W 2010 roku, wychodząc z lokalu wyborczego, spotkałem znajomą z mojej parafii.
– I co, pani Mieciu, spełniła pani swój obywatelski obowiązek? – zagadnąłem.
– Tak, ale gdyby pan wiedział, ile mnie to zdrowia kosztowało!
Pani Miecia miała dobrze po osiemdziesiątce, chodziła o kulach i to zapewne z tego powodu – pomyślałem.
– A co, miała pani wątpliwości na kogo głosować? – dopytywałem.
– Nie, nie miałam, ale się pomyliłam. Zamiast postawić krzyżyk przy Kaczorze, postawiłam przy Komorze.
– A to rzeczywiście ma pani powód do zdenerwowania, ale proszę się nie martwić, jakoś to pani przeżyje – pocieszyłem ją.
– Chyba przeżyję, bo udało mi się błąd naprawić.
– Jak? – zapytałem.
I pani Miecia opowiedziała mi, jak wybrnęła z tej sytuacji. Podeszła do komisji i powiedziała, że się pomyliła i poprosiła o nową listę albo żeby pozwolono jej na poprawkę, co komisja uwiarygodniłaby swoimi podpisami. Okazało się, ku rozpaczy pani Mieci, że to jest niemożliwe. Pozostało jej albo dopisać jeszcze jeden krzyżyk i oddać głos nieważny, albo w ogóle nie wrzucać kartki do urny. Wybrała ten drugi wariant. W domu nie mogła sobie znaleźć miejsca. Pytanie, czy da się jeszcze coś zrobić, nie dawało jej spokoju. Kombinowała, kombinowała i wykombinowała. Poszła do sąsiadki, która sympatyzowała z inną partią i miała innego kandydata. Miała do niej powiedzieć jakoś tak:
– Słuchaj, zostańmy przy swoich poglądach i nie kłóćmy się już więcej. Proponuję, na znak pojednania, żebyśmy poszły razem zagłosować, ja oddam głos na twego kandydata i ci pokażę, a ty na mojego i też mi pokażesz, że tak zrobiłaś.
Sąsiadka pomysł kupiła i tak się stało. Pani Miecia pozbyła się wyrzutów.
Mój 95-letni sąsiad na wiosnę bardzo podupadł na zdrowiu, podobno był u niego ksiądz z ostatnim namaszczeniem. Miesiąc przed tegorocznymi wyborami spotkałem go na klatce schodowej mocno trzymającego się poręczy. – Jak zdrówko panie Dyziu – grzecznościowo zagadnąłem. – Panie Piotrze, modlę się, aby Bóg pozwolił mi jeszcze dożyć do wyborów. Moja inna sąsiadka, też bardzo wiekowa, która porusza się po mieszkaniu tylko z pomocą chodzika, poprosiła mnie, abym zawiózł ją na wybory, bo ona koniecznie musi oddać głos na swoją opcję i wziąć udział w referendum.
Podałem te trzy przykłady, aby pokazać do jakich poświęceń są gotowi starsi ludzie, jak bardzo ważne jest dla nich, aby w wyborach zwyciężyło ich ugrupowanie i ludzie, którym wierzą, do których mają zaufanie. Ci ludzie mają ogromne doświadczenie życiowe, a historię znają nie tylko z podręczników.
Tymczasem sondaże robione wśród młodych pokazują, że ich znajomość historii jest na żenującym poziomie, że polityka średnio ich interesuje, a do życia mają raczej konsumpcyjny stosunek i bezrefleksyjnie przyjmują informacje, które sufluje im smartfon. Zachodzi więc pytanie, jak to się stało, że wzięli oni tak liczny udział w tegorocznych wyborach parlamentarnych i potrafili stać na dworze w długich kolejkach, nawet do rana, jak np. we wrocławskiej dzielnicy Jagodno? Jak wytłumaczyć, że wiedzieli o tym pracownicy pobliskiej pizzerii i po pracy wykonali jeszcze dodatkowo 300 pizz, które koło północy zaczęli im je rozdawać za darmo? Mój znajomy tak to skomentował: – To był cud nad Odrą. Inne pytania, jakie się nasuwają, to skąd kandydat na posła Tomasz Zimoch, mieszkający na stałe w mieście Łodzi, wiedział, że po godzinie 21 na Jagodnie ludzie jeszcze stoją w kolejce do urny i ciągle ich przybywa? Jak mu się udało o tej porze zorganizować taką ilość kubków gorącej herbaty i przywieźć zziębniętym kolejkowiczom? Geniusz – zapewne powiedziałby Czerepach z serialu Ranczo.
Odpowiedzi na te pytania częściowo udzielił Marcin Dybowski z Ruchu Kontroli Wyborów. Twierdzi, że Państwowa Komisja Wyborcza, do której wpłynęło około 2500 skarg, zlekceważyła swoje obowiązki. Uważa, że wybory 2023 powinny być unieważnione ze względu na karygodne łamanie przepisów np. nielegalnie przedłużone godziny wyborcze. I też zadaje pytanie, jak to się stało, że Trzecia Droga wieczorem miała zaledwie 7%, a pod koniec głosowania dostała drugie tyle?
A jak wytłumaczyć inny cud, który zdarzył się w Gminie Supraśl w powiecie białostockim? Do urny wrzucono 1478 kart, choć było 1482 wyborców. Tym, że musiał tam być jakiś kolekcjoner druków PKW? Ciekawostka jest jeszcze taka, że spośród tych 1482 wyborców tylko jeden był mieszkańcem, który figurował w spisie wyborców gminy, 1481obywateli głosowało dzięki zaświadczeniu o prawie do głosowania poza miejscem stałego pobytu.
A propos łamania przepisów. Gdy byłem w swoim lokalu wyborczym, kobieta z Komisji Wyborczej zapytała mnie, czy życzę sobie wszystkie karty do głosowania. – Nie rozumiem pytania – odpowiedziałem. Wyjaśniła, że nie muszę brać wszystkich, że niektórzy nie biorą tych dotyczących referendum. – Pani nie wolno zadawać wyborcom takiego pytania. Od rana wyjaśnia to PKW i tę informację rozsyłała do wszystkich lokali wyborczych w Polsce. Dochodzi godzina 18. Czy do was jeszcze ta informacja nie dotarła? – wykrzyczałem, tak aby słyszała cała Komisja i wyborcy stojący w kolejce.
Ludzie mego pokolenia uważają, że każde wybory są ważne, a te tegoroczne szczególnie. Wiedząc o tym moja córka, która już trzeci raz głosowała poza Wrocławiem, przed głosowaniem przysłała mi zdjęcie pobranego zaświadczenia o prawie do głosowania poza miejscem zameldowania. Przesłała nie w obawie, że gdyby tego nie zrobiła, to mógłbym ją wydziedziczyć, ale aby mnie uspokoić. Patrząc na to zaświadczenie pomyślałem, że urzędnik, który je jej wystawił, gdyby był wyznawcą ośmiu gwiazdek, to mógłby takich kilka wydać swojemu koledze, też wyznawcy ośmiu gwiazdek. A gdyby ten zagłosował tyle razy, ile miał takich zaświadczeń, to czy system kontroli to by wykrył? A może wystarczyło posłużyć się dobrej jakości kserokopiarką. Te pytania dręczą mnie do dziś.
Na pytanie jak oceniam wynik wyborów, tak odpowiadam. Wyobraźmy sobie mecz koszykówki, w którym jakiś zawodnik NBA (National Basketball Association), najlepszej ligi koszykarskiej świata, miałby rozegrać mecz przeciwko pięciu zawodnikom, którzy grywają w koszykówkę, ale tylko uliczną, czy podwórkową. Tego meczu, zawodnik NBA, mimo że przewyższa znacznie umiejętnościami swoich rywali, nie miałby szans wygrać. Nec Hercules contra plures. Tak wyglądały ostatnie nasze wybory parlamentarne, przy czym przeciwko liderowi nie wystąpiło pięciu, a jedenastu zawodników, a na dodatek tych jedenastu przyprowadziło na ten mecz swoich radykalnych kibiców-zadymiarzy. W tych okolicznościach wynik, jaki osiągnął lider, należy uznać za sukces, ale końcowy rezultat może się jeszcze zmienić, bo mecz jeszcze trwa i wiele wskazuje na to, że z tej jedenastki niektórzy zawodnicy się wycofają.