Lucyfer, ojciec zła …

…żąda krwi, więc ją ma.

„Jazda Lucyfera” Wolf Spider (poznańska grupa thrash metalowa „Wilczy Pająk” z lat 80.)

Lud rzymski w starożytności domagał się od cesarza chleba i igrzysk (łac. panem et circenses). W zamian oferował władcy spokój. Co jednak, kiedy zaczyna brakować chleba? Widmo głodu, a w każdym razie niedostatku, może przyczynić się do niezadowolenia społecznego i protestów. W konsekwencji los rządzących nie jest pewny.

Ale i oni mają możliwość by oddalić, przynajmniej na jakiś czas, niezadowolenie społeczne. Można zagrać kartą igrzysk – ona odwróci uwagę publiki od innych problemów. Znana jest bowiem koncepcja homo ludens, czyli człowieka bawiącego się. Jej autorem był Johan Huizinga, holenderski historyk. Zakładała ona, że u podstaw wszelkiej działalności ludzkiej jest zabawa. Skoro tak, to – myśli władza – dajmy ją ludowi, wówczas zyskamy gwarancję okresowego spokoju.

Jak to zrobić? Może powrócić do wypełnienia części obietnic z czasu kampanii wyborczej? Najlepiej tych elementów, które wiążą się z dokonaniem zemsty na poprzednikach. To taki element ochlokracji. Czym ona jest? Według Słownika Języka Polskiego PWN, jest to „wynaturzona forma demokracji, w której rządy sprawuje tłum kierowany przez schlebiających mu demagogów”. Dlaczego chodzi jedynie o element ochlokracji? Przecież wiadomo, że te „rządy tłumu” są jedynie na pokaz, mają pełnić zasłonę dymną, dać „czerni” chwilową radość wynikającą z przekonania, że oto spełnia się obiecany w kampanii akt zemsty według klasycznej formuły rodem z filmu „Sami swoi”: sąd sądem, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie.

Entuzjazm mas szybko się wyczerpuje, nie jest trwały, zatem akt zemsty należy przeprowadzić jak najszybciej, a potem szykować nowy. A kim jest demagog, który przewodzi ochlokracji? W starożytnym Rzymie był to mówca, który potrafił kierować tłumem, schlebiać jego próżności, posługując się kłamstwem, oszustwem, obiecując „gruszki na wierzbie”, czyli spełnianie rzeczy, których nigdy nie zamierzał spełnić. Dzisiaj może to być na przykład premier lub jego akolici – minister, prokurator lub szef ogólnopolskiej zbiórki charytatywnej.

Jeżeli „czerń” żąda krwi, trzeba mu ją dać. Najlepiej w formie publicznej chłosty, organizując tzw. procesy pokazowe. W procesach pokazowych, które miały miejsce w państwach komunistycznych, oskarżenia formułowano na podstawie fałszywych, sfabrykowanych zarzutów. Dochodziło w nich do takich sytuacji, w których sami oskarżeni nie tylko przyznawali się do winy i wydawali kolejnych „zbrodniarzy”, ale sami domagali się dla siebie najwyższej kary. W państwach komunistycznych, w których jak wiadomo, „wolno dyszyt czełowiek”, w procesach uczestniczyła publiczność, dziennikarze, zapraszano zagranicznych przedstawicieli różnych organizacji, by w ten sposób uwiarygodnić proces. Oskarżeni występowali w nienagannych strojach, nie było widać śladu fizycznych tortur. Odpowiadali chętnie, dużo i szczegółowo na pytania prokuratorów i sędziów. Skąd taki obraz, skoro wiadomo o stosowaniu wobec oskarżonych fizycznych tortur, dręczeniu trwającym wiele godzin, bez snu i odpoczynku? W jaki sposób osiągano pożądany spektakl w świetle kamer?

Na to było kilka sposobów. Najczęściej stosowano szantaż – za samooskarżenie obiecywano skazańcowi, że jego rodzina nie poniesie żadnych konsekwencji. Przeważnie taki układ dotyczył dzieci oskarżonego, które na czas procesu zamykano w domach dziecka, by przechodziły „proces resocjalizacji”. W zamian za „prawidłowe”, czyli wyreżyserowane zeznanie, dzieci miały być przywrócone rodzinie. Innym sposobem była obietnica uzyskania paszportu przez rodzinę oskarżonego i możliwość swobodnego wyjazdu jej za granicę, a czasem nawet samego oskarżonego, któremu w drodze łaski zostaną darowane „zbrodnie”.

„Reżyserem” procesów w Związku Sowieckim był sam Stalin. On wskazywał kogo należy aresztować i za co. Potem bawiąc się z oskarżonym „w kotka i myszkę” dawał mu nadzieję na uwolnienie. Obiecując więźniowi układ, wskazywał równocześnie sądowi sentencję wyroku – najczęściej karę śmierci. Tak postąpił m.in. w tzw. procesie agronomów w 1937 roku. Wysłał on do składu sędziowskiego telegram o treści: „Radzę wam skazać sabotażystów rejonu andriejewskiego na karę śmierci i opublikować wiadomość w prasie”. Nie muszę dodawać, że sugestię Stalina sąd spełnił co do joty.

Jeden z najbardziej znanych w dziejach procesów pokazowych, dotyczył „zbrodniczej działalności Zinowiewa i Kamieniewa, którzy wraz z innymi zbrodniarzami dokonali zabójstwa Kirowa w 1934 roku”. Faktycznym decydentem i organizatorem śmierci Kirowa był sam Stalin. Kirow, podobnie jak i pozostali późniejsi oskarżeni o jego zabójstwo, byli starymi bolszewikami, należącymi do bliskiego kręgu Lenina. Zabójstwo Kirowa posłużyło Stalinowi do rozpoczęcia „wielkiej czystki”, by w ten sposób pozbyć się starych bolszewickich towarzyszy, którzy znali wiele tajemnic partii, jak i samego Stalina. Byli więc dla niego niepotrzebnym balastem w sprawowaniu nieograniczonej władzy.

Zinowiew i Kamieniew otrzymali od Stalina przyrzeczenie, że „włos z głowy im nie spadnie”, jeżeli przyznają się do win”. Ich „winą” miało być „podżeganie do zabójstwa Kirowa i innych członków partii bolszewickiej”, gdyż ulegli wpływom bandyty Trockiego. Bo dla Stalina faktycznym celem była fizyczna eliminacja Trockiego, który po śmierci Lenina planował, podobnie jak Stalin, zagarnąć władzę dla siebie. Stalin oczywiście nie zamierzał zrealizować danej obietnicy, oni sami zresztą wyczuli grozę swojej sytuacji i zaczęli bronić się przed fałszywymi oskarżeniami. Dlatego proces ten odbył się za zamkniętymi drzwiami. Może nie do końca zamkniętymi. Na sali rozpraw znajdowali się funkcjonariusze sił bezpieczeństwa NKWD oraz młody narybek sędziów, którym pokazywano, jak należy prowadzić tego typu procesy. Oskarżonych skazano na karę śmierci. Śmierć poniósł także sam Trocki – zamordowany w Meksyku, gdzie dopadł go jeden z agentów NKWD.

W serialu „Ranczo” wójt gminy Wilkowyje Lucy Wilska zostaje aresztowana, a prokurator tak kieruje przesłuchaniami, by ta udzieliła jak najwięcej informacji o swoim poprzedniku na urzędzie, czyli senatorze Pawle Koźle. By „zmiękczyć” osadzoną w areszcie, stosuje jak najpodlejsze metody, m.in. uniemożliwia jej kontakt z córką. Granie dzieckiem w procesach politycznych świadczy nie o sile, a o jej braku wobec osadzonych. W „Ranczo” za nonsensownym oskarżeniem stoi niejaki Kowalski, bardzo wpływowy minister rządzącej partii, któremu senator Kozioł w czymś przeszkadza. Poprzez Lucy Wilską chce dopaść senatora. Tak to się odbywa – polowanie na przeciwników politycznych poprzez stosowanie oskarżeń i szantażu wobec bliskich ich współpracowników.

Wytyczne. Skąd my znamy to słowo?! Wytyczne na dzisiaj, to m.in. karanie za satyrę i memy w przestrzeni medialnej, a także za wymianę poglądów w zamkniętych grupach społecznościowych, np. na Facebooku. A mi przypomina się stary Żyd Sommer z serialu „Polskie drogi”. I ten Sommer (znakomita rola Włodzimierza Borusińskiego), który mówi: ja wiem to, czego Niemcy nie wiedzą – dewaluacja kary śmierci. Bo gdyby oni mnie grozili za to, że ja jestem Żydem – może i ja bym się bał. A jeżeli grożą mi za handel chlebem, wędzonką, za brak opaski, spacer pięć po szóstej – to mnie jest tak wszystko jedno za co ja tę kulkę dostanę, że nastąpiła jedna wielka dewaluacja kary śmierci.

Parafrazując tę wypowiedź można powiedzieć, że pod rządami Donalda Tuska nastąpiła dewaluacja oskarżeń – skoro memy, żarty, czy swobodna wymiana poglądów mogą być wystarczające do ścigania przez prokuraturę. To już było, m.in. w stanie wojennym. I co? Ano jak zwykle – nic. Polacy są narodem z genem wolności. I każdy, kto o tym zapomni, poniesie klęskę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *