Pierwsze słynne tygodnie czerwca 1989 roku wspominam z zażenowaniem. Najpierw wielka mobilizacja „Solidarności” i pierwsza tura wyborów kontraktowych, w której naród postanowił odrzucić komunistów w głosowaniu i zrobił to. Uwierzył w demokrację.
Chwała owego demokratycznego aktu oraz przywiązanie wyborców do wielosetletniej tradycji wolności szeroko rozlały się po Europie. W następstwie tej deklasującej komunistów 4 czerwca gremialnej wyborczej postawy sygnatariusze z Magdalenki postanowili z ordynacji wyborczej, którą sami ustalili, zrobić nie laurkę tylko dyktę. I tak 12 czerwca Rada Państwa PRL zmieniła zasady a 18 czerwca odbyła się druga dykta-tura. Lista krajowa z małymi poprawkami oczywiście przeszła. Ów dyskretny kaganiec na woli narodu nie był uciążliwy, ale fakt, że go założono, pamiętam jako upokorzenie i konsekwentny wpływ Wielkiego Brata.
Niewielu dziś pamięta polityków z owej listy krajowej. Ale warto przypomnieć sobie jej skład, gdzie aż roiło się od eksponentów „dawnego ustroju” i jego służb specjalnych (m.in. Czesław Kiszczak, Stanisław Kania, Mieczysław Rakowski, Stanisław Ciosek, Alfred Miodowicz, Florian Siwicki, Kazimierz Barcikowski). Dopiero lista Macierewicza otworzyła wielu wyborcom oczy. Dodam z ponownym zażenowaniem: dla wielu wyborców na próżno. W czerwcu 1992 roku rząd Jana Olszewskiego obalono, a wspomniani eksponenci bawili się nadal świetnie na salonach politycznych i gospodarczych. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zostali zadekretowani jako demokraci. Nie nadszedł czas nawet elementarnych rozliczeń!
Któż jednak pamięta w owym okresie, gdy przyspieszała historia, o sobocie i niedzieli między pierwszą a drugą turą polskich wyborów. Dnia 16 października 1989 roku na Placu Bohaterów w Budapeszcie odbył się państwowy oficjalny pogrzeb premiera Węgier, Imre Nagya, w 31. rocznicę jego kaźni. Wraz z premierem symbolicznie pożegnano 3 bohaterów Powstania Węgierskiego 1956 roku. Muszę w tym miejscu przytoczyć słowa z własnego artykułu – a ukazały się w polskiej prasie tylko trzy bezpośrednie relacje o tym wydarzeniu. Otóż nadałem tej relacji tytuł: „Nie mogło nas tam zabraknąć”.
Węgrzy poszli dalej niż Polacy. Wybory parlamentarne na Węgrzech były już w pełni wolne w marcu 1990 roku, gdy my tkwiliśmy w ograniczeniach uzgodnionych w Magdalence. Co prawda w listopadzie 1990 roku w sposób nieskrępowany odbył się wybór prezydenta w Polsce, ale między kim: między Lechem Wałęsą a „człowiekiem znikąd” – Stanisławem Tymińskim. Pierwsze polskie wolne wybory parlamentarne miały miejsce dopiero w październiku 1991 roku, czyli najpóźniej z krajów, które dokonały przemian ustrojowych 1989/1990. Najwięcej głosów Polacy oddali wówczas na Unię Demokratyczną (UD) – ugrupowania postsolidarnościowe przestały działać wspólnie. Aż 63 ugrupowania zgłosiły w tych wyborach swoich kandydatów, a w Sejmie zasiedli przedstawiciele 29 komitetów wyborczych, w tym 11 uzyskało tylko 1 mandat.
Wracam na Plac Bohaterów w Budapeszcie w czerwcu 1989 roku. Cóż to za uczucie, gdy do węgierskiego Grobu Nieznanego Żołnierza na tym placu zmierza z wieńcem kwiatów w polskich barwach narodowych grupa wrocławskich studentów NZS z własnym oraz „Solidarności” i SW transparentem. Gdy spiker ogłasza to zgromadzonym, pozdrawia nas gromkimi oklaskami 250 tys. Węgrów. Byliśmy jedyną zorganizowaną polską grupą na tej uroczystości.
Wówczas, 16 czerwca, opozycja węgierska poszła o krok dalej niż Polacy. Wyraził to publicznie student urodzony po Październiku’56 wobec tysięcy uczestników uroczystości i kilku milionów Węgrów zgromadzonych przed telewizorami. Owe węgierskie postulaty były znamienne, niemal powtórzono młodzieńcze powstańcze postulaty z marca 1848 i te młodzieńcze z października 1956, a wśród nich: wprowadzenie wielopartyjnych demokratycznych wyborów, dbałość o własne wojsko narodowe i wreszcie żądanie bezwarunkowego opuszczenia wojsk obcych z terytorium Węgier.
Pamiętam jak dziś poruszenie zgromadzonych i wiem co czuli wówczas Węgrzy, gdy młody przywódca FIDESZ-u (Związku Młodych Demokratów), 26-letni Viktor Orban, ogłosił wspomniane postulaty i zażądał opuszczenia kraju przez wojska sowieckie. Pod koniec swojego odważnego, radykalnego przemówienia spojrzał na zegarek i powtórzył: już minęło 5 minut – żądam natychmiastowego opuszczenia Węgier przez wojska sowieckie!
Ta chwila zmieniła oblicze Węgier. Urasta do rangi symbolu naszych polsko-węgierskich stosunków, gdy na tym Placu przyszły premier Polski, a wówczas wrocławski student rozpościera powstańczą flagę Węgier, a w tym czasie również student, późniejszy węgierski premier zasiada na trybunie honorowej. Było to swoiste pierwsze spotkanie Wiktora Orbana z Mateuszem Morawieckim.
I drugi symbol, którego miałem zaszczyt być świadkiem. Gdy nasza grupa życzliwie otoczona przez Węgrów zgromadzonych na placu rozpostarła biało-czerwone flagi, podchodzili do nas nie tylko Węgrzy i liczni dziennikarze najważniejszych światowych agencji prasowych, lecz co ważniejsze skupili się wokół naszych transparentów przedstawiciele czechosłowackiej „Karty 77” i opozycji rumuńskiej „România Liberă”. Byli też Węgrzy siedmiogrodzcy.
Gdy wracaliśmy autokarem do kraju przez Czechy, jeszcze komunistyczne, podwieźliśmy młodego czeskiego opozycjonistę. Wówczas w nocy z 16 na 17 czerwca 1989 roku życzyłem mu po czesku – „Do widzenia w wolnej Czechosłowacji”. Miesiąc później Czesi i Słowacy w publicznej manifestacji zażądali – „Havel na Hrad”. Dnia 29 grudnia 1989 roku odbyło się zaprzysiężenie Vaclava Havla na Prezydenta Republiki – został pierwszym po 41 latach niekomunistycznym rezydentem praskiego zamku. Cóż, czasem historia przyspiesza!