Od ideałów założycielskich do lewicowo-liberalnej mitologii brukselskiej, od tradycyjnej cywilizacji do neomarksistowskiej karykatury, i kłamstwo jako narzędzie formatowania społeczeństwa.
Pod hasłem – ratujmy planetę – trwa rugowanie przemysłu ciężkiego w państwach członkowskich. Nie inaczej w naszym kraju, gdzie postępuje w najlepsze degradacja przemysłu hutniczego. W perspektywie likwidacja hut „Pokój” i „Łabędy” – czyli utrata 2 tys. miejsc pracy. Podobnie w górnictwie, które miało funkcjonować do 2049 roku. Prezes Polskiej Grupy Górniczej, największej firmy w naszym kraju, już zrezygnował ze stanowiska, kontentując się wyborem na wicemarszałka województwa śląskiego. Urzędy pracy zanotowały wzrost zgłoszeń o zwolnienia grupowe o 115%.
Deklarowana wolność gospodarcza staje się iluzoryczna przy zielonej dyktaturze. Tymczasem nie brakuje niedopuszczalnych ingerencji Parlamentu Europejskiego w suwerenność państw członkowskich, jak choćby wpisanie do brukselskiej karty praw fundamentalnych – prawa do bezpiecznej i legalnej aborcji. Czy administracja 13 grudnia będzie pamiętać, że w 2007 roku Polska przyłączyła się do protokołu brytyjskiego, ograniczającego stosowanie tej karty w dziedzinie prawa, obyczajowości, edukacji – czas pokaże. W każdym razie może wziąć przykład ze Słowacji, która nie godzi się na wpisanie prawa do aborcji do unijnej karty praw podstawowych.
Tymczasem brukselokraci nie odpuszczają. Zamierzają uzależnić przyznawanie funduszy, należnych państwom członkowskim, od aprobaty i realizacji ideologii gender, wymogów zielonego szaleństwa, równości płci czy osób transpłciowych. Ustanowiono nawet stanowisko komisarza ds. budżetu pod specjalnym nadzorem przewodniczącej Komisji Europejskiej. Słynny mechanizm praworządności ma być skutecznym narzędziem do wymuszania na państwach członkowskich zasad praworządności, tak jak ją rozumie KE (w praktyce pacyfikowanie demokratycznie wybranych prawicowych rządów).
Mimo gwarantowanych wolności obywatelskich, Instytut Ordo Iuris sygnalizuje wzrastającą liczbę przestępstw wobec chrześcijan. W 2023 roku było 118 przypadków ataków na duchownych i wiernych. Nastąpiło poszerzenie rejestru tych agresji – fizyczne napaści, zakłócanie nabożeństw, dewastacja miejsc kultu – oraz ich brutalizacja. Gdy bezpieczeństwo duchownych, wiernych czy miejsc kultu jest zagrożone – nie zawsze skutecznie reaguje policja (przypadki tolerowania agresji), zaś władze rządowe pozostają obojętne, z kolei minister sportu zapowiadał „opiłowanie katolików z przywilejów”. Instytut Ordo Iuris skierował sprawę do Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie.
Władze Wiednia nie zgodziły się na postawienie pomnika Jana III Sobieskiego, gdyż miałoby to wymowę islamofobiczną lub antyturecką. Polityczna poprawność nad prawdą historyczną czyli kreowanie sztucznej rzeczywistości i świadomości nowego człowieka brukselskiego trwa w najlepsze. Odwracanie faktów i negowanie kultury w arsenale brukselskich kulturtraegerów. Pomnik Ludobójstwa Wołyńskiego, autorstwa wybitnego rzeźbiarza Andrzeja Pityńskiego, nie mógł znaleźć miejsca w żadnym z polskich miast. Stanął wreszcie w Domostawie na Podkarpaciu. Prawda historyczna przebiła w końcu polityczną poprawność, która toleruje banderowskie flagi obok unijnych.
Wolność gospodarcza
Jak na razie deklarowany swobodny przepływ ludzi, kapitału, usług i towarów wciąż pozostaje mocno ograniczony. Co prawda, eksport taniej polskiej siły roboczej jest możliwy, bo przecież pozostająca w kryzysie gospodarka brukselska liczy na odpływ pracowników z naszego rynku pracy. Kapitał – i owszem – mógłby zasilić naszą gospodarkę, ale niekompetentna i nieudaczna administracja 13 grudnia nie daje gwarancji powodzenia w inwestycjach.
Gdy polskie firmy przewozowe dotarły do brukselskiej czołówki, brukselokraci sformułowali dyrektywy ograniczające ich działalność. Gdy polskie firmy meblowe stały się światowymi potentatami, rodzime władze ograniczają wyręb lasów (drewno jest surowcem), nie bez udziału ekologistów, finansowanych z zewnątrz. Zagraniczne sieci handlowe, z powodzeniem stosujące agresywne optymalizacje podatkowe, zdominowały nasz rynek, kokietują klientów swojsko brzmiącymi nazwami i dyskontowymi cenami. Tak jak zagraniczni handlowcy rugują polskie rzemiosło i drobny handel, tak brukselokraci rozkładają rolnictwo, wprowadzając dopłaty od wielkości areału, a nie produkcji rolnej. W ten sposób oligarchowie rolni wzbogacili się 3,3 mld euro w latach 2018-2021 kosztem indywidualnych rolników. Dzieje się tak, mino że w naszym kraju obowiązuje konstytucyjna ochrona gospodarstw rodzinnych.
Tak jak globalne firmy komercyjne niszczą polski prowincjonalny handel (parki handlowe), tak niemiecki rząd wspomaga niemieckie firmy, niszcząc konkurencję (m.in. w przemyśle stoczniowym). Także polityka migracyjna tego państwa (przyciąganie pracowników ukraińskich, podrzucanie do naszego kraju nielegalnych migrantów) niszczy polskie firmy, deregulując nasz rynek pracy.
Tak więc, co tam wolność gospodarcza, gdy można ograniczać wolności obywatelskie w dziedzinie transakcji finansowych. Brukselokraci zamierzają limitować obrót tradycyjną gotówką, choć pieniądz cyfrowy okazał się zawodny, czy to podczas epidemii covidowej, czy podczas ostatniej powodzi. Jak na razie od 2027 roku transakcje gotówkowe powyżej 10 tys. euro będą zakazane, później – powyżej 3 tys. euro. Banki już likwidują bankomaty – w 1 kw. 2024 roku w naszym kraju zlikwidowano ich 1,2 tys.
Klimatyzm
Gospodarka brukselska, która chciała konkurować z amerykańską, przegrywa z kretesem (w latach 2010-2023 wzrost PKB w USA – 34%, w UE – 21%), zapóźniona technologicznie i obciążona wysokimi kosztami energii (2-3 razy wyższe niż w USA). Obłęd klimatyczny nie pozwala dostrzec, że koszty energii z OZE (mimo dotacji) są realnie większe, niż w energetyce tradycyjnej. Fatamorgana zero emisyjności i walki ze „zmianami klimatycznymi” przesłania brukselokratom racjonalny ogląd rzeczywistości. Należałoby więc wątpić, czy zauważą sugestie Daniela Obajtka, europosła, który uważa, że firmy podlegające dekarbonizacji i transformacji energetycznej, powinny być zwolnione z opłat za prawo emisji CO2.
Podstawą gospodarki brukselskiej była wspólnota węgla i stali – ale przez ponad 70 lat ewoluowała w kierunku niemieckiej supremacji i podległości zielonemu szaleństwu. To ostatnie wyniszcza brukselski przemysł stalowy, poprzez wysokie koszty produkcji. Dobijają go niskie koszty importu. W naszym kraju to szczególnie dotkliwe, gdyż stalownie wyprzedano zagranicznemu kapitałowi. Zagrożone są huty w Częstochowie, Chorzowie, także krakowska koksownia. I podczas gdy pracownicy protestują, to w administracji 13 grudnia (rekordowo rozrośniętej) nie ma resortu przemysłu.
Podobna sytuacja w sektorze górnictwa. Resort klimatu zamierza zmniejszyć wydobycie węgla w 2030 roku o 8 mln ton (miało być 30 mln ton). Konsekwencji dla energetyki jakoś nie przewidziano (OZE wszystko załatwi). Tymczasem zbliżająca się zima jeszcze potęguje problemy, bo właśnie resort klimatu zaostrza normy jakości węgla do ogrzewania, co może wyrugować z rynku polski surowiec (normy preferują węgiel rosyjski). Wszystko to może przyspieszyć likwidację polskich kopalń, nie rozwiązując problemu ogrzewania mieszkań, tym bardziej, że brukselokraci postulują zdynamizowanie procesu dekarbonizacji.
Brukselska polityka klimatyczna – samobójcza dla przemysłu – pozostaje taka samą dla rolnictwa. Zielony ład niszczy nasz dom – głosiły transparenty protestujących rolników. Tymczasem brukselokraci umawiają się z krajami Mercosur w sprawie importu taniej (i bez norm sanitarnych) żywności, co będzie skutkowało kryzysem (upadkiem) rolnictwa, nie mówiąc o uniemożliwieniu konkurencji na brukselskim rynku. I podczas gdy uprawy rolne i hodowla są zagrożone (także bezpieczeństwo żywnościowe), to brukselokreaci tropią ślad węglowy w rolnictwie. W tej sytuacji „Solidarność” zbiera podpisy pod wnioskiem o referendum w sprawie odrzucenia zielonego ładu.
Prawa człowieka
To fenomen PO-demokracji. Mniejszość narzuca większości społeczeństwa zmiany w kodeksie karnym, dotyczące depenalizacji aborcji i pomocy w jej samodzielnym przeprowadzaniu. To czarny dzień polskiej demokracji – oświadczył zarząd Polskiej Federacji Ruchów Obrony Życia. To złamanie konstytucji, konwencji o Prawach Dziecka, negacja podstawowej wartości, jaką jest życie ludzkie. Dzieje się to w sytuacji, gdy polskie społeczeństwo wymiera najszybciej w Europie, a posłowie debatują nad upowszechnianiem aborcji, dopominają się homo-związków oraz adopcji dzieci przez nie. Tymczasem brukselski katalog praw człowieka coraz to się rozszerza – eutanazja, socjalna migracja, czyste powietrze, w końcu prawo do posiadania dzieci (in vitro) czy zmiany płci (ku rozwojowi biznesu aborcyjnego i tranzycyjnego).
Wbrew społeczeństwu administracja 13 grudnia organizuje „centra integracji cudzoziemców” (projektowany koszt 432 mln zł), realizując – pomimo zaprzeczeń – brukselki pakt migracyjny. Rządzący wydają się nieświadomi zagrożenia bezpieczeństwa obywateli przez nielegalną migrację. Podobnie jak bagatelizują hasających po kraju agentów rosyjskich i niemieckich. Z kolei bezpieczeństwa prawnego nie jest w stanie zagwarantować nielegalna prokuratura i upolitycznieni sędziowie. Niedowład wymiaru sprawiedliwości potęguje TSUE, który zapewnia bezkarność sędziom posłusznym dyrektywom brukselskim, wbrew stanowisku prawnemu państw członkowskich i ich suwerenności.
Rewolucja kulturowa
Wszystko wskazuje na to, że przymusowa relokacja nielegalnych migrantów jest nieuchronnym procesem dziejowym, tak jak eksperyment multi-kulti, prowadzący do społeczeństwa otwartego, tolerancyjnego, co przecież nie wyklucza negowania tradycyjnych wartości, jak religia, rodzina, patriotyzm. Lewicowi aktywiści szturmują szkoły, organizując „tęczowe piątki”, nierzadko bez wiedzy rodziców (kuratorzy nie reagują), co jest sprzeczne z zapisami konstytucyjnymi. Resort edukacji wprowadza naukę o zdrowiu (czytaj – seksualizację), ogranicza lekcje historii (z zalecanego podręcznika niemieckiego nie korzystają nawet Niemcy) i języka ojczystego (nie mówiąc o religii). Widać lewactwo ambitnie zabrało się za formatowanie dzieci i młodzieży. Od tęczowego żłobka do tęczowej matury – taka inżynieria społeczna.
W kraju, w którym większość społeczeństwa deklaruje religijność, od lat trwają zaciekłe ataki na jedyną ogólnopolską katolicką rozgłośnię radiową i telewizyjną „Trwam”, zresztą utrzymywaną z datków słuchaczy. Z drugiej strony była ona dyskryminowana już przy rozdziale koncesji. Jej audytorium wynosi 32,9 mln mieszkańców kraju (85%), podczas gdy zasięg RMF FM – 35,1 mln (95,4%), Radia Zet 35,1 mln (90,9%). Niemniej histeryczne ataki nie ustają (m.in. oskarżenia o rzekome finansowanie przez instytucje państwowe), jakby pluralizm mediów w demokratycznym kraju był jakimś dziwolągiem.
Postępowa kultura – otwarta, równościowa, demokratyczna – nie byłaby sobą, gdyby nie eksploatowała antyklerykalizmu, oikofobii, rozległych połaci wulgaryzmów, obscen, prostackiej lewackiej propagandy. Wymiar sprawiedliwości jawi się jako mecenas takich poczynań, bo nie reaguje na znieważanie wiernych, profanację kościołów, tak jakby szeroko rozumiana wolność artystyczna miała chronić przed odpowiedzialnością. Z kolei resort kultury też nie próżnuje. Decyzją minister Hanny Wróblewskiej wielkopolskiemu Centrum Kultury Park Dzieje, organizującemu historyczno-patriotyczne widowisko „Orzeł i Krzyż”, grozi zamknięcie.