Uwagi na temat książki Bogdana Rymanowskiego pt. „Dopaść Morawieckiego”
Książkę Bogdana Rymanowskiego pt. „Dopaść Morawieckiego” łatwo się czyta. Oparta jest ona na wypowiedziach różnych osób i wiele spraw bada z różnych stron. Niemniej w rozdziale III pt. „Urodzony pacyfista” bazuje jedynie na fragmentach wypowiedzi Kornela dotyczących jego poglądów pacyfistycznych, na temat których dość często się wypowiadał, jako że od powstania Solidarności Walczącej przypisuje się mu „łatkę terrorysty”. Autor podziwia poglądy swojego bohatera, jednocześnie leje „wodę na młyn” tym wszystkim, którzy zajmują się pomniejszaniem roli Kornela w tworzeniu „Solidarności Walczącej” pisząc:
„Ze studiami na Uniwersytecie Wrocławskim łączy się jeszcze jedna zagadkowa historia. Kornel nie spędził nawet pięciu minut na zajęciach Studium Wojskowego. W tamtych czasach był to przedmiot obowiązkowy, Kornel nie został wyrzucony z uczelni”.
Tak się składa, że kiedy Kornel Morawiecki kończył studia na wydziale Mat-Fiz-Chem kierunek Fizyka, w tym czasie wraz jego siostrą Zosią byłyśmy na II roku (pierwszy zaliczyłam na Uniwersytecie w Toruniu) tego samego wydziału, ale studiowałyśmy chemię. W tych czasach na Uniwersytecie Wrocławskim obowiązywał regulamin studiów przeniesiony z uczelni lwowskich, zgodnie z którym studenci mogli mieć niezaliczone jedne zajęcia niepowiązane z kierunkiem studiów i studiować na następnym roku. Dostawało się tak zwany wpis warunkowy. I tak z roku na rok, aż do obrony pracy magisterskiej. Wielu z nas korzystało z tej możliwości. Byliśmy młodzi, w większości bardzo biedni. W zrujnowanym Wrocławiu brak było miejsc w akademikach, stypendium nie wystarczało na wynajęcie sublokatorki i utrzymanie się na studiach. Trzeba było dorabiać, ja na przykład przez całe studia udzielałam uczniom korepetycji z chemii. Byłam półsierotą, mój Ojciec zmarł w 1959 roku po przesłuchaniu na UB. Na drugim roku chciałam zrezygnować z lektoratu z języka rosyjskiego i zamienić go na inny język. Po odmowie skorzystałam z warunkowego zaliczenia, a formalności załatwiłam dopiero po obronie pracy magisterskiej. Można było także skorzystać z indywidualnego toku studiów, tak jak ja, po urodzeniu córki, i przedłużyć czas trwania studiów. Ponadto studenci nie podlegali obowiązkowemu poborowi do wojska. W tym czasie wielu młodych mężczyzn szło na studia wyższe, aby uniknąć obowiązkowej służby wojskowej.
Z zachowanego mojego indeksu wynika jasno, że tzn. szkolenie w Studium Wojskowym zaczynało się na II roku studiów i trwało jeden semestr. Prowadził je pułkownik A. Gloc raz w tygodniu. Trzygodzinne zajęcia, na które przychodzili także studenci II roku innych kierunków naszego wydziału, odbywały się w dużej sali wykładowej. Wykłady należały do bardzo nudnych i kończyły się egzaminem, do którego nikt się nie przygotowywał. Na tym kończyła się edukacja prowadzona przez Studium Wojskowe. Na innych uczelniach, takich jak Politechnika czy Akademia Medyczna, program zajęć w Studium Wojskowym był inny.
Jak to rozwiązano w wypadku Kornela Morawieckiego, wystarczyłoby przejrzeć jego indeks ze studiów lub pozamawiać z żoną Jadwigą czy siostrą Zosią. Klimat tamtych lat dość dobrze oddaje piosenka Sławy Przybylskiej „Okularnicy”. Następnie autor książki zadaje pytanie i odpowiada, dlaczego Morawieckiemu nie spadł włos z głowy. Odpowiedź, jakiej udziela autor książki, wskazuje na brak wiedzy na temat polskich środowisk naukowych po drugiej wojnie światowej, czemu się nie dziwię. Historycy niezbyt chętnie piszą o tamtych czasach, bo niejednokrotnie musieliby krytykować swoich nauczycieli. Zaciera się prawda o tym, że proces podporządkowywania sobie uczelni wyższych przez władze PRL przebiegał z różną szybkością, a ta zależała w dużej mierze od doświadczeń, jakich poszczególne środowiska akademickie doznały podczas II wojny światowej.
Można podzielić je na te, które doświadczyły na sobie metod zniewalania stosowanych tylko przez jeden system totalitarny – niemiecki. Zdecydowana większość tych środowisk miała nadzieję, że w odradzającej się Polsce szkolnictwo wyższe będzie funkcjonować podobnie jak przed II wojną światową. Marek Wroński w książce pt. „Zagadka śmierci prof. Mariana Grzybowskiego” opisuje na podstawie dokumentów, z jaką łatwością władze komunistyczne podporządkowały sobie Akademię Medyczną w Warszawie. Palec Boży czuwał nad Kornelem Morawieckim, że nie dostał się na medycynę w Warszawie. Tam z pewnością taki numer by nie przeszedł.
Druga grupa to środowiska naukowe wywodząca się z Kresów (Wilno i Lwów), które doświadczyły na sobie metod zniewalania, stosowanych przez dwa systemy totalitarne, zarówno niemiecki jak i sowiecki. W latach 40. i 50. zdecydowana większość tych środowisk pozbawiona była wszelkich złudzeń co do nowej rzeczywistości. Przekonane były, że taki stan rzeczy nie potrwa długo, że „Anders na białym koniu wróci i wyzwoli Polskę”. W 1956 roku powstanie węgierskie oraz Poznański Czerwiec uświadomiły ostatecznie wszystkim, że wyjście Polski spod kurateli Moskwy jest niemożliwe i nie ma co liczyć na Zachód. Zaczyna się powolny proces przystosowywania się tych środowisk do warunków panujących w kraju.
W przedwojennej Polsce środowisko naukowe Lwowa należało do wiodących w kraju, a w naukach matematyczno-przyrodniczych wybijało się również na świecie. Zdecydowana większość tego środowiska naukowego przybyła do zniszczonego trwającym 80 dni oblężeniem Wrocławia i niepewnego jeszcze statusu Ziem Odzyskanych. Przenoszą z uczelni lwowskich zarówno metody nauczania jak i zarządzania uczelnią, a Rady Wydziału w głosowaniu tajnym oceniały wiedzę i umiejętności młodych adeptów nauki. Daje to możliwość studiowania, a następnie zdobywania stopni naukowych zdolnej młodzieży z podziemia niepodległościowego. Wśród nich są między innymi prof. Jerzy Kotliński ps. Wojtek, prof. Antoni Siewiński ps. Flisak czy prof. Marian Mordarski ps. Śmiga. Szansa studiowania dotyczy także przyszłych działaczy „Solidarności Walczącej” z Kornelem Morawieckim włącznie. Wiedzę, jaką zdobyli na uczelni, potrafili skutecznie wykorzystać w działalności konspiracyjnej, a ich analityczne umysły potrafiły przewidzieć rozpad ZSRR. Zapamiętałam wypowiedź jednego z nich, Piotra Medonia, który w połowie lat 80. podczas podróży pociągiem wiozącym nas na Międzynarodową Szkołę Biofizyków przekonywał, że ZSRR rozpadnie się w ciągu 10 lat i uzasadniał dlaczego. Nietrudno domyśleć się reakcji współtowarzyszy podroży, było to niedługo po zawieszeniu stanu wojennego.
Ostatecznie strajki studenckie w marcu 1968 roku pokazują, że proces podporządkowywania sobie uczelni wyższych przez komunistów zachodził z różną szybkością na uczelniach polskich. Na żądanie władz komunistycznych większość rektorów uczelni zdelegalizowała strajki. Poleceniu temu nie podporządkowali się jedynie rektorzy dwóch uczelni wrocławskich: prof. Tadeusz Baranowski z Akademii Medycznej oraz prof. Alfred Jahn z Uniwersytetu Wrocławskiego. Co niezwykłe, Rada Wydziału Matematyczno-Fizyczno-Chemicznego UWr podjęła uchwałę potępiającą represje wobec studentów. To w niej w tym czasie zasiadał Kornel Morawiecki, reprezentując grupę tzw. niesamodzielnych pracowników naukowych.
Radykalne zmiany, jakie zaszły na uczelniach po wydarzeniach marcowych 1968 roku ostatecznie podporządkowały wszystkie uczelnie „przewodniej sile narodu” czyli PZPR. Nie trwało to jednak długo. Wybór Polaka na Papieża w 1978 roku i jego pielgrzymka do Polski w 1979 roku spowodowały, że coś drgnęło w narodzie polskim. Rok później wybuchły strajki i powstała Solidarność, która działała w sposób jawny i demokratyczny. Ten sposób działania nie mógł się sprawdzić w stanie wojennym. Zarówno strajki jak i przerwy w pracy w tzw. miesięcznice zawsze kończyły się aresztowaniami. Rozumiało to wielu działaczy Solidarności. Utworzona przez Solidarność Walczącą struktura, zwana fraktalną, utajniała grupy działaczy a prowadzona samoobserwacja zabezpieczała przed
inwigilacją. Obowiązywała zasada – im mniej wiesz, tym lepiej dla ciebie i organizacji. Na początku stanu wojennego ekipa Jaruzelskiego wprowadziła w bardzo wielu zakładach pracy i przedsiębiorstwach produkcyjnych tzw. reorganizacje, niby w szczytnym celu, a tak naprawdę, aby się pozbyć aktywnych członków i działaczy Solidarności. Oficjalnie nie zwalniano ich z pracy, ale w nowej strukturze organizacyjnej nie było dla nich miejsca. Duża część tych osób zasiliła szeregi Solidarności Walczącej zajmując się drukiem i kolportażem prasy podziemnej. Oddziały SW posiadające dużą autonomię powstawały w różnych regionach Polski.
Wracając jeszcze do poglądów pacyfistycznych Kornela Morawieckiego. Solidarność na uczelniach wyższych tworzyło w zdecydowanej większości już to pokolenie Polaków, które nie pamiętało II wojny światowej a wychowywało się na gruzach, jakie pozostawiła ona po sobie. Widząc ten ogrom zniszczeń w zdecydowanej większości byliśmy pacyfistami, zafascynowanymi postacią Gandhiego i jego metodami walki o wolne Indie. Taki sam był Kornel Morawiecki, którzy przez całe swoje życie musiał się tłumaczyć, że nie jest terrorystą.