Wiosnę 1944 roku mieszkańcy wsi Pniewo (powiat pułtuski) witali z nadziejami na upragnioną wolność. Informacje z frontu wschodniego, który zbliżał się do Bugu, stwarzał nadzieję, że dominacja niemiecka ma się ku końcowi.
Decyzją władz okupacyjnych Pniewo znalazło się na styku – maleńka rzeczka Prut była granicą między Rzeszą a Generalnym Gubernatorstwem. W pobliżu mostu na rzece posadowiono punkt kontroli granicznej z komorą celną. Na plebanii pniewskiego kościoła ustanowiono posterunek policji i mieszkanie dla policjanta, który pełnił stały dyżur. Tam też miał swoją siedzibę patrol żandarmerii. W Pniewie prężnie rozwinął się ruch oporu. Działała tu placówka XIV AK „Szczara” dowodzona przez ppor. Edwarda Jakubiaka ps. ”Żyłka”, oddział organizacji „Racławice” oraz drużyna WSOP. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można przyjąć, że prawie każdy mieszkaniec wsi był zaangażowany bezpośrednio lub pośrednio w walkę z Niemcami. Okupant wraz ze zbliżającym się frontem postanowił oczyścić zaplecze. Wysłano w teren dziesiątki konfidentów i donosicieli. Pniewo było dla Niemców ważne.
Obławę przygotowywano długo i starannie. Aby zapewnić odpowiednie siły, Niemcy zmobilizowali żandarmerię, tyłowe oddziały Wehrmachtu. Dowodzenie nad przebiegiem obławy objęły służby gestapo z Ciechanowa. Opisałem te wydarzenia szczegółowo w książce „W Imieniu Polskiego Państwa Podziemnego”, a także w dysertacji doktorskiej. Miałem to szczęście, że większość relacji opierała się na zeznaniach naocznych świadków tamtych wydarzeń. W związku z tym pozwolę sobie na ich przytoczenie:
20 lipca 1944 roku do Rejentówki, w której stacjonował dowodzony przeze mnie pluton specjalny 1 kompanii 32 pułku AK dotarli moi dwaj bracia Stanisław i Zdzisław – opowiada ppor. Tadeusz Abramski „Szaruga”. Obaj zmęczeni okrutnie, ale zadowoleni, że są bezpieczni, padli na posłanie i spali ponad pół doby. Zdążyli przekazać mi informację, że wszyscy z rodziny cali i zdrowi, a oni wydostali się z Pniewa, mimo że Niemcy zakazali opuszczania wsi.
Od kilku miesięcy mieliśmy informację, że Niemcy szykują coś dużego. Wiadomość była pewna, gdyż pochodziła od Jana Jankowskiego, tłumacza żandarmerii, naszego agenta. Okupant wstrzymał urlopy i przepustki. Gromadził środki transportu i odsunął od współpracy granatowych policjantów. Co ciekawe, proletariacki ruch oporu ukrył się, mimo iż od kilku miesięcy był aktywny. Nie czekając na moment wybudzenia braci zarządziłem alarm dla plutonu. Wojsko było „pod bronią” i czekało na rozkazy. Dowódca kompanii por. „Rafał” – Kajetan Fijałkowski (brat generała Młota – Fijałkowskiego, dowódcy z 1939) wstrzymał nasze działania, gdyż uznał je za spóźnione. Stach i Zdzich po wybudzeniu zgodzili się z decyzją dowódcy kompanii. Podczas ucieczki z Pniewa dostrzegli, że Niemcy opuścili wieś i wyjechali w kierunku Wyszkowa. Opowiada Zdzisław: Pamiętam ten dzień doskonale, gdyż wieś przygotowywała się do święta kościelnego. Wieczorem 17 maja łącznik dostarczył dla naszego oddziału partię lekarstw, kilka granatów i dwie butelki prochu. W domu na plebanii byliśmy w trójkę z siostrą Krystyną. Rodzice wyjechali do Wyszkowa. Noc minęła spokojnie. Przez sen słyszałem warkot jadących samochodów, ale myślałem, że to odgłosy z biegnącej obok domu szosy Pułtusk-Wyszków.
Tuż po świcie obudziło nas walenie do drzwi. Przecierając zaspane oczy, otworzyłem je. W nich stał nasz sołtys Szczęsny, który wyrecytował służbową informację, że wszyscy mężczyźni od 16 do 60 lat mają się stawić na placu przed kościołem.
Jest to rozkaz niemieckich władz! Potem wskazał za siebie. Ku mojemu ogromnemu zdumieniu dostrzegłem, że na placu przed kościołem zgromadzono kilkudziesięciu mężczyzn, którzy siedzieli na ziemi z rękami ułożonymi na karku. Odetchnąłem z ulgą, że nas ze Stachem to nie dotyczy, gdyż ja miałem 15 lat, a brat 17. Ale w dokumentach byliśmy bliźniakami! Po wyjściu sołtysa ukryliśmy leki i granaty w kopcu na ziemniaki, o butelkach z prochem …zapomnieliśmy! Gdy wydawało się, że najgorsze mamy za sobą powtórne walenie do drzwi informowało o wizycie Niemców. Stach otworzył drzwi trzymając dokumenty w dłoni. Ale zanim zdążył je okazać oberwał kolbą karabinu w twarz. Z ust brata popłynęła krew! Ja oberwałem w pierś i obojczyk. Wygnano nas z domu i dołączono do siedzących na ziemi.
Zdzisław umilkł, a do relacji włączył się Stach: Krwawiłem z twarzy pozostawiając strużkę krwi na piasku. Miałem wrażenie, że to koniec ze mną! Gdy nagle pośród gestapowców podniosła się wrzawa. Jeden krzyczał na drugiego! Dosłyszałem nazwisko: Jakubiak! Czyżby nasz dowódca uniknął aresztowania? Po chwili do domu „Żyłki” pognało kilku żandarmów. Miałem nadzieje, że porucznik uniknie aresztowania, ale stało się inaczej. Wyprowadzono Jakubiaka z podniesionymi rękoma i prowadzono przed sobą. A potem stała się rzecz niebywała! „Żyłka” uderzył jednego z eskortujących, odepchnął drugiego i rzucił się do ucieczki. Przeskoczył jeden płot a potem drugi. Niemcy początkowo nie zareagowali, ale po chwil oddali kilka salw z broni automatycznej. Zbieg, trafiony w plecy zawisł na trzecim płocie. Jakubiak żył, ale był ciężko ranny. Gdy rannego doniesiono na plac, dzielny człowiek zmarł.
Mówi Zdzich: Gdy zrezygnowani siedzieliśmy pośród zatrzymanych pod plebanię, podjechał samochód osobowy z rejestracją SS. Ku mojemu największemu przerażeniu dostrzegłem wysiadającego z auta Romana Nowocińskiego i jego brata Jana zakutych w kajdanki, których prowadził podoficer gestapo. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Romek, z którym pracowałem w lesie przy zrywce drzew, wiedział o mnie wszystko. O tym, że jestem bratem Tadeusza, że współpracuję z ruchem oporu. Byłem daleki od optymizmu. Jeżeli Romek poszedł na współpracę z Niemcami, to nasz z bratem los był przesądzony! Po kilkunastu minutach do zatrzymanych zbliżył się SS-man z listą nazwisk. Wyczytani mieli zostać, pozostali wrócić do domu. Nie wolno go było opuszczać aż do momentu zmiany decyzji. Nas na liście nie było!!! Krwawiący i opuchnięci wróciliśmy do domu na plebanii. Siostra zajęła się nami troskliwie. Przydały się przyniesione przez łącznika medykamenty. Krystyna położyła palec na ustach i wskazała na drzwi prowadzące do posterunku. To tam odbywał się dramat aresztowanych. Drzwi od naszego mieszkania miały odpiłowaną część framugi przez którą kiedyś prowadzono jakieś kable. Teraz przez otwór można było dostrzec to, co się dzieje za drzwiami.
Stach, szczupły i wyższy, wspiął się na krzesło i przystawił oko do otworu. Mówi Stach: Do pomieszczenia, w którym za biurkiem siedział oficer gestapo, wprowadzano aresztowanych. W pewnym momencie z wrażenia o mało nie spadłem z krzesła! Za kotarą, ukryty, stał Romek i gestem ręki potwierdzał lub negował przynależność zatrzymanego do AK! Wiedzieliśmy, że ten człowiek ma problemy z sobą. Alkohol, panienki, duże wydatki… Ale żeby pójść na jawną współpracę z gestapo?! Trwało to kilkanaście minut. Gestapowiec wydawał dyspozycje. Na wolność, albo do obozu lub do piachu. A po chwili zdarzyło się coś, co zachwiało współpracą między więźniem a gestapowcem. Roman Nowociński nie potrafił jednoznacznie określić statusu zatrzymanego. A może nie chciał… Niemiec wyskoczył zza biurka i wyciągnął zza kotary Romka: – Zdecyduj się! Był w AK czy nie? – krzyknął i uderzył go w twarz.
Nie chciałem już dłużej patrzyć na ten dramat. Zszedłem cicho z krzesła i usiadłem obok Zdzicha. Po tym wszystkim co ujrzeliśmy i usłyszeliśmy musieliśmy uciekać z Pniewa.
Wielka „wsypa” objęła nie tylko Pniewo, ale także wiele wsi powiatu pułtuskiego. Aresztowania dotknęły członków Armii Krajowej ze Starego Mystkowca, Lutobroka oraz Woli Mystkowskiej. W tej ostatniej, gestapowcy aresztowali i zamęczyli sierżanta Jana Kugę „Kanka”, dowódcę drużyny Oddziału Specjalnego „Szarugi”, który miał dołączyć do kompanii za kilka dni… Nie zdążył! Kuga, który był z pochodzenia Rosjaninem, tak pokochał swoją nową Ojczyznę, że nie zawahał się oddać za nią życia! Niemcy wiedzieli o nim dużo! Usiłowali wydobyć z niego informację o jego powiązaniach z Armią Krajową. Szukali, między innymi plutonowego podchorążego Tadeusza Abramskiego!
18 maja 1944 roku zabito 10 osób. Wywieziono do obozu przejściowego w Pomiechówku 79 aresztowanych, których następnie przewieziono do KL Stutthof. Stamtąd powrócili nieliczni. Podczas wewnętrznego śledztwa przeprowadzonego przez komórki dochodzeniowe AK stwierdzono ponad wszelką wątpliwość, że za dramatem setek członków Armii Krajowej stały cztery osoby: Dwie, nieznane z nazwiska kobiety-konfidentki żandarmerii oraz bracia Roman i Jan Nowocińscy. Cała czwórka doczekała się tego na co zasługiwała. Jedna z agentek została zlikwidowana przez OS „Wyboja”, druga przez egzekutywę „Rajskiego Ptaka”. Natomiast jeden z braci Nowocińskich został zastrzelony przez OS „Szarugi”. Los drugiego jest nieznany. Podobno zginął podczas Powstania Warszawskiego. Należy wspomnieć także o chwalebnej roli rodziny Nowocińskich. Siostra Romana była łączniczką Armii Krajowej, a dwóch członków rodziny Nowocińskich straciło życie w KL Stutthof. Zgodnie z otrzymaną informacją od pani dr Danuty Drywy, szefowej Działu dokumentacji Muzeum w Sztutowie, Stanisław Nowociński został dowieziony do obozu 6.08.1944 i tam ślad po nim zaginął. Los drugiego jest nieznany.
W kilkanaście lat po wojnie badający materiały OKBZH (Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich) w Warszawie Marek. T. Frankowski trafił na notatkę Mariana Bajno „Fawela”, który stwierdził, że 18 maja 1944 roku gestapo dokonało masowych aresztowań wśród ludności powiatu pułtuskiego. Zdrajcami, którzy wydali konspiratorów, byli bracia Nowocińscy. Akowców przewieziono do Pomiechówka. Przesłuchiwany na plebanii Stefan Młynarczyk dostrzegł jak ukryty za kotarą denuncjuje aresztowanych. Potwierdził, że był to Roman Nowociński. Swoje zeznanie przekazał Marianowi Bajno z prośbą, aby je opublikował w stosownym momencie. Młynarczyk stracił życie podczas ewakuacji obozu w 1945 roku.
W tym roku mija 80. rocznica od tragedii Pniewa. Jest okazja, aby oddać cześć bohaterom walki z niemieckim okupantem. Pniewo było wsią, w której prawie każda tam mieszkająca rodzina współpracowała z Ruchem Oporu. Na północnym Mazowszu nie było to wyjątkiem. Wolna Polska była rzeczą świętą! Godną poświęceń! Chwała bohaterom! Aby pamięć o nich nie zaginęła!
Bibliografia:
dr Paweł Abramski – W Imieniu Polskiego Państwa Podziemnego, Olsztyn 2012
Rozprawa doktorska Pawła Abramskiego – Oddziały Specjalne Obwodu „Rajski Ptak”, UWM 2015 Olsztyn
Zdzisław Abramski – Byłem najmłodszym z braci, WIH Warszawa 1967
Tadeusz Abramski – Pamiętnik (niepublikowany)
Stanisław Abramski – „Wsypa” w Pniewie, „Za Wolność i Lud” 1967 nr 20