Ukraińskie ludobójstwo w Hucie Pieniackiej

Niedawno, 28.02.2025 minęła 81. rocznica straszliwej zagłady Huty Pieniackiej, polskiej wsi w woj. tarnopolskim, w powiecie Brody, dokonanej przez niemieckie odziały z ukraińskimi żołnierzami 14 Dywizji SS Galizien oraz przez bandytów z Ukraińskiej Powstańczej Armii. To był jeden z najokrutniejszych mordów w II wojnie światowej. Wieś w tym czasie (28.02.1944) liczyła ponad 500 mieszkańców, ale razem z uciekinierami z Wołynia, którzy szukali tam schronienia, zgromadziła blisko 2 tysiące Polaków. I o świcie zaczęły się mordy.

Najpierw napastnicy zapędzili mieszkańców do kościoła i do szkoły, a potem wyprowadzali po 30, 40, 50 osób do wiejskich stodół, zamykali drzwi, oblewali budynki benzyną lub naftą i podpalali. A w środku płonęły dzieci, kobiety, płonęli mężczyźni i starcy. Nikt nie mógł im pomóc.

Umundurowanych napastników z Dywizji SS Galizien było ponad 600. I co najmniej kilkudziesięciu silnie uzbrojonych i bezwzględnych z UPA. Niewielki odział AK w Hucie Pieniackiej nie mógł stanąć w obronie ofiar, ponieważ otrzymał rozkaz od wyższego dowództwa, by ukryć broń i nie dawać pretekstu do napadu. Na próżno. Przełożeni oddziału AK pomylili się. Oprawcy nie liczyli się z niczym. Godzina po godzinie palili przerażoną ludność.

Napisałem o tej tragedii dwie książki dokumentalne, które właśnie wchodzą na rynek „Zanim spłonęli żywcem” (Fronda) oraz „Z kościoła do piekła” (Fronda). Poniżej prezentuję wypowiedzi ocalonych z zagłady, bo kilkuset rodakom udało się uciec. I z ich relacji skomponowana została cała narracja książkowa. Zapraszam do lektury, bowiem jest to pierwsza tak pełna monografia banderowskiej zbrodni w Hucie Pieniackiej.

A oto zeznania świadków, które zebrałem z dokumentów IPN w Krakowie. Pokazują one, jaki obraz napadu zobaczyli świadkowie pod wieczór, albo następnego dnia. Staram się za bardzo nie komentować, choć tu i ówdzie coś dopowiadam, zależało mi przede wszystkim na autentyzmie przekazu, wiarygodności świadków.

Zeznania Daniela M. z oryginalnym zapisem. Źródło: Daniel M.[w:] IPN, Kraków, Protokół zeznań świadka, S. 53/03/Zn, s. 18. Nie zawsze podaję pełne nazwiska, ponieważ jeszcze trwają badania prokuratorów IPN.

Już pod wieczór usłyszeliśmy pijacki śpiew zbrodniarzy, którzy wraz z załadowanym dobytkiem pomordowanych mieszkańców, w ogniu dogasających zagród, opuszczali wieś, która jeszcze kilka godzin przedtem tętniła życiem i nadzieją przetrwania do zakończenia wojny. […] pozostał tylko kościół, szkoła i 4 zagrody na obrzeżu wsi od strony Huty Werchobuskiej. Tylko niewielką ilość drzew nie dotknął ogień, większość drzew stojących w pobliżu zagród miała spalone gałęzie i stały tylko ich kikuty. Nad pogorzeliskiem i drzewami latały chmary kruków i wron – było od nich aż czarno i nadal czuć było woń spalenizny – zagród i ludzkich ciał.

Jako jeden z nielicznych podkreśla świadek zniszczenie przyrody, sadów, drzew, krzewów. I niewymowny znak śmierci, wrony i kruki krążące nad wsią, oczekujące na żer. Odnotujmy też, iż wedle świadka ocalały pod kościołem i szkołą także cztery budynki na końcu wsi. Inni świadkowie nie potwierdzają w pełni tego zeznania, choć także wspominają o ocalałych kilku innych budynkach. Jako jeden z pierwszych dotarł do pogorzelisk Bronisław Zagrodny. Źródło: Bronisław Zagrobny [w:] Henryk Komański i Szczepan Siekierka, „Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach w województwie tarnopolskim 1939-1946”, Wrocław 2004, s. 611.

Przyjechali ze mną konno – opowiada Mieczysław Zagrodny, B. Jabłonowski i Antoni Orłowski. Dopalały się jeszcze zabudowania, na drogach i polach leżeli martwi ludzie. Dużo widziałem dzieci na sztachetach płotów lub leżących z rozbitymi główkami. Wokoło śnieg był czerwony od ludzkiej krwi. W stodołach leżały dziesiątki zwęglonych ciał ludzkich. Odnaleźliśmy kilka osób ciężko rannych lub poparzonych. Zabraliśmy ich ze sobą. Nikogo jednak nie uratowano, zmarli z ran i braku fachowej pomocy lekarskiej.

Nie została wyjaśniona kwestia mordów dokonywanych na dzieciach. Znamy relacje w tej sprawie świadków z kościoła. Mniej natomiast wiemy o męczeńskiej śmierci dzieci wbitych na sztachety płotów, jeśli dobrze odczytujemy komunikaty idące z tekstu świadka. Niewątpliwie padły też ofiarą zagłady setki najmłodszych mieszkańców wsi.

Jedni wracali do swoich zagród jeszcze tego samego dnia, kiedy zakończyła się pacyfikacja, inni zaś dopiero następnego dnia rano. A jeszcze inni doznali takiego szoku, że nie byli w stanie uwolnić się od przerażenia przez długi czas. August Z. wrócił na drugi dzień. Źródło: August Z.[w:] IPN, Kraków, Protokół zeznań świadka, S. 53/03/Zn, s. 2402.

[…] poszliśmy do naszej wsi – wspomina – i wtedy dopiero zobaczyliśmy straszne rzeczy. Widziałem ludzi tak spalonych, że nie można było ich zidentyfikować. […] widziałem też swojego kuzyna Franciszka Giernata, który leżał na ul. Werchobuskiej.

Trudno ustalić dokładną liczbę ofiar, z podaniem imion i nazwisk, ponieważ w wielu przypadkach nie można było ich ciał zidentyfikować. Choć w ostateczności podaję listę ponad 1100 zamordowanych. Józef R. brał udział w akcji ratowania rannych, ale nie było to proste. Źródło: Józef R.[w:] IPN, Kraków, Protokół zeznań świadka, S. 53/03/Zn, s. 36.

Mój ojciec, Franciszek Relich – opowiada– wraz ze mną i kilkunastoma osobami na sześciu saniach, po wycofaniu się już Niemców przybyli do wioski, aby zabrać rannych, którym Niemcy nie udzielili pomocy, pozostawiając ich na śniegu. Jechaliśmy główną ulicą wsi, szosą Majdan Pieniaki. Po prawej i lewej stronie wsi Huta Pieniacka paliły się domy. W płomieniach ognia dopalały się i zwęglone leżały zwłoki ludzi, mieszkańców tej wsi. W domostwie mojej stryjenki doliczyliśmy się 8 zwłok, trudnych do zidentyfikowania. Podobnie było w innych zabudowaniach. Leżące tam zwłoki nie można było rozpoznać. Odurzający był zapach ludzkich ciał, które się jeszcze tliły.

Główna ulica Huty Pieniackiej biegła z południowego wschodu na północny zachód, czyli jak relacjonuje świadek z siedziby gminy Pieniaki w stronę Majdanu albo odwrotnie. To była bardzo długa ulica, a po obu jej stronach ciągle paliły się zabudowania. Mimo iż świadek widział w domu swojej stryjenki zwłoki krewnych, nie był w stanie zidentyfikować żadnego członka swojej rodziny.

Świadkowie, którzy zjawili się wieczorem lub następnego dnia, jak już zaznaczyliśmy, nie tylko ratowali rannych, oceniali rozmiar tragedii, ale też liczyli się nawzajem, by wiedzieć na pewno kto z nich ocalał.

W kolejnym zeznaniu, tym razem, Stefana P., potwierdza się uwaga, iż poza kościołem i szkołą, ocalały jeszcze dwa inne budynki. Źródło: Stefan P.[w:] IPN, Kraków, Protokół zeznań świadka, S. 53/03/Zn, s. 2622. Ale też coś innego jest ważne w tym zeznaniu, mianowicie to, iż identyfikacja tym razem dotyczy organizacji podziemnej. Nie przybyli do wsi mieszkańcy, rodzina, czy po prostu ludzie, którzy pragnęli ocalić pamięć zagłady, ale przybyli „członkowie AK”. Jakie ma znaczenie identyfikacja z organizacją podziemną w chwili największego dramatu? I czy w ogóle ma znaczenie? Otóż ma. Ta identyfikacja to nic innego jak wołanie: Jesteśmy. Wciąż żyjemy i walczymy. Nie daliśmy się i nie damy się. Tylko tak można zrozumieć sens tej tożsamości. Choć mógł to być sprawdzian, który z członków AK zginął, a który ocalał. Jedna interpretacja nie przeszkadza drugiej.

Następnego dnia rano – relacjonuje świadek – udałem się wspólnie z innymi członkami AK do huty Pieniackiej, wieś była prawie całkowicie spalona, ocalał kościół, szkoła i dwa krańcowe budynki mieszkalne wsi od strony zagajnika, w którym poprzedniego dnia obserwowałem teren. Wszędzie było bardzo dużo trupów, ciała zastrzelonych, zasztyletowanych, ciała spalone całkowicie i częściowo. Jedni zostali i kopali zbiorową mogiłę w celu pochowania zwłok, a ja miałem za zadanie udania się do lasu, by śledzić czy nie nadchodzą Ukraińcy. Spośród ludzi którzy następnego dnia przybyli do Huty Pieniackiej pamiętam Józefę Kudybę, zamieszkałego w okolicach Głogowa, Włodzimierza Terlickiego, zamieszkałego w Głogowie, bliższych adresów nie znam, Słotwinkę imienia nie pamiętam, zamieszkałego w Polsce, nie wiem gdzie. Wstąpiłem do tych domów, jeden z nich należał do Wierzbickiego Piotra, który został zastrzelony prawdopodobnie w czasie ucieczki do lasu, a jego martwe ciało leżało pomiędzy domem a lasem. W domu Wierzbickiego Piotra słychać było kwilenie dzieci, okazało się, że przykryte poduszką trzydniowe bliźniaki, obie dziewczynki. To ja z Terlickim i Słotwinką odkryłem te dziewczynki. Dziewczynki te zabrane zostały przez siostry zakonne z Podhorców.

Czuje się w tej wypowiedzi duszę organizatora, działacza, który natychmiast na zgliszczach wsi bierze udział w organizowaniu ocalałej społeczności. Istnieje pewien problem z dołami przed szkołą, które zamieniły się później w zbiorowe mogiły. Wedle jednych świadków doły te już wcześniej tam były, wedle innych, kopali je ocaleni mieszkańcy wsi. Świadek wspiera argumenty na rzecz drugiej wersji.

Do wątku powieszonych na płotach dzieci wraca Franciszek C. Źródło: Franciszek C. [w:] IPN, Kraków, Protokół zeznań świadka, S. 53/03/Zn, s. 131. Do wsi wrócił po dwu dniach. I oto co zobaczył:

Widok był straszny, na płotach wisiały małe dzieci powieszone, w pogorzeliskach stodół znajdowało się wiele spalonych ciał, wśród których rozpoznałem siostrę po skrawku ubrania trzymającą przytulone do siebie spalone zwłoki 6-cio miesięcznej córki.

Nie tylko Polacy byli świadkami zbrodni pododdziałów 14 Dywizji SS Galizien i ugrupowań UPA, ale też Ukraińcy. Oto relacja jednego z nich. Mychajła Iwanowycza Ostapczuka ze wsi Pieniaki. Źródło: M.J. Ostapczuk [w:] Henryk Komański i Szczepan Siekierka, „Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach w województwie tarnopolskim 1939-1946”, Wrocław 2004, s. 595.

Tego tragicznego dnia widziałem z mojej wsi olbrzymią łunę pożarów nad Hutą Pieniacką. Dochodziły do nas odgłosy wystrzałów i jęki mordowanych ludzi. Następnego dnia przez Pieniaki przejeżdżała grupa partyzantów sowieckich. Kiedy mnie zobaczyli, kazali mi pokazać drogę do Huty Pieniackiej. Dali mi konia i pojechałem razem z nimi. To, co zobaczyłem na własne oczy, było straszne. Wszędzie zgliszcza, dopalające się zabudowania i smugi czarnego dymu snujące się po ziemi. Wszędzie pełno zwęglonych ciał ludzkich, martwego bydła, koni, krów, świń i psów. Wokół straszliwy smród. Nie było czym oddychać. Nad zniszczoną wsią krążyły stada kruków.

Cytować można w nieskończoność. Zebrałem zeznania grubo ponad stu świadków. I każdy z nich wnosi coś nowego do tego strasznego obrazu ukraińskiego ludobójstwa. Przypominamy te obrazy, by polska pamięć nie umarła. I by prawda się ujawniała. Bo bez prawdy i pamięci świat ginie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *