Ta dzisiejsza młodzież

Taki tytuł można by było opatrzyć dowolną datą. Od starożytności znane są teksty pełne narzekań na młodych ludzi. O tym, że młodzi są leniwi, lekkomyślni, niemoralni i przewrażliwieni.

Czy to znaczy, że mam sobie dać spokój z refleksją nad młodym pokoleniem? Nic podobnego. Każdy ma prawo do swojego zdania, a więc i ja z niego skorzystam.

Wiele jest w przestrzeni publicznej twierdzeń o tym, że z tymi młodymi jest coś nie tak. Pojawiają się określenia „płatki śniegu”, „pokolenie Z”, „ostatnie pokolenie”. Starsi pytają: co się stało? Dlaczego oni są inni? Można by sądzić, że wpadamy ciągle w tę samą pułapkę, przecież następne pokolenie zawsze jest inne. Ma wolną wolę i dokonuje własnych wyborów, niekoniecznie takich samych jak my.

Wielka zmiana

Ośmielę się wpaść jeszcze głębiej w tę pułapkę i stwierdzić, że rzeczywiście coś jest nie tak. Jest zmiana i są jej przyczyny. Jedną z głównych jest Internet.

Nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak wielka część życia naszych dzieci toczy się w rzeczywistości wirtualnej. Przy czym to, że jest ona wirtualna, nie powoduje, że jest mniej rzeczywista. Wręcz przeciwnie – często to, co dzieje się w mediach społecznościowych i na komunikatorach internetowych jest dla młodych ludzi istotniejsze od namacalnej rzeczywistości, którą mają wokół siebie. Dlaczego? Bo tam rozgrywają się rzeczy z punktu widzenia młodych ludzi najważniejsze: kontakty, przyjaźnie, wymiana poglądów, przyjęcia i wykluczenia z grup rówieśniczych. Tą drogą rozprzestrzeniają się trendy mody, obyczaje i słownictwo.

Starsi są zdziwieni – przecież oni „wszystko mają”, żyje im się łatwiej. Dlaczego są niezadowoleni? Skąd tyle depresji, lęków, skąd ta bierność, nieradzenie sobie w zwykłych życiowych sytuacjach?

Poruszanie się w przestrzeni wirtualnej wymaga zupełnie innych umiejętności niż działanie w namacalnej rzeczywistości. Dzieci, wchodząc w świat Internetu, nie mają jeszcze dobrze wykształconych mechanizmów funkcjonowania w realu, a już ich uwagę pochłania ta nowa rzeczywistość, niby uproszczona, a jednak coraz bardziej skomplikowana, z mnóstwem nowych wyzwań. To powoduje często upośledzenie umiejętności potrzebnych w zwykłym, codziennym funkcjonowaniu. To oznacza, że „ta dzisiejsza młodzież” nie ma łatwiej, tylko trudniej. Musi zharmonizować funkcjonowanie w dwóch światach. Jednym to jakoś się udaje, innym nie.

Posłaliśmy nasze dzieci w nieznany teren i jak podczas wszystkich odkryć i podbojów – są zwycięzcy i są ofiary.

Zabójcze ułatwienia

Zarówno psychologia jak i ekonomia uczą, że ułatwienia nie zawsze wychodzą nam na zdrowie. Tak też dzieje się w przypadku Internetu. Możliwość utrzymywania łączności na odległość jest dla niektórych dobrodziejstwem – cennym uzupełnieniem kontaktów w realu. Tak się dzieje, gdy mamy do czynienia z ludźmi towarzyskimi, z wysoką inteligencją społeczną, łatwością nawiązywania relacji. Co innego, gdy młody człowiek ma w tej dziedzinie trudności. Odruchowo ogranicza fizyczny kontakt z rówieśnikami przenosząc go do Internetu, co pogłębia jeszcze jego deficyty, bo nie ćwiczy, nie uczy się radzenia sobie w sytuacjach społecznych. Jednocześnie to, z czym styka się w przestrzeni wirtualnej staje się rzeczywistością dominującą. Wszelkie wypowiedziane, czy napisane słowa nabierają ogromnego znaczenia. Negatywne opinie mogą dosłownie zabić. Stąd pewnie rosnący nacisk na zakaz „mowy nienawiści”.

Płynie stąd jeszcze jeden ważny wniosek – trzeba, na ile to możliwe – opóźniać wyposażanie dzieci w środki łączności internetowej. Niech najpierw nauczą się radzenia sobie w bezpośrednich relacjach i wchodzą w świat wirtualny bardziej dojrzałe i odporne.

W czasach przedinternetowych, żeby nie nudzić się w domu (już Mama zadba, żebyś się nie nudził), wychodziło się na podwórko. Tam spotykało się koleżanki i kolegów. Bywało różnie – czasem świetna zabawa, czasem kłótnia, a nawet bijatyka. Wracało się do domu z guzem, albo obtartymi kolanami, ale można było odpocząć. Dzisiejsze dzieci nie mają odpoczynku. Niektóre trwają w nieustannym podłączeniu, żeby nie stracić kontroli nad swoją sytuacją, a nawet gdy się na chwilę odłączą, mają z tyłu głowy świadomość, że ktoś coś o nich pisze…

Pamięć w kieszeni

Starsi są często szczerze zaskoczeni poziomem wiedzy młodych ludzi. „Jak oni nic nie wiedzą”! Nie mają pojęcia o historii, geografii czy literaturze. Po co im to, jeśli mogą w każdej chwili sięgnąć po smartfon i wszystko sobie „wyguglać”? Oczywiście, to szkodliwe złudzenie, bo konkretna wiedza jest niezbędna do samodzielnego myślenia. Żeby mózg mógł wykonywać operacje, musi mieć na czym je wykonywać, musi mieć materiał. Nie wyciągnie się prawidłowych wniosków bez wiedzy. Oczywiście można pobrać z Internetu gotowe wnioski, ale to nie ma nic wspólnego z samodzielnym myśleniem.

To zjawisko zostało określone przez koreańskich naukowców mianem demencji cyfrowej. Dotyka ona nie tylko młodych.

Przypomnijcie sobie, ile numerów pamiętaliście przed pojawieniem się telefonów z możliwością zapisu kontaktów? A ile teraz pamiętacie? Ja przyznam, że nie pamiętam już żadnych numerów poza własnym i żony, który różni się od mojego tylko jedną cyfrą. Pamiętam też swój NIP, bo często go podaję, gdy proszę o fakturę. Muszę też pamiętać kilka haseł do logowania, chociaż większość zapisuję w pamięci komputera i nie obciążam sobie nimi głowy. Kiedyś jechałem do ZUS-u i z pamięci wpisywałem na blankiecie numer swojego konta firmowego i numer konta ZUS-u. Dziś już nie pamiętam żadnego numeru konta.

Dobrodziejstwo czy koszmar

Każda zmiana ma wielorakie skutki. Z początku wszystko zdaje się zmierzać ku dobremu, z biegiem czasu objawiają się „skutki uboczne”. Jak się okazuje, wielka zmiana technologiczna ułatwia nam życie w wielu dziedzinach, ale generuje wyzwania, których nikt nie przewidział. Sporo czasu upłynie zanim sobie z nimi poradzimy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *