarczy porównać produkcję USA w 2016, która wynosiła 15 tys. ton REE, z rokiem 2020 – 18 tys. ton, czyli wzrost 20%. Natomiast w Chinach wynosiła ona odpowiednio 120 tys. ton (2016) i 240 tys. ton (2020) – wzrost o 100%, to procentowo pięciokrotnie więcej niż w USA. W ten sposób rywalizacja w produkcji REE bardziej służy Chinom aniżeli tym, którzy się tego podjęli. Przypomnieć trzeba, że od ok. 1965 roku obecną pozycję Chin zajmowały Stany Zjednoczone, które aktywniej włączyły się w produkcję metali ziem rzadkich wraz z podjęciem przygotowań do wysłania pierwszego człowieka na Księżyc (20.07.1969). Przez najbliższe 20 lat wydobywały one blisko 50% światowej produkcji.

Kadrowy paradoks

Polega on na tym, że najlepsze uniwersytety kształcące kadry dla przemysłu pierwiastków ziem rzadkich znajdują się w USA. Jednak młodzież amerykańska nastawiona jest na nauki prawnicze i odnawialne źródła energii, a już najmniej na wszelkie studia surowcowe. Natomiast Chińczycy interesują się wszystkim równocześnie, dlatego studia nad pozyskiwaniem metali ziem rzadkich na amerykańskich uniwersytetach oni przede wszystkim oblegają. Nie dzieje się to za darmo, bo wysokie opłaty z tego tytułu są finansową podstawą utrzymania tychże uczelni. Po powrocie do Chin absolwenci zasilają swój przemysł gwarantując mu utrzymanie pierwszej pozycji na świecie. Jakby tego było mało, to amerykańskich najzdolniejszych studentów Chiny zatrudniają u siebie, płacąc im znacznie wyższe wynagrodzenia, aniżeliby uzyskali oni w przemyśle w USA.

Europejska konkluzja

Fakty są wyraziste, specjalnie nie nagłaśniane jednak odnotowywane, głoszą, że im UE podejmuje większe działania dla uniezależnienia się od chińskiego importu metali ziem rzadkich, tym import ten staje się coraz większy. Informuje o tym australijski portal Mining Magazine twierdząc, że w 2022 roku import REE krajów UE z Chin wzrósł o kolejne 9%. Wniosek australijskiego medium w tej sprawie jest taki, że graniczy z niemożliwością, aby UE lub Stany Zjednoczone mogły kiedykolwiek odzyskać od Chin dominującą pozycję w wydobyciu, przetwarzaniu i pozyskiwaniu produktów pierwiastków ziem rzadkich – chyba że USA i kraje UE zaczną pod tym względem naśladować Chiny, co jest niezwykle trudne i kosztowne, ale wydaje się konieczne.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *