Piękne Łużyce, sprawiedliwe, przyjazne!

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Tytuł powyższy jest polskim tłumaczeniem pierwszego wersu hymnu narodowego Serbołużyczan, najmniejszego narodu słowiańskiego, którego etniczne terytorium znajduje się w Saksonii i Brandenburgii, czyli całkowicie w granicach Niemiec. Jeden naród, który używa dwóch języków – górnołużyckiego i dolnołużyckiego.

Tym razem wybrałem się na miłe mi Łużyce pątniczym szlakiem św. Jakuba (camino). Przekroczyłem Nysę na staromiejskim moście w Zgorzelcu, nieopodal kościoła św. Piotra i Pawła, posadowionym na starym słowiańskim grodziszczu plemienia Milczan. Stamtąd udałem się dalej na zachód. Sforsowałem urokliwe i miejscami jeszcze dzikie wzgórza okolic Königshain, z pięknym starodrzewem i granitowymi ostańcami. Dalej – podążając jakubową ścieżką wśród lasów i pól – było łatwiej, bo przeważnie z górki.

Szlak do Budziszyna tożsamy jest z obecnie turystyczną trasą nawiązującą do średniowiecznej Drogi Królewskiej (Via Regia), która wiedzie aż spod pogranicza ruskiego, gdzie styka się ze starodawnym szlakiem idącym na wschód z Przemyśla przez Lwów do Kijowa. Via Regia w kierunku zachodnim prowadzi przez Kraków, Wrocław, Zgorzelec, do Lipska. Oczywiście po drodze są Górne Łużyce.

Dopiero po przekroczeniu zachodniej granicy niemieckiego powiatu zgorzeleckiego tuż przed miasteczkiem Weißenberg/Wóspork pojawiają się nazwy serbołużyckie. Będę tu konsekwentnie podawał nazwy łużyckie lub spolszczone. Zgodnie z konstytucją i ustawami saksońskimi w gminach, gdzie tradycyjnie zamieszkują Serbołużyczanie, urzędowe nazwy miejscowe, w tym ulic oraz m.in. instytucji publicznych podaje się w dwóch językach: niemieckim i górnołużyckim. Oczywiście według uznania właścicieli występują też dwujęzyczne nazwy gospód, sklepów, zakładów usługowych. Na rynku w Wosporku poza drogowskazami nie zauważyłem jednak dwujęzycznych nazw i nie spotkałem żadnego Serbołużyczanina.

Nieco dalej na zachód, w Gröditz/Hrodźišćo, zatrzymałem się nieopodal pałacu w schronisku dla pielgrzymów i zwiedziłem przełom rzeczki Ljubawskiej Wody (Löbauer Wasser), przebijającej się przez granitowe ostańce. Od ponad 80 lat to jeden z bardziej znanych rezerwatów przyrody we wschodnich Niemczech, zwany Gröditzer Skala (Hrodźišćanska skala). Nazwa i położenie miejscowości nawiązują do potężnego podwójnie otoczonego wałem ziemnym grodziszcza słowiańskiego plemienia Milczan. Ślady są do dziś obecne w pałacowym parku.

Generalnie natknąłem się na kilka starych, dobrze oznakowanych grodzisk słowiańskich. Na katolickich Łużycach na południe od Budziszyna szczególnie wyróżnia się Wotrow/ Ostro (po polsku Ostrów). Tam podobno założył swój pierwszy ośrodek misyjny św. Benon. Chrzcił pokojowo w XI wieku Serbołużyczan i nauczał w ich języku. Serbołużyczanie są mu wdzięczni, odwiedzają jego sarkofag w katedrze monachijskiej. Natomiast w samym Budziszynie naprzeciwko Starego Miasta po drugiej stronie Sprewy, na wzgórzu zwanym Horodyszczem (Protschenberg), użytkowanym od ponad 200 lat jako cmentarz ewangelicki, pochowani są m.in. „budziciele” tutejszego narodu słowiańskiego: Serbołużyczanin Jan Arnošt Smoler oraz jego rodzina spokrewniona z innymi działaczami narodowymi młodszego pokolenia.

Dziś w Budziszynie procent ludności słowiańskiej jest niewielki, ale tu koncentruje się życie polityczne i kulturalne Serbołużyczan. Chodziłem śladami słowiańskiej obecności. Wstąpiłem m.in. do Domu Serbskiego, gdzie mieszczą się narodowe instytucje serbołużyckie (w tym związek Serbów Łużyckich Domowina). Jak zawsze zajrzałem na rynek, do katedry budziszyńskiej św. Piotra, następnie do siedziby kapituły. Natomiast nieco bliżej zamku budziszyńskiego (Ortenburg) odwiedziłem słynną katolicką serbołużycką nekropolię narodową na terenie ruin średniowiecznego kościoła św. Mikołaja.

Odszukałem też relief węgierskiego króla Macieja Korwina na zamkowej wieży bramnej a nieopodal odnalazłem tablicę poświęconą Zygmuntowi Jagiellończykowi, który zanim w 1507 roku został polskim królem, był krótko margrabią łużyckim. Niedaleko też znajduje się świeżej daty pomnik poświęcony rocznicy pokoju budziszyńskiego z 1018 roku. Warto zwiedzić Budziszyn – to piękne miasto!

Na Ortenburgu, w budziszyńskim Serbskim Muzeje, gdzie byłem nieraz, długo rozmawiałem z dyrektor muzeum panią Krystyną Bogusz, pochodzącą z Chróścic (Crostwitz/Chrósćicy), z bodajże najbardziej obecnie serbołużyckiej miejscowości na katolickich Łużycach. W Chróścicach odwiedziłem kościół, cmentarz parafialny, gdzie większość pochowanych to Serbołużyczanie, a na wzgórzu nad rzeczką Satkulą (może też dawne grodziszcze) dwa pomniki poświęcone polskim żołnierzom poległym w kwietniu 1945 roku.

Podobnie jak w Chróścicach, tak i w Worklecach (Räckelwitz), Wotrowie, Radworju (Radibor) i Njebjelćicach (Nebelschütz), tj. w parafiach katolickich Łużyc, mówi się jeszcze publicznie w języku słowiańskim. O charakterze tych miejscowości świadczą też nagrobki na miejscowych cmentarzach. Niestety już rzadko słyszy się słowiańską mowę w Serbskich Pazlicach (Wendischbaselitz) czy w Panćicach-Kukowie (Panschwitz-Kuckau). Przemawiają nagrobki…

Miklaws

Ta ostatnia gmina to miejscowość pielgrzymkowa i siedziba klasztoru cysterek (Marienstern/ Marijina hwězda). Na pobliskich klasztornych błoniach w kwietniu 1945 roku niemieccy hitlerowcy w bestialski sposób wymordowali setki rannych polskich żołnierzy. Należy podkreślić, że to dzięki temu klasztorowi, gdzie przez dziesiątki lat opatkami były Czeszki ze znamienitych rodów, w tym z królewskich Przemyślidów – zachował się wśród poddanych katolicyzm i przetrwał żywioł słowiański. Stąd też pochodzi najbardziej znany współczesny polityk łużycki, katolik, Stanislaw Tillich, wieloletni minister, a w latach 2008-2017 premier Saksonii. Jedyny Serbołużyczanin, który tak wysoko zaszedł w polityce niemieckiej.

Niejako w środku katolickich parafii łużyckich znajdują się dwa ważne, niemal symboliczne obiekty. Ośrodek edukacji św. Benona, na terenie pałacu i budynków podworskich w Smochćicy (Schmochtitz) oraz przejmujący pomnik Roku Świętego na (nomen omen) wzgórzu Stróža, wybudowany w 2000 roku przez Serbołużyczan w podzięce za chrystianizację tej ziemi przez apostołów Słowian, świętych Cyryla i Metodego. Autorem układu rzeźb i monumentu jest polski artysta-rzeźbiarz z Lublina, Dobrosław Bagiński.

Pomnik św. Cyryla i Metodego

W sumie muszę dodać, że podążając drogą św. Jakuba odwiedziłem głównie katolickie Łużyce. To ta mniejsza terytorialnie część Łużyc. Ale w tych dziewięciu parafiach Serbołużyczanie dzięki wierze i tradycji trzymają się jeszcze mocno. Tu nie przeszkadzają krzyże przydrożne przy drodze publicznej. Znajdują się również na posesjach prywatnych przed domami. Towarzyszą im pieczołowicie odrestaurowane napisy w języku serbołużyckim. W Radworju pozostawiono kamienny krzyż na budynku, gdzie mieści się siedziba samorządu gminnego.

W mojej pielgrzymce, podczas której nawiedziłem kilkanaście kościołów (również ewangelickich), dotarłem na zachodni skraj serbołużyckiego obszaru etnicznego – do Kamieńca. W Kamjenc/ Kamenz mieszka niewielu przedstawicieli pierwotnej ludności słowiańskiej. Miasto jest dwuwyznaniowe, ale wyjątkowo propolskie. Większość informacji turystycznych podawana jest również w języku polskim, co było dla mnie niespodzianką. Spotkałem się z miłym przyjęciem również ze strony ludności niemieckiej. Z uznaniem chcę odnotować postawę pani Moniki, rodowitej Niemki, która rozmawiała ze mną łamaną polszczyzną i doskonale znała język górnołużycki. Mówiła po niemiecku tylko wówczas, gdy o to poprosiłem, bo nie rozumiałem kontekstu. Modlitwę pielgrzymią odmówiła dla mnie po górnołużycku. Sporo ciekawostek łużyckich przekazałem dwóm parom niemieckich pielgrzymów z Drezna i Monachium.

Klasztor Marienstern

Na zakończenie pewna anegdota. W trakcie wykonywania w Worklecach zdjęcia tablicy domu rodzinnego działacza narodowego, proboszcza Michała Hornika, zaczepił mnie młody Serbołużyczanin i oczywiście po górnołużycku próbował wyjaśnić kim był Hornik. Ja odpowiadałem po polsku. Gdy okazało się, że jestem jakubowym pielgrzymem z Polski i należę do Towarzystwa Polsko-Serbołużyckiego we Wrocławiu, oddalił się na chwilę, by wyjąć z bagażnika skody puszkę piwa. Podarował mi ją. Sądziłem, że to piwo niemieckie lub czeskie. Okazało się, że Tyskie dystrybuowane przez firmę niemiecką.

Zaskoczony tym dowiedziałem się przy okazji, że pije tylko polskie piwo bo… lepsze. Serbołużyczanin dodał: Nie piję niemieckiego piwa, aby się nie niemczyć, wolę polskie. Cóż, jak w tytule: Rjana Łužica, sprawna, přećelna…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *