czyli rewolucja zdrowego rozsądku
Prezydent Donald Trump we wtorek, 29 kwietnia, nazwał pierwsze 100 dni swojej drugiej kadencji najbardziej udanym okresem w historii Ameryki, zaznaczając, że świat zauważył „rewolucję zdrowego rozsądku”. Prezydent znany jest z tego, że lubi się chwalić. I nie bez powodu. Choć jeszcze nie wszystko mu się udało, te 100 dni przyniosły sporo sukcesów.
„Jesteśmy tu dziś wieczorem w sercu naszego kraju, aby świętować najbardziej udane pierwsze 100 dni jakiejkolwiek administracji w historii naszego kraju – oznajmił Trump z Warren w stanie Michigan. – I tak jest według wielu, wielu osób. A najlepsze jest to, że dopiero zaczynamy. Jeszcze wszystkiego nie widzieliście. Wszystko dopiero zaczyna działać”.
Ratujemy amerykański sen
Trump zorganizował wiec w Macomb Community College na przedmieściach Detroit, w Michigan, gdzie w listopadzie wygrał z byłą wiceprezydent Kamalą Harris. Mówił o zabezpieczeniu południowej granicy z Meksykiem i deportacjach nielegalnych imigrantów, głównie przestępców i członków gangów. Mówił o wzmocnieniu armii, ograniczeniu marnotrawstwa rządowych pieniędzy i absurdalnych wydatków, o walce z ideologią „woke” i DEI (diversity, equity and inclusion – różnorodność, równość i inkluzywność). Mówił o zakończeniu szaleństwa „zielonej energii”, postawieniu na paliwa kopalne oraz obniżeniu podatków.
„A przede wszystkim ratujemy amerykański sen – oznajmił. – Ponownie czynimy Amerykę wielką. I dzieje się to szybko. To, czego świat był świadkiem w ciągu ostatnich 14 tygodni, to rewolucja zdrowego rozsądku. To wszystko, naprawdę. Jesteśmy konserwatystami, ty jesteś konserwatystą, ty jesteś liberałem, kimkolwiek. Wiecie, o co w tym wszystkim chodzi? O zdrowy rozsądek.” Dodał: „Kiedy się nad tym zastanowimy, jesteśmy za zdrowym rozsądkiem. Lubimy silne granice. Lubimy dobrą edukację. Lubimy niskie stopy procentowe. Lubimy móc kupić piękny samochód, a teraz odliczyć odsetki od pożyczki. Nigdy wcześniej tak się nie działo. Chcemy silnej armii. Chcemy niskich podatków”.
Ameryce potrzebny był wstrząs i powrót, a raczej próba powrotu do normalności, czyli wartości tradycyjnych: rodziny, Boga i patriotyzmu. Do wartości z takich stanów jak obie Dakoty, Teksas czy Wyoming, a nie z miast jak Nowy Jork, Los Angeles czy Chicago. „W ciągu 100 dni wprowadziliśmy najgłębszą zmianę w Waszyngtonie od prawie 100 lat – powiedział prezydent. – Dziś przeczytałem artykuł redakcyjny, że to najważniejsza prezydentura w historii. Co o tym myślicie? I nie była to nawet grupa, która normalnie by nas popierała. To była grupa ludzi, którzy – moim zdaniem – mają raczej liberalne poglądy, ale powiedzieli, że to najważniejsze wybory, te 5 listopada, bo zmieniły wszystko.”
I tutaj prezydent mija się z prawdą, bo lewicowa hydra, ten „progresywny” potwór pożerający Amerykę od kilku dziesięcioleci, został jedynie powstrzymany, jeszcze oddycha i walczy. Ten potwór nie został dobity.
Ścigamy nielegalnych
Dużo czasu republikanin poświęcił nielegalnej imigracji, skutecznemu zablokowaniu granicy z Meksykiem i deportacji brutalnych przestępców. „Pod rządami prezydenta Trumpa Ameryka nie jest już wysypiskiem dla przestępców. Oni nawet nie próbują się tu dostać” – oznajmił. Zaatakował również demokratów za „ściganie się w obronie” członków gangów i „ściganie się do sądów”, aby powstrzymać jego wysiłki deportacyjne. „Demokraci przyrzekali masową inwazję i masową migrację. My dokonujemy masowych deportacji i dzieje się to bardzo szybko – oznajmił. – Ale podczas gdy my walczymy o ochronę Amerykanów, radykalni lewicowi demokraci walczą o ochronę przestępców TDA i MS-13 (gangi o rodowodzie wenezuelskim i salwadorskim – red.).”
Miał całkowitą rację, gdy mówił: „Przez lata politycy Demokratów nie protestowali ani słowem, gdy amerykańskie kobiety i dziewczęta były gwałcone i mordowane przez te potwory. A w momencie, gdy próbujemy ich deportować, radykalna Partia Demokratyczna spieszy się, by bronić jednych z najbardziej brutalnych dzikusów na Ziemi. Kto, do cholery, głosowałby na tych ludzi? Pędzą do sądów, by im pomóc. Ale to nie jest to, czego chcą ludzie. To nie jest to, na co głosowali w rekordowej liczbie”. Trump podnosił imigrację jako kwestię nr 1, jedną z najważniejszych w swoich programie wyborczym, która zapewniła mu Biały Dom.
Walczymy o gospodarkę
Prezydent wychwalał osiągnięcia gospodarcze, jednocześnie atakując przewodniczącego Rezerwy Federalnej Jerome’a Powella, że nie obniża stóp procentowych. „Ceny benzyny spadły o wiele. Ceny energii spadły. Stawki kredytów hipotecznych właśnie spadły. Ceny leków na receptę właśnie odnotowały największy miesięczny spadek w historii. Co o tym myślicie? – pytał. – To wielka rzecz. Muszę to powtarzać raz po raz, ponieważ nigdy ci tego nie powiedzą. Fake news nigdy ci nie powiedzą, że ceny artykułów spożywczych spadły, że wszystko spadło”.
Prezydent przekonywał uczestników wiecu, że wkrótce będą zadowoleni z powodu dobrodziejstw taryf i wyrażał optymizm co do porozumienia z Chinami. Nałożone nowe cła, niektóre czasowo wstrzymane, spowodowały wiele niepokoju wśród Amerykanów odnośnie wyższych cen i dostępności zagranicznych towarów. Spokojnie można uznać decyzję o wprowadzeniu taryf za jedną z najważniejszych, o ile nie najważniejszą, ze wszystkich decyzji prezydenta i jednocześnie kontrowersyjną. Nie była ona jednak niespodzianką, bowiem w kampanii wyborczej zapowiadał takie ruchy.
„Wkrótce będziecie bardzo dumni z tego kraju. A dzięki moim taryfom na Chiny zakończymy największą kradzież miejsc pracy w historii świata. Chiny zabrały nam więcej miejsc pracy, niż jakikolwiek kraj kiedykolwiek zabrał innemu krajowi. I to nie znaczy, że nie będziemy się dogadywać” – oświadczył. Był przy okazji pełen nadziei: „Ale myślę, że to się uda. Oni chcą zawrzeć umowę i oni to zrobią, my zawrzemy umowę. Ale to będzie uczciwa umowa. To nie będzie umowa, na mocy której stracimy 1 bilion dolarów rocznie, jak to miało miejsce w przypadku Joe Bidena”.
Po 100 dniach wyniki sondaży są mieszane, niektóre sugerują silne poparcie dla jego dotychczasowych wysiłków, ale inne wykazują niepokoje związane z taryfami, utratę zaufania konsumentów i obawy, że jego polityka dotycząca imigracji, DEI i LGBTQ mogła pójść za daleko. Biorąc pod uwagę, że większość sondaży przeprowadzają nieprzyjazne mu media lub instytucje, nie ma co przykładać do nich większej wagi.
Trump przez pierwsze 100 dni podpisał około 150 dekretów wykonawczych, w tym mające na celu zabezpieczenie granicy, ochronę sportu kobiet przed transwestytami i uwolnienie potencjału energetycznego Ameryki. Stany Zjednoczone odnotowały w tym czasie napływ inwestycji, które administracja federalna szacuje na ponad 5 bilionów dolarów, co przekłada się na stworzenie ponad 450 tysięcy miejsc pracy. Kluczowym elementem kampanii Trumpa w 2024 r. byli pracownicy związkowi, zwłaszcza w stanach takich jak Michigan i hrabstwach takich jak Macomb i podobnych, które są częścią obszaru metropolitalnego Detroit. Trump wprowadził taryfy, obniżył regulacje, odwołał nakaz dotyczący pojazdów elektrycznych z ery Bidena i jest gotowy obniżyć podatki, ponieważ chce odtworzyć amerykański przemysł wytwórczy i przywrócić go do życia.
Podczas wiecu prezydent zachwalał utworzenie komisji prezydenckiej, która ma „ponownie uczynić Amerykę zdrową”, zachwalał też ogłoszenie istnienia tylko dwóch płci w USA, wycofanie się z Porozumienia Paryskiego w sprawie klimatu i Światowej Organizacji Zdrowia oraz gruntowną przebudowę federalnej administracji. Nikt nie będzie się w Ameryce przejmował tym, czy Trumpowi uda się doprowadzić do pokoju na Ukrainie czy Bliskim Wschodzie. Jeśli tylko rozrusza bardziej gospodarkę i wpłynie na obniżkę kosztów życia, wszystkie błędy będą mu zapomniane. Ma rzeczywiście szansę przejść do historii jako jeden z najwybitniejszych prezydentów Stanów Zjednoczonych.