Przekleństwo politycznego kaznodziejstwa

Szczęśliwość zapanuje odtąd w naszej krainie. Albowiem powiadam wam: zrobimy wszystko, aby zło się nie odrodziło, wyplenimy je do korzeni i zapanuje dobro, miłość i demokracja…

Czyżbym się zapędził? Czyż to nie przesada opowiadać o polityce kaznodziejskim językiem? Ależ tak, to na pewno przesada. To pomieszanie porządków. Ale to pomieszanie trwa od dawna.

Polityka ma swoje wysokie miejsce w porządku rzeczy. Jest to trudna i wymagająca dziedzina dbania o dobro wspólne zwane państwem. Dlatego nadają się do niej osoby dojrzałe, doświadczone, mądre i ideowe. Dlaczego więc słowo „polityka” traktowane jest jak obelga? I to do tego stopnia, że sami politycy się od niej odżegnują.Setnie się ubawiłem czytając na plakatach podczas którejś z byłych kampanii wyborczych: Nie róbmy polityki, budujmy mosty. Były to plakaty partii politycznej. Co więc mają robić politycy jak nie politykę? Za co im płacimy? Przecież od budowania mostów są inżynierowie i budowlańcy.

Mam takie wrażenie, że uprawianie polityki kojarzy się ludziom z czymś brudnym i wręcz obrzydliwym nie dlatego, że politycy zajmują się polityką, a dlatego, że się nią nie zajmują. Nie mówię, rzecz jasna, o wszystkich. Jednak bardzo wielu zamiast polityki uprawia dziwne kaznodziejstwo. Wskazuje dobro i zło. Przy czym jakimś zbiegiem okoliczności tym dobrem jest ich rodzime ugrupowanie, a złem – przeciwnicy.

Dlaczego tak się dzieje? Bo prawda przestała mieć znaczenie. Można wymyślić dowolne kłamstwo, byle było skuteczne. Rozsypał się porządek, w którym istnieją wartości nadrzędne, które wszyscy uznają. Dawniej łączyło nas chrześcijaństwo. Od transcendencji była religia, a politycy od zarządzania sprawami ziemskimi. Teraz, gdy wielu ludzi odeszło od Kościoła, ludzie potrzebują jakiejś formy wiary.

My, wierzący, nie doceniliśmy tego, jak silna jest ta potrzeba. Pamiętam jak świetnie się bawiłem obserwując powstanie KOD-u. To było prześmieszne. Ten manifest napisany niby to na starej maszynie, te oporniki. Rozmawiałem z koleżanką ze studiów na Facebooku i napisałem, że o oporniki teraz może trudniej, bo elektronika jest na układach scalonych, ale o styropian nie ma się co martwić, bo marketów budowlanych pod dostatkiem… Nie zrozumiała.

Jak się potem wszyscy przekonaliśmy, to co wydaje się śmieszne, z biegiem czasu staje się straszne. Przekształciło się to w quasi religię z symbolem identyfikującym ***** ***, z kaznodziejami, a może kapłanami czy nawet prorokami. Ze świętą misją, która usprawiedliwia wszelkie zastosowane środki. Bo przecież wydrukowanie plakatów „Pokonajmy to zło” z pieniędzy zbieranych na szczytne cele charytatywne, nikogo z wyznawców nie dziwi i nie bulwersuje. Mamy też pierwszego męczennika ogłoszonego z trybuny sejmowej. Lider koalicji szykującej się do rządzenia zaczyna swoje expose od odczytania listu człowieka, który wziął na serio wszystkie te brednie mediów o upadku demokracji, o łamaniu konstytucji, o aferach. Uwierzył, że zapanowało zło, co skończyło się tragicznie.

Zapewne nie jestem obiektywny, bo mam swoje preferencje polityczne i więcej win widzę po stronie przeciwników. To jest ludzkie. Dobrze by było jednak, żebyśmy pamiętali, że podział na „dobrych i złych” jest umysłową łatwizną, szczególnie niebezpieczną, gdy uprawiają ją politycy. Jak napisał Aleksander Sołżenicyn w książce „Archipelag Gułag”: granica między dobrem a złem przebiega przez serce każdego człowieka.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *