Nigdzie na świecie nie jest tak…
Często polscy politycy wszelakiej maści używają takiej figury retorycznej, by podkreślić jak jest u nas źle lub, co rzadziej, lepiej niż gdzie indziej. Świat tymczasem mimo wysiłku globalistów jest ciągle tak zróżnicowany, że nie poddaje się ogólnym ocenom.
Miałem okazję odwiedzić czterdzieści krajów, a więc jedną piątą świata, by się o tym przekonać. To nie był świat z ekranu telewizyjnego, choć posłała mnie tam z ekipą rodzima telewizja. Nie było katastrof, konfliktów, rewolucji. Czasem oglądałem je na ekranie telewizora w kiepskim hoteliku w jakimś kraju. Ziemia drżała rzadko. Mordercy nas oszczędzali. Złodzieje czasem próbowali okraść na zatłoczonej ulicy metropolii. Raz dopadł nas stan wyjątkowy w egzotycznym kraju. Zauważyłem jednak, że dzień powszedni na planecie był na ogół spokojny. Miliard ludzi w Indiach przemieszczało się w wielokierunkowym exodusie szukając pracy, ale nie skacząc sobie do oczu. Kościoły w Ameryce Południowej wypełniały się w niedziele, a Afrykanie wystawali w cieniu przy drogach w prowincjonalnych miasteczkach, czekając na lepsze czasy. Na plantacjach garbili się wieśniacy. W tym samym czasie kilkuset globalnych miliarderów śledziło giełdy lub denerwowało się bezpieczeństwem swoich rozsianych po świecie rezydencji.
Wielkie światowe wojny opisywano w podręcznikach i pamiętnikach staruszków. To nie teraz. To nie u nas. Pocieszano się, gdy docierały straszne wieści z Bałkanów, Ruandy, Bliskiego Wschodu. Środek globu jest zawsze tam gdzie mieszkamy na stałe. Gazety w Azji rzadko wspominają o Europie, w której moje pokolenie cieszy się względnym pokojem od kilkudziesięciu lat. Media w Ameryce Północnej żyją głownie Holokaustem Żydów, choć podobnych ludobójstw było na świecie wiele.
Liczba ofiar jest zaskakująca w każdym przypadku. To około 20 milionów Afrykanów, którzy zginęli w transportach niewolników do obu Ameryk. To blisko kilkadziesiąt milionów Azjatów – ofiar kolonializmu francuskiego w 5 krajach Indochin. Co prawda na przestrzeni stu lat ich panowania, ale rozciągnięcie w czasie nie uniewinnia smakoszy żab. Jeszcze w połowie XX wieku wymordowali oni 80 tysięcy Malgaszy na Madagaskarze, zanim Charles de Gaulle, po dojściu do władzy, przyznał temu krajowi niepodległość.
Ponad wiek minął od wymordowania połowy narodu ormiańskiego przez Turków. Pamiętajmy, że na bezkarność tej zbrodni powołał się Hitler w przeddzień ataku na Polskę. Rozkaz mordowania także kobiet i dzieci powtórzył potem w czasie Powstania Warszawskiego. Nacjonalizm ukraiński określił ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski jako wrzód na tkance narodu. Wyhodowanie tego wrzodu było wspomagane przez tradycyjnie nam wrogie siły ościennych mocarstw. Kiedy w końcu pękł, zalał krwawą ropą Kresy. Ofiar, głównie pośród Polaków, ale też Żydów, Ormian oraz prawych Ukraińców, było więcej niż w Hiroszimie oraz Nagasaki razem wziętych. I nie zginęli w jednej sekundzie, wprost przeciwnie. Byli nieludzko torturowani. Świat zwierząt nie zna takich okrucieństw.
Tak! To my, Polacy, należymy do nacji bardzo doświadczonej przez historię, choć nie wyjątkowej. Przebiegle tkana z incydentów odpowiedzialność polskiego narodu za zbrodnie ma odciążyć totalitarnych morderców. Ludobójcy z Zachodu i Wschodu chcieli wyplenić nasz naród do cna lub – w najlepszym razie – uczynić z nas niewolników. Rzeź Pragi 1794 powtórzyli po Rosjanach Niemcy piątego dnia Powstania Warszawskiego 1944, mordując kilkadziesiąt tysięcy cywilów na Woli. W ciągu sześciu lat okupacji zabijali przeciętnie trzy tysiące polskich obywateli dziennie, a więc tyle, ile jednego dnia zginęło w World Trade Center w 2001 w Nowym Yorku.
W Norymberdze z grubsza rozliczono zbrodniarzy hitlerowskich. Sowiecki prokurator chciał im też zaliczyć jako ludobójstwo Katyń. Jednak, gdy pięćdziesiąt lat później Rosjanie przyznali się do kaźni polskiej elity, odrzucili jednocześnie termin „ludobójstwo”. Oni tam pewnie zagłaskali Polaków na śmierć, podobnie jak dwa lata przed wybuchem wojny w 1939 roku, kiedy to na terenie dawnych województw przyznanych Sowietom na mocy traktatu ryskiego zabito tradycyjnym strzałem w potylicę 111 000 mężczyzn, a ich rodziny pognano na Sybir.
Czemu o tym nie uczą w polskiej szkole? Opisał ten koszmar najwybitniejszy z polskich współczesnych historyków prof. Andrzej Nowak. Jego kolejne tomy DZIEJÓW POLSKI są orężem w zmaganiach z lukrowanym sprytnie, choć żenująco, „patriotyzmem zapomnienia”. Polska to normalność!
To jednak także fenomen bezustannego odradzania się narodu i państwa pomiędzy „młyńskimi kamieniami”. O przyszłości Polski zadecyduje jak zawsze aktywna mniejszość Polaków, a zwłaszcza polskiej młodzieży – pisze profesor Andrzej Nowak. Ta młodzież odkrywa na nowo sens walki o niepodległość polskich powstańców, Żołnierzy Wyklętych i w końcu „ SOLIDARNOŚCI”. Powstania na swój sposób trwają w naszej mentalności i wzmacniają naszą odrębność i odporność, zwłaszcza wobec wyzwań imperialnych. Czy dzisiejsza obojętność lub głupota większości Polaków nie zrodzi konieczności walki o niepodległość w całkiem niedalekiej przyszłości. Zagrożenie narasta jak zwykle z dwóch stron. Tak. Z Zachodu także.
Ze Wschodu mamy do czynienia z procesem odradzania się imperium, które wpływało na losy Europy od kilku wieków, a na losy świata mniej więcej od stulecia. W tym czasie było inicjatorem kilkudziesięciu wojen. Ten ociężały i zapóźniony gospodarczo twór państwowy, aby konsolidować się wewnętrznie musiał dokonywać ekspansji na zewnątrz. Polska opierała się jej do granic możliwości broniąc swej egzystencji. Gdy dwa totalitarne systemy w 1939 roku równocześnie dokonały agresji na nasz kraj, trwaliśmy w postaci Państwa Podziemnego nie mającego odniesienia w historii światowej. Nazizm niemiecki ujawnił w Polsce pełnię swojego wyrafinowanego okrucieństwa. Sczezł jak spalone zwłoki Hitlera. Czy na zawsze?
Zadajmy to pytanie, czy współcześnie nazizm jest nierealny? Jeśli trafi na podatny grunt społeczny, jeśli przyoblecze się w strukturę niedemokratycznego państwa – wszystko jest możliwe. Oto przecież mieliśmy na rubieżach Ukrainy „sprawiedliwe” zabory terytorialne naruszające status quo w Europie. Klasyczną piątą kolumnę secesjonistów, prowokacje przebierańców, incydenty mające wstrząsnąć światem, a właściwie testujące jego obojętność. Gdy skutecznie przetestowano, wybuchła trwająca już ponad dwa lata wojna kinetyczna. To jednak nie wystarcza. Najgorsze jest powszechne poparcie dla wodza, który ma przywrócić imperium. NAZILAND potrzebuje bowiem euforii mas. Czy teraz ten proces wchodzi w fazę krytyczną?
Ciężko myśleć o kulturze, gdy na wielu polach – ze Wschodu i Zachodu – zagrożona jest cywilizacja. Jednak to kultura rodzi nadzieję.