Popularny polityk, były premier rządu RP, europoseł, profesor i naukowiec nie ma dobrego zdania o przyszłości górnictwa węglowego w Polsce.
Twierdzi, że jego trwanie do 2049 roku to czysta abstrakcja. Jako uzasadnienie podaje, że zasoby węgla się kończą, co nie jest prawdą, a uczony i polityk tej miary winien to wiedzieć. Wystarczyło w tej sprawie sięgnąć do rządowego corocznego „Bilansu zasobów złóż kopalin w Polsce”, aby dowiedzieć się, że aktualne bilansowe zasoby węgla wynoszą 64,6 mld ton, co przy obecnym wydobyciu około 50 mln ton rocznie winno wystarczyć na ponad 120 lat. Nawet zasoby już zagospodarowane wynoszą 27,8 mld ton. Czy są to zasoby kurczące się? Wszak nawet tych ostatnich starczy jeszcze na blisko 55 lat. Ze ścisłością naukową profesora nie jest zatem najlepiej.
Drugim zagadnieniem tego samego typu są coraz wyższe koszta wydobycia, co ma prowadzić do nieopłacalności tego górnictwa. Jest to tak zwana półprawda, ponieważ dotyczy ona aktualnie istniejących i dawno już przestarzałych kopalń, które liczą sobie po sto lat i więcej czynnej eksploatacji. Na całym świecie dawno zostały one zastąpione wysoko wydajnymi, nowoczesnymi obiektami górniczymi. Dlaczego tego rodzaju transformacja górnictwa węglowego nie następuje w Polsce? Nasz polityk, problem ten dyskretnie pomija. Według byłego premiera w latach 30. XXI wieku nie będzie już komu pracować w kopalniach. Czyżby? I z jakiego to powodu? Przecież górnictwo w najbardziej rozwiniętych krajach Zachodu jest obecnie mobilizowane do rozwoju, a jego nowoczesny wymiar powoduje, że jest ono coraz bardziej sfeminizowane. Wystarczy zapoznać się z programami rozwojowymi takich krajów, jak Kanada, czy Australia, a nawet Arabia Saudyjska, nie wspominając już o Rosji i Chinach, by wyrobić sobie dokładnie przeciwne zdanie do opinii profesora Jerzego Buzka.
I na koniec to kuriozalne stwierdzenie, że zamykanie kopalń, odchodzenie od wydobycia, zamknięcie tzw. ruchu na kopalni, to jest normalna rzecz. Być może, że to normalna rzecz dla krajów, które pragną wszystkie surowce importować z Chin.
Podjęta w tej sprawie akcja na Zachodzie uniezależnienia się od chińskiego dostawcy stoi w jawnej sprzeczności z tego rodzaju tezami profesora, który jakby powtarza przestarzałe poglądy rodem jeszcze z minionego wieku.