Przywracanie pamięci

Hanna Nowik, z domu Karabon, rocznik 1956. Jej ojcem był prof. Bohdan Karabon (1928-2010), chemik, zajmujący się technologią węgla, pracownik naukowy Politechniki Wrocławskiej.

Hanna Karabon w 1975 roku ukończyła LO Nr 2 im. Piastów Śląskich we Wrocławiu. Jej wychowawcą był Zygmunt Niemczyk, nauczyciel języka angielskiego i niemieckiego. Do klasy uczęszczała razem z Anią i Mariuszem Lazarowiczami, rodzeństwem Romka Lazarowicza, który także ukończył tę szkołę w 1972 roku. Jako laureatka I Olimpiady Historycznej w 1974 roku, uzyskała wstęp wolny na studia historyczne. Wybrała jednak studia z psychologii, które ukończyła w 1980 roku i rozpoczęła pracę w szpitalu przy ul. Kraszewskiego we Wrocławiu. Włączyła się w nurt legalnej „Solidarności”, a po wprowadzeniu stanu wojennego, w działania podziemia.

Wspomina: „Wprowadzenie stanu wojennego było dla nas szokiem, który wyzwolił złość, zwątpienie, smutek, poczucie bezradności, ale także potrzebę działania.” (1 Maja 1983. W 25 rocznicę. Via Nova, Wrocław 2008). Wraz z mężem, Tomaszem Nowikiem, mieszkali przy ul. Andrzeja Frycza Modrzewskiego, kiedy „późną jesienią 1982 roku pojawił się u nas Michał Gabryel z propozycją dokumentowania na filmach fotograficznych wydawnictw podziemnych. Tak przygotowany materiał miał być przesyłany na Zachód. (…) Zostaliśmy Agencją Fotograficzną „Solidarności Walczącej”. Nasza praca polegała początkowo na dokumentowaniu. Przenosiliśmy na mikrofilmy różne codzienne gazetki i wydawnictwa podziemne, kopiowaliśmy także dostarczone zdjęcia i filmy. Z czasem pojawiła się potrzeba rozszerzenia naszej działalności. Gdy Andrzej (Borowiec) przyniósł nam, wydaną we Francji, książkę o Solidarności z Lechem Wałęsą na okładce, postanowiliśmy wydać zdjęcie okolicznościowe. Podobnie było ze zdjęciem Józefa Piłsudskiego czy Matki Boskiej Katyńskiej. Tak powstała nasza „wielka trójka” – Czesław Miłosz, Jan Paweł II i Lech Wałęsa – spoglądają na nas uśmiechnięci, a towarzyszy im napis: Wiara, nadzieja, miłość.”

W tym miejscu należy wspomnieć, że pani Hania w okresie legalnej „Solidarności” dokumentowała bieżące wydarzenia, fotografowała plakaty i napisy „solidarnościowe” na ulicach Wrocławia. Są one dzisiaj znakomitym materiałem źródłowym, niektóre z nich zostały wykorzystane m.in. w filmie „Ostatni prom” Waldemara Krzystka z 1989 roku.

Dalszy ciąg relacji pani Hani o działaniach w stanie wojennym: „W związku z nawałem pracy i trudnymi technicznie wyzwaniami zaproponowaliśmy współpracę naszym znajomym – Elżbiecie i Stanisławowi Klimkom. Stachu jako profesjonalista zajmował się przygotowaniem materiałów do odbicia w formacie 6×6, a miał duże doświadczenie i odpowiedniej jakości sprzęt. Wspólnie omawialiśmy i planowaliśmy układ graficzny, treść napisów oraz snuliśmy plany na przyszłość. Zaczęliśmy robić zdjęcia reporterskie na ulicach w czasie masowych demonstracji. Pomagali nam w tym koledzy, którzy nie do końca wiedzieli, do czego chcemy wykorzystać te odbitki. Składaliśmy i wydawaliśmy fotografie upamiętniające różne wydarzenia. Powstały składanki z wizyty papieża we Wrocławiu i w Częstochowie w czerwcu 1983 roku, dokumentacja wydarzeń z 31 sierpnia 1983 roku we Wrocławiu. Nasz kolega, Roman Kucaj zaprojektował logo agencji i wyrzeźbił je w gumce myszce, która okazała się bardzo dobrą pieczątką. (…) Część albumów i innych wydawnictw sprzedawaliśmy korzystając z pomocy naszych znajomych. W dystrybucji pomagał nam Aleksander Beszłej, który zrobił też kilka zdjęć do albumu. Kilka zdjęć do albumu wykonał również Bogdan Suchta, który jak się dowiedzieliśmy, brał udział w odbieraniu transportów z Zachodu. Okładka i napisy z pierwszej strony zostały zaprojektowane przez wspomnianego już Romka Kucaja. Mama Eli Klimek, pani Helena Firich, architekt, napisała spis treści na ostatniej stronie.”

Jako ciekawostkę podam, że fotograficzne dokumentację demonstracji państwo Nowikowie wykonywali na japoński aparacie Minox. Uczestnicząc w tamtych wydarzeniach, pani Hanna starała się dokumentować je także w formie zapisów. Dzięki uprzejmości Pani Nowik otrzymałem rękopis tychże. Warto niektóre z nich przywołać, by „czas nie zaćmił i niepamięć”.

Pod datą 13 października 1982 roku: „Ok. 14 udajemy się pod pamiątkową tablicę „Solidarności” przy zajezdni przy ul. Grabiszyńskiej. W okolicy stoi ok. 300 osób. Mało ludzi, podejmujemy decyzję i idziemy dalej. Gdy jesteśmy w połowie drogi między przystankami nadjeżdżają „budy” z ZOMO. Idziemy prawym chodnikiem. Wozy zatrzymują się i wyskakują chłopcy w lekkich mundurach. Podstawiając nogi łapią wszystkich, którzy są w zasięgu ich rąk. Po dwóch, trzech przygniatają jedną osobę do ziemi. Nic więcej nie widzę tylko biegnę dalej. Prawie cudem wszyscy uciekamy, oczywiście każdy w inna stronę.”

Pod datą 10 listopada 1982 roku: „To był mój najpiękniejszy pochód. Nareszcie na coś takiego trafiłam. Do pochodu dołączamy kiedy przekracza trasę WZ wychodząc z pl. Czerwonego. Idziemy przez pl. Solny, Rynek, ul. Widok, Bożego Ciała, Świdnicką, Świerczewskiego. Ilość ludzi z minuty na minutę rośnie, okrzyki „chodźcie z nami”. Na wysokości pl. Solnego wchodzę Tomkowi na ramiona, początek skręcił już w ul. Szewską, tył ginie gdzieś w ul. Ruskiej. Mówię to ludziom, cieszą się. Atmosfera wspaniała, okrzyki, kwiaty wkładane za wycieraczki tramwajów. Ludzie z tramwajów wysiadają i dołączają, tramwaje pozostają puste. Idzie dużo ludzi w średnim wieku, trochę też starszych. Jakiś młody człowiek puka ręką w szybę tramwajową, idąca obok mnie starsza pani mówi: niech pan przestanie, bo znowu powiedzą, że idą chuligani i demolują. Z okien wychylają się ludzie, machają i wiwatują. Niektórzy idący obok mnie, m.in. młoda dziewczyna zaczyna się denerwować, kiedy przyjadą „o, coś tam słychać, jadą” itd. Na rogu ul. Świerczewskiego i Świdnickiej pojawia się nad nami mały samolot. Jesteśmy na wysokości ul. Stawowej, z tyłu w tłum wjeżdża kolumna z sikawą. Ludzie uciekają z jezdni, tłoczą się na chodniku. Tomek przeciąga mnie przez łańcuch oddzielający chodnik od jezdni, zlewają mnie wodą. Zostajemy wtłoczeni do bramy. Po chwili ludzie rozchodzą się.”

Pod datą 1 maja 1983 roku: „Ogłaszane niezależne demonstracje, ale gdzie je znaleźć. Chodzimy po ulicach, a najczęściej to biegamy uciekając przed różnymi sikawkami i gazami. Postanawiamy iść w kierunku pochodu oficjalnego. Na wysokości PDT grupka ludzi (kilkanaście osób) usiłuje zorganizować pochód. Dołączamy do nich. Stoimy w miejscu i krzyczymy, trwa to może z 10 min. Jakiś młody człowiek wiesza na słupie biało-czerwoną flagę. Ruszamy wolno ul. Świdnicką w kierunku ul. Świerczewskiego. Daleko na pl. Kościuszki zamykają ulicę zwarte szeregi ZOMO. Wielu ludzi patrzy na nas zdziwiona, trochę zszokowanych, niektórzy dołączają. Słychać już głos spikera. Kolumna z napisem ”Przemysł” zatrzymuje się. Wchodzimy w lukę. Jesteśmy w „rządowym” pochodzie, ręce w górze w kształcie V, krzyczymy ile sił w płucach „Solidarność”. Wchodzę Tomkowi na plecy, patrzę dookoła. Nasza grupa jest niewielka, może tysiąc, może dwa tysiące ludzi. Gapie na chodnikach mają miny bardzo różne. Jakiś młody tatuś wsadził na ramiona kilkuletnie dziecko i rozradowany macha w naszą stronę, dziecko też, robię zdjęcia. Ktoś z pochodu zwraca mi uwagę: „niech Pani uważa, robią zdjęcia”. Nie boję się, bo mam na nosie duże słoneczne okulary. Na wysokości LOT-u huk. Klinem wdziera się ZOMO, strzela gaz. Pochód rozpierzcha się, z głośników dalej płynie spokojny głos spikera o pięknym majowym święcie.”

Jeszcze o 1 maja 1983 roku: „Wracamy chodnikiem w kierunku skrzyżowania ze Świdnicką. W oddali widać zbliżający się pochód, wchodzi na koniec oficjalnego. Po chwili znowu gaz zasłonił niebo, popłoch na chodnikach, tylko spiker uchylając się od nadlatującej petardy spokojnym głosem kontynuuje swoją przemowę – Do zobaczenia w przyszłym roku, nasz wspaniały pochód dobiega końca. Wracamy spacerem do domu. Podwalem jedzie sikawka. Kilka osób spokojnie spacerujących z małymi dziećmi widząc to, biegnie w kierunku konsulatu NRD. Chowają się za krzaki, przyciskają do murów budynku. Sikawka włącza strumień wody i oblewa ich. Podchodzę do stojącego obok gazika milicyjnego (który był świadkiem tego) i podniesionym głosem mówię: widzi pan co się dzieje, jak ja mam wrócić do domu na Modrzewskiego. Milicjant skonsternowany odpowiada: lepiej przez plac Dzierżyńskiego niech pani nie idzie, widzi pani co się dzieje. Wieczorem wychodzimy znowu na miasto. Słysząc odgłosy wystrzeliwanych gazów wsiadamy do tramwaju i jedziemy w kierunku Krzyków. Na wysokości hotelu „Wrocław” trwa regularna walka na kamienie, pały i gaz. Koło torów tramwajowych stoi samochód ciężarowy z rozbitą szybą. Obok stoi kierowca z zasłoniętą rękami twarzą. Wysiadamy z tramwaju i wsiadamy do jadącego w drugą stronę. Zapada zmrok, wojna trwa nadal. Rozbity samochód też stoi, nie ma tylko kierowcy. Wracamy do domu.”

Państwo Nowikowie brali udział w wielu demonstracjach, nabożeństwach za Ojczyznę, knuli przeciwko komunistycznej władzy, dokumentując i zatrzymując w kadrze wydarzenia lat 80. Nigdy nie zostali zatrzymani, notowani, ani nawet legitymowani. Czas ten podsumował Michał Gabryel: Nie istniejecie w aktach SB, a więc to tak, jak gdyby was w ogóle nie było – czas się ujawnić.

W aktach SB państwo Nowik nie byli, niemniej jednak pani Hanna w stanie wojennym została karnie przeniesiona na inny wydział za zbieranie pieniędzy dla internowanych i za dokumentowanie tamtych wydarzeń.

Państwo Nowikowie w 2016 roku zostali odznaczeni przez Prezydenta RP Andrzeja Dudę Krzyżem Wolności i Solidarności. W następnym roku zostali odznaczeni Złotym Krzyżem Zasługi i Krzyżem Solidarności Walczącej.

Tomasz Nowik zmarł 3 lipca 2019 roku w wieku 65 lat.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *