Julia Filipiak

Julia jest laureatką II nagrody naszego konkursu literackiego w dziedzinie poezji. Jej świeża, dynamiczna wyobraźnia pozwala sądzić, że kolejne wiersze będą coraz bardziej dojrzałe i wyrażą stan ducha młodego pokolenia. Ale już te wskazują, że autorka traktuje pisanie poważnie i mierzy się z tematyką egzystencjalną, która wymaga – właśnie – nie tylko dojrzałości intelektualnej, ale i silnych zasad moralnych. Jeden i drugi pierwiastek już tutaj występuje. Stanisław Srokowski

No name

Pamiętam tamten dzień
Rozpoczął się, ale
Był tylko fragmentem
Zmiętego biletu ze złą datą
(Ludzie na dworcu
Głoski, nieszorstkie, podobne do naszych,
Ludzie uciekający
Serca, nieszorstkie, podobne do naszych)
Pamiętam wyraz twarzy,
Który po zamknięciu oczu
Był starszy niż sugerowała
Brązowa szamponetka
Jak dawno została nałożona?
Wcześniej niż tydzień,
Skoro ta kobieta
Stała teraz przede mną
Życie spakowała do dwóch toreb
(Trzecią ukradziono
Czwartą zabrał syn
Piąta nie zmieściła się do rąk)
Miałam czerwony golf,
Nie patrzyła,
Mrużyła powieki
Teraz myślę, że to przez bezsenność
Uklękłam, nie płakała
Wątpię, żeby cokolwiek
(Zostało jeszcze w jej spojrzeniu)
Miało dla niej znaczenie
Myślałam…
Dorośli są wytrwali
Dorośli są silni.
Ale ta kobieta z pewnością była dorosła
Chyba najgorsza była jej kurtka
Wdech. Wydech…
Moja mama ma taką samą
Więcej nie przyszłam na dworzec

Widziałam chmury w kształcie (naszej) swojej przyszłości

Wspinając się po fasoli
nikt nie pamięta, skąd wyszedł.
Spadając,
nie dowie się, gdzie skończył.
Kawa nie paruje,
tylko woda, zmieniając stan skupienia
widzi, dlaczego atencja
jest tak ulotna.
Dostosowany tekst na stronie
spada, po przycisku Backspace.
Dopóki nie trafi do pamięci długotrwałej,
nie zrani czytelnika.
Błękitne szkiełka,
które znają lepsze czasy,
nie błyszczą już jak dawniej.
Zamknięte w złotej klatce.
Patrząc za horyzont nie rozumiem,
czemu jesteś gdzie indziej.
I dlaczego Gdzie Indziej
podziewa się horyzont.

Dalej niż sięgają słowa

Widziałam chmury
Latałam dla widoków
Latałam dla świata
Dalej, za strefy czasowe
Gdzie myśli kształtował horyzont,
Bardzo prosty, bez precedensów.
Nie zdziwiłam się bardzo,
Kiedy rząd krzeseł
Spadł

Wszystko, co było złudzeniem

Chwila szybko mija.
Myśli zostają.
(We wspomnieniach:
Chwila zostaje.
Myśli szybko mijają.)
Oddycham światem.
Zapominam o Tobie.
(We wspomnieniach:
Oddycham Tobą.
Zapominam o świecie.)
Jesteś przygodą.
Jestem winna.
(We wspomnieniach:
Jestem przygodą.
Jesteś wrażliwa.)
Pocałunki smakują latem.
Lato smakuje cynamonem.
(We wspomnieniach:
Pocałunki smakują cynamonem.
Lato smakuje Tobą.)
Odchodzisz żwirową drogą.
Krzyczę, żebyś nie wracała.
(W marzeniach:
Stoisz obok na drodze.
Szepczę, żebyś została.)

Niesione leśnym runem

~ z dedykacją dla Nariman i jej córki, która obecnie jest w moim wieku


(W bezimiennych lasach)
(Anonimowy szelest, kiedy idziemy)
(Drżenie twoich dłoni)
(Nie mogę patrzeć)
(Poczekaj, znajdę dla nas miejsce)
Obiecuję,
Będę cię kochać
do końca (tego wiersza)
Później wstanę
i podążę śladem
zwierząt (tych dookoła nas)
Ale obiecuję,
Będę cię kochać
aż do końca (tej drogi)
Nie martw się,
granica jest daleko
od nas (od ciebie, nie ode mnie)
Wiem, że płaczesz
nie płacz
spotkamy się na innym rozwidleniu
(na innym skrzyżowaniu)
Przyniosę ci pamiątki
Kości, próchno i pokrzywy
Uplotę z nich wianek
– (wsunę kwiaty w twoje włosy)
Wrócę,
odpowiemy wyciu śmiechem
(jesteśmy silniejsze niż oni)
Obiecuję,
Będę cię kochać
Nawet, gdy usłyszysz
(wołanie dzikich zwierząt)

Wabi-Sabi

W dniu, w którym cię poznałam
I w dnie, w które nas nie było
W chwilach nieuwagi
I w chwilach skupienia
W momentach bezsilności i piękności bycia
W cenie łez, straty
Pragnienia i milczenia
W oceanie uczuć, nie myśli
W zaszeptanych drogach
I czasie, który nie wróci
W brzydocie – popękanych płytkach
Oraz herbacie, bez dzbanka, dającej się nalać
W tym, jak długo czekałam
I jak niewspółmiernie długo jechał pociąg
W domach, ale tylko jednym naszym
Pod plecionymi kocami
W tamtych oczach na ulicy
Tych, których już nie widać
W taksówce przez Warszawę
O północy, po zachodzie
W rytmie serc
(Między którymi wszystko,
co brzydkie, staje się piękne,
a ja nie czuję zziębniętych dłoni,
bo stojąc obok ciebie, nie muszę)
Aż do końca, w twoich słowach,
Nasza idealność w nie-idealności

Dom na wschodzie

Pęk kluczy w ręku, drzwi
Rower oparty bokiem o bok
Z oderwanymi kołami, nie jedzie
Emaliowana wanna, za-
Słony.
Twarde podłogi okryte dywanem
Raz za razem, skrzypienie szafy
Zepsute żyrandole, abażury
Abażury…
Łatwiej byłoby otworzyć okna, wpuścić słońce na
Przestrzał

Po drodze w dół, do Przystani

Bezgwiezdne Morze wyszumiało mi kiedyś,
W rytmie przewracanych kartek,
Że czas (czasami) nie płynie.
Wśród miodu i piór,
Aż po książkowy horyzont,
Gdzie zamiast okładki,
spotykam Ciebie.
I tulisz moje smutki, dotykasz, całujesz
Ale wiem, że nie mogę uciekać
przed światem zbyt długo.
Bo czas nie czeka, a ja nie czekam na czas
W którym znowu cię zobaczę,
W którym znowu cię
W którym

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *