W XIX wieku silnik parowy, a później benzynowy stał się technologiczną przewagą, którą posłużyły się państwa w rywalizacji o wpływy polityczne i gospodarcze. Kto miał więcej silników do rozmaitego zastosowania i o coraz większej mocy, ten decydował o polityce światowej. Silnik napędzał stalowe kolosy, powstawały kontynentalne linie kolejowe, a znacznie później działa samobieżne, samoloty i czołgi. Mocarstwem stawało się państwo, które było w stanie przewieźć i przetworzyć surowce oraz opanować obszar, na którym występował węgiel i przede wszystkim rudy metali.
Prusy po raz pierwszy zastosowały masowe transporty wojskowe jako strategiczny przerzut armii już w wojnach z Danią w latach 1848-51 oraz w 1864 roku, następnie w wojnie z Austrią 1866 roku i z Francją 1870-71. Już wówczas były znaczącym producentem węgla i stali w Europie. Prusy zjednoczyły Niemcy, a te natychmiast stały się europejskim mocarstwem o zasięgu światowym, pod koniec wieku sięgając po kolonie. Również para, metal i benzyna wyniosły Amerykę Północną do potęgi o takim zasięgu geopolitycznym. Mocarstwa surowców i komunikacji podzieliły się globem. Z dawnym potęg kolonialnych ostało się kilka, dwa wyrugowano z polityki globalnej, natomiast wyrosły dwa nowe – USA i nieco później Japonia.
Wiek XX rozpoczął erę powszechnego zastosowania elektryczności, a w połowie tego wieku wykorzystano rozszczepienie atomu, w tym produkcję silników o napędzie atomowym. Wzrosło zapotrzebowanie na metale ziem rzadkich – uzyskiwane również z użyciem kolonialnych metod gospodarczych i politycznych – oraz na coraz większą precyzję wykonywania produktu. Wyścig technologiczny związany z ujarzmieniem rozczepienia atomu – w końcu mikrocząsteczki – zadecydował o definitywnym zwycięstwie USA w II wojnie światowej. Kto miał bombę atomową, ale także okręty wojenne o napędzie atomowym, był co najmniej lokalnym mocarstwem. Do dzisiaj przynależność do jawnego i nieoficjalnego klubu atomowego jest zjawiskiem elitarnym.
Konkurencja w postępie technologii mikroprocesorów, w tym masowego zastosowania elektroniki oraz rywalizacja w dziedzinie nowych materiałach z zastosowaniem chemicznym mikrocząsteczek, w mikrobiologii i w naukach medycznych jest faktem od połowy XX wieku. To morderczy wyścig w wymienionych wyżej dziedzinach spowodował w ostatniej ćwierci XX wieku upadek supermocarstwa – Związku Radzieckiego.
Mija ćwierć wieku XXI i w styczniu 2025 roku obejrzałem mapę sporządzoną w USA, ukazującą państwa przyjazne lub całkiem nieprzyjazne dla Nvidia – amerykańskiej firmy masowo produkującej mikroprocesory oraz oprogramowanie. Oczywiście to państwo, czyli Stany Zjednoczone, a nie sam producent wyznacza relację wróg-przyjaciel. Nvidia – kto nie wie cokolwiek o globalnych zainteresowaniach tej firmy, ten mało wie o współczesnym świecie.
Na mapie występują państwa zaznaczone jednym z trzech kolorów – niebieskim, żółtym i czerwonym. Dzieli ich relacja do wspomnianej firmy, która od kilku lat intensywnie zajmuje się pracą nad sztuczną inteligencją (AI). Jest głównym producentem najnowocześniejszych mikroprocesorów. Od kilkunastu co najmniej lat uczestniczy w wyścigu olimpijskiej niejako konkurencji, tj. miniaturyzacji w elektronice. Dotyczy to na przykład nanoprocesorów o potężnej skali wydajności w przetwarzaniu danych i zadziwiającej mikroskali co do kształtu. Oczywiście występuje też makroskala, jeśli wziąć pod uwagę wielkość produkcji i globalne zapotrzebowanie na tego rodzaju nowinki techniczne.
Jak ukazuje mapa rywalizacja jest ostra, laury zdobywa tylko jeden. Stany Zjednoczone oprócz siebie i kanadyjskiego sąsiada określiły kolorem niebieskim tylko jeden kraj w tej części Nowego Świata, mianowicie południowoamerykańską Gujanę. Znalazła się wśród „niebieskich” dlatego, bo jest kolonią Francji. Oprócz Francji towarzyszą jej pozostali bliżsi i dalsi francuscy sąsiedzi z Europy zachodniej oraz państwa nordyckie. Natomiast Europa wschodnia zadowala się kolorem żółtym, podobnie jak państwa bałkańskie i Portugalia. Niebiescy to także azjatyccy sojusznicy Stanów Zjednoczonych w zastosowaniach technologicznych, czytaj: strategicznych, militarnych, gospodarczych. Oprócz „tygrysów” z Azji Południowo-Wschodniej na niebiesko zaznaczona jest Japonia i tradycyjni sojusznicy w rejonie Pacyfiku – Australia i Nowa Zelandia.
Preferuje się twarde postawienie sprawy w tym globalnym wyścigu technologicznym. Nie przewiduje się zmienności sojuszy. Kiedyś nowinka technologiczna lub sprawne zarządzanie, organizacja zastosowania czy produkcji decydowała o mocarstwowości. Czyngis Chan stworzył największe imperium o zasięgu globalnym nie dlatego, że miał dużo koni i był okrutny, lecz dlatego, że wykorzystał technikę produkcji oraz przyswoił organizację rozległego państwa, czerpiąc wzorce z rozbitych wcześniej Chin, później zaś korzystał z perskich nowinek militarno-organizacyjnych.
Tu refleksja o charakterze ogólnym, niejako cywilizacyjnym. Państwo Środka nie dało się technologicznie i kulturalnie zmajoryzować i trwa do dziś na rozległym obszarze. Natomiast po 150 latach, czyli po 4 pokoleniach władców mongolskich, nastąpił całkowity rozpad Imperium Mongolskiego. Zatem technologia i kultura to cywilizacja.
Kradzież technologii, a czasem wręcz jej podbój to nic nowego w świecie. Zresztą w tym celu nie jest konieczne wywoływanie konfliktu zbrojnego, który najczęściej dużo kosztuje i ginie mnóstwo ludzi. Chiński strateg Sun Zi (Sun Tsi) powiadał, że największym (najdoskonalszym) osiągnięciem jest pokonać (podporządkować) wroga bez walki. Walka w tym ujęciu nie musi przecież oznaczać mordobicia, a już z pewnością nie jest konieczne unicestwianie narodów (ludobójstwo) a nawet elit tego narodu. Unicestwia się tylko opornych. Wystarczy narzucić strukturę organizacji i metodę zarządzania elitami. Czasem do tego celu należy użyć własnego wzorca kulturowego czy języka by wyrugować stare (oporne wobec nowości) przyzwyczajenia. Ale niekoniecznie. Wystarczy je przetworzyć, wykorzystując to co w nich doskonałe. Nie tylko na polu dalekowschodnim, lecz także europejskim mamy tego wdzięczne przykłady starożytne, choćby rolę Grecji w budowie potęgi Rzymu, wcześniej dalekiego prowincjusza greckiej sfery oddziaływania.
Wracajmy do kolorów! Kolorem czerwonym na omawianej tu mapie zaznaczono konkurencję Nvidii, czyli te państwa, które chcą przejąć lub kontrolować rozwój technologii AI oraz związanej z nią miniaturyzacji procesorów elektronicznych. „Czerwony” to wróg nr 1 nie tylko tej firmy, ale ogólnie rzecz biorąc państw „niebieskich” również na polu militarnym. Rzec by można – kto ma więcej AI w technologii wojskowej i w gospodarce materiałowej o podwójnym zastosowaniu czyli cywilnym i militarnym – ten rozgrywa kwestie panowania nad globem, a może także w kosmosie. Nie trudno się domyśleć, że wśród czerwonych zostały umieszczone Chiny Ludowe, Korea Północna, Iran, Rosja i Białoruś.
Naturalni (jeszcze) posiadacze inteligencji zastanawiają się nad kolorem żółtym. Co on oznacza w relacji z Nvidią. Nakreślone nim zostały państwa dopuszczone do ewentualnego korzystania z nowej technologii, ale nie do jej dalszego rozwoju. Owi klienci zostali potraktowani elastycznie, co niektórych polskich obserwatorów tego globalnego podziału oburzyło. Dlaczego jako państwo należące do NATO i dumnej Unii Europejskiej zostaliśmy zakreśleni na żółto. Czy mamy zostać zaledwie klientami, a może nie wzbudzamy zaufania. Możliwe, ze taki domyśl jest uprawniony. Niech jednak spekulację ograniczy fakt, że na żółto zostały zaznaczone też niektóre inne kraje należące do NATO.
Myślę, że oprócz wyżej dwu wymienionych aspektów zastosowania koloru żółtego na mapie jest jeszcze co najmniej trzeci, może nawet najważniejszy. W tej współczesnej twardej konkurencji o znaczeniu globalnym i strategicznym liczą się ci ambitni i zmotywowani, których cechuje sprawczość organizacyjna połączona z potencjałem intelektualnym. Naukowca można przecież kupić lub przekupić, natomiast organizacji się nie da przehandlować, trzeba ją samemu z mozołem stworzyć i utrwalać. I tu czytelnika pozostawiam w samotności. Niech prześledzi meandry powstawania, potęgi, chwały i upadku cywilizacji.