czyli operacja na globalnym pacjencie
Zasadniczą przyczyną wyborczej wygranej Donalda Trumpa były zwiększające się koszty życia, w tym wysokie ceny żywności. Reszta – nielegalna imigracja, bezpieczeństwo na ulicach, polityka zagraniczna – była na drugim planie. Wprowadzając taryfy w handlu z zagranicą prezydent zamierzenia ma dobre: przywrócić produkcję, kupować amerykańskie rzeczy, zmusić rodzime fabryki do powrotu a zagraniczne do przenosin do USA oraz tworzyć nowe miejsca pracy. I zbilansować straty w handlu zagranicznym.
Efekty mogą być jednak inne, przynajmniej te krótkofalowe: wyższe ceny, być może inflacja, chwilowy brak produktów, zastoje w gospodarce. Nikt tak po prawdzie nie jest w stanie powiedzieć, jak będzie. Wprowadzone, choć na mniejszą skalę, podobne rozwiązania w jego pierwszej kadencji, nie miały negatywnych skutków, ale też żadną wielką rewolucją nie były. Tym razem jednak uderzenie ma charakter globalny.
Byliśmy oszukiwani
Trump ma rację, że trzeba walczyć z deficytem handlowym. Nie może być tak, że auto z Europy jest oclone w USA 2,5%, natomiast amerykańskie w Europie aż 10%. „Spójrzmy na nieuczciwe praktyki handlowe, z którymi mamy do czynienia – 50% w Unii Europejskiej na amerykańskie produkty mleczne, 700% cło w Japonii na amerykański ryż, 100% cło z Indii na amerykańskie produkty rolne” – mówiła sekretarz prasowa Białego Domu, Karoline Leavitt. Dodała: „Mamy prawie 300% cło w Kanadzie na amerykańskie masło i amerykański ser. To sprawia, że import amerykańskich produktów na te rynki jest praktycznie niemożliwy, a przez ostatnie kilka dekad wielu Amerykanów straciło biznes i pracę”. Wyjaśniła, że nadszedł czas na „wzajemność”.
Przemawiając w Ogrodzie Różanym do członków Kongresu i Senatu, grup związkowych i prasy, Trump ocenił, że amerykańscy podatnicy byli oszukiwani. Odnosząc się do amerykańskich pracowników, prezydent powiedział: „Patrzyli z udręką, jak zagraniczni przywódcy kradli nam pracę, zagraniczni oszuści plądrowali nasze fabryki i zagraniczni padlinożercy rozrywali na strzępy nasz niegdyś piękny amerykański sen”. I wyjaśniał: „Nasi podatnicy byli oszukiwani przez ponad 50 lat, ale to się już nie wydarzy. To się nie wydarzy. Za chwilę podpiszę historyczny dekret wykonawczy wprowadzający wzajemne cła na kraje na całym świecie. Wzajemne – to znaczy, że oni robią to nam, a my robimy to im. Bardzo proste, prościej się nie da.”
Trump uznał podpisanie wzajemnych ceł za jeden z najważniejszych dni w historii Ameryki a sam dokument uznał za „deklarację niepodległości ekonomicznej”. „Przez lata – mówił – ciężko pracujący obywatele amerykańscy byli zmuszeni siedzieć z boku, podczas gdy inne narody bogaciły się i stawały się potężne, w dużej mierze naszym kosztem. Ale teraz nadeszła nasza kolej, aby prosperować, a robiąc to, wykorzystać biliony i biliony dolarów na obniżenie naszych podatków i spłatę naszego długu narodowego, a wszystko to stanie się bardzo szybko. Dzięki dzisiejszym działaniom w końcu będziemy mogli uczynić Amerykę znów wielką – większą niż kiedykolwiek wcześniej.”
Chiny przede wszystkim
Trump ogłosił 10% podatek bazowy na import ze wszystkich krajów i wyższe stawki celne dla wielu innych, które mają nadwyżki handlowe z USA. Według wykresu, który pokazał, Stany Zjednoczone nałożyły 34% podatek na import z Chin, 20% na import z Unii Europejskiej, 25% na Koreę Południową, 24% na Japonię i 32% na Tajwan. Wielka Brytania, która nie jest już w UE, na „zaledwie” 10%. Cła wzajemne zostały obliczone nieco inaczej niż się myśli, gdyż poprzez połączenie stawki cła i barier niepieniężnych, takich jak manipulacja walutą, a następnie podzielone na pół. „Cła nie będą w pełni wzajemne. Mógłbym to zrobić, ale byłoby to trudne dla wielu krajów” – powiedział Trump.
Najważniejsze w tym wszystkim są relacje z Pekinem. Napięcia gospodarcze i terytorialne USA z Chinami narastają w ostatnich latach, a cła oznaczają znaczną eskalację. Oprócz tego, Chiny są jednym z głównych partnerów handlowych USA, posiadają duże kwoty długu USA, a gospodarki obu krajów są silnie powiązane.
Eksperci ds. produkcji chińskiej powiedzieli, że cło w wysokości od 10 do 20% może zostać w dużej mierze wchłonięte przez kraj poprzez połączenie– dewaluacji waluty, subsydiów dla sektora prywatnego i korekt marży. Jednak wyższe cła mogą mieć wpływ na chińską produkcję krajową, która jest w dużym stopniu ukierunkowana na rynek eksportowy.
Urzędnicy administracji twierdzą, że deficyty handlowe odegrały kluczową rolę w ustalaniu stawek. Wprowadzając taryfy, urzędnicy stwierdzili, że stawka dla każdego kraju będzie również obliczana zarówno na podstawie taryf nałożonych na towary amerykańskie, jak i barier pozataryfowych, takich jak manipulacje walutowe, kradzież własności intelektualnej, podróbki i inne czynniki, które utrudniają sprzedaż do danego kraju.
Chińskie cła na import z USA wyniosły 22,6% po odwetowych cłach nałożonych w ostatnich tygodniach. Podzielenie deficytu handlowego USA z Chinami w 2024 roku przez ilość importu z tego kraju daje wynik 67%, co skutkuje wzajemnym cłem wynoszącym 34%. Jednak stawka ta jest powiększona o istniejące 20% cło, co daje łącznie aż 54% na towary. Chiny to odczują i to mocno.
Eksporterzy pokryją koszty?
Biały Dom podkreślił, że cła nie są zamierzone jako taktyka negocjacyjna. Ale to tylko semantyka. Argumentowano, że cła są konieczne, aby wzmocnić amerykańską produkcję i wzmocnić krajową bazę przemysłową. Eksperci, a nawet niektórzy republikanie, ostrzegają jednak, że cła doprowadzą do wzrostu cen dla amerykańskich konsumentów. Niektóre kraje zasygnalizowały, że przygotowują wzajemne cła w odpowiedzi, co potencjalnie może wywołać globalną wojnę handlową.
Doradca ds. handlu Białego Domu Peter Navarro twierdził optymistycznie, że nowe cła przyniosą USA aż 600 miliardów dolarów rocznie, czyli 6 bilionów w ciągu najbliższej dekady.
Przewodniczący Rady Doradców Ekonomicznych Białego Domu Stephen Miran powiedział z kolei, że to eksporterzy ostatecznie pokryją połowę kosztów taryf. „Połkną znacznie więcej niż połowę, ponieważ są nieelastyczni, a my jesteśmy elastyczni – stwierdził. – Ponieważ możemy zastąpić import z różnych krajów produkcją krajową. Kraje, które zbudowały całą swoją gospodarkę wokół eksportu do amerykańskiego konsumenta, nie mają substytutu. Są nieelastyczne. W dłuższej perspektywie poniosą ciężar podatku. A to oznacza, że ostatecznie zapłacą za ciężar taryfy. Teraz jest kilka sposobów, w jakich może się to wydarzyć. Poprzez kurs wymiany, a część tego rozegrała się w 2018, 2019 roku, lub mogą po prostu obniżyć swoje ceny sprzedaży. Ale tak czy inaczej, zapłacą”.
Miran dodał, że doradziłby przywódcom na całym świecie, aby „wzięli oddech i nie stosowali odwetu”. Zamiast tego mogą być w stanie negocjować cła z prezydentem. Sekretarz skarbu Scott Bessent również zachęcał kraje na całym świecie do powstrzymania się od odwetu wobec USA w świetle resetu polityki taryfowej, argumentując, że administracja przygotowuje USA do „długoterminowego” wzrostu gospodarczego.
Karoline Leavitt oznajmiła natomiast, że cła nie spowodują w USA szkód. „Nie będzie żadnego bólu dla amerykańskich firm i amerykańskich pracowników, ponieważ ich miejsca pracy wrócą do domu, a jeśli chodzi o ceny, prezydent Trump pracuje nad obniżkami podatków, aby włożyć więcej pieniędzy z powrotem do kieszeni Amerykanów” – powiedziała. Leavitt argumentowała, że w całym kraju zamknięto 90 tys. fabryk, a 5 milionów miejsc pracy w przemyśle przeniosło się za granicę w ciągu ostatnich 30 lat.
To duża sprawa
Amerykańskie giełdy zaczęły odnotowywać straty. Trump jednak upierał się, że rynki się odbiją i powtórzył, że ból będzie krótkotrwały, pomimo fali niepewności zaciemniającej przyszłe perspektywy. „Myślę, że wszystko idzie bardzo dobrze – powiedział. – To była operacja, taka jak operacja pacjenta, i to duża sprawa. Powiedziałem, że tak właśnie będzie. Do naszego kraju napływa 6 lub 7 bilionów dolarów. Rynki będą przeżywać boom, akcje będą przeżywać boom, kraj będzie przeżywał boom. A reszta świata chce zobaczyć, czy jest jakiś sposób, aby zawrzeć umowę”.
Optymizmu nie ukrywa wspomniany wcześniej Peter Nawarro, który twierdzi, że „kraje zagraniczne, które muszą tu sprzedawać, obniżą swoje ceny, a następnie będą dalej manipulować swoją walutą”. Sekretarz handlu Howard Lutnick przewidział natomiast „renesans amerykańskiej produkcji”. A przebywający w Brukseli sekretarz stanu Marco Rubio odrzucił twierdzenie, że gospodarki załamują się z powodu nowych taryf. „Jesteśmy największym rynkiem konsumenckim na świecie, a mimo to eksportujemy tylko usługi i musimy to powstrzymać. Musimy wrócić do czasów, w których byliśmy krajem, który mógł coś wytwarzać. A żeby to zrobić, musimy zresetować globalny porządek handlu” – oświadczył. Dodał następnie: „Musimy być w stanie tworzyć rzeczy, które zapewnią pracę Amerykanom. To wszystko. To takie proste”.
Ministerstwo finansów Chin poinformowało, że nałoży dodatkowe cła w wysokości 34% na wszystkie towary amerykańskie od 10 kwietnia. Wojna celna wywołała wstrząsy na światowych rynkach finansowych i spowodowała obawy przed spowolnieniem gospodarczym, a bank inwestycyjny JP Morgan prognozuje 60% prawdopodobieństwo na wejście światowej gospodarki w recesję do końca roku, w porównaniu z 40% wcześniej.
Z cłami Ameryka rzeczywiście powinna coś zrobić. Największy rynek konsumencki świata z największą gospodarką świata ma w końcu coś do powiedzenia.