Po kilku miesiącach zapowiedzi, Donald Trump ujawnił oficjalne stanowisko wobec aborcji i stanu prawnego dotyczącego tego zagadnienia. W czasie swojej politycznej kariery cały czas mówił, że jest za ochroną życia poczętego, potwierdzając to – jako pierwszy w historii urzędujący prezydent – osobistym udziałem w organizowanym od 1974 r. w Waszyngtonie „Marszu dla Życia”. Podkreślał także, że dzięki wprowadzonym przez niego do Sądu Najwyższego konserwatywnym sędziom udało się znieść wprowadzoną w 1973 r. decyzję zwaną Roe v. Wade, uznającą aborcję za legalną przez całą ciążę na terenie Ameryki. Prawo to, pozwalające mimo wszystko stanom na własne ograniczenie aborcji, przetrwało aż do czerwca 2022 r.
W różnych stanach będzie różnie
W specjalnym oświadczeniu były prezydent uniknął zajęcia precyzyjnego stanowiska w sprawie ewentualnego federalnego zakazu aborcji i stwierdził, że los procedury należy pozostawić pojedynczym stanom. „Uważam, że obecnie mamy aborcję tam, gdzie wszyscy jej chcieli z prawnego punktu widzenia – powiedział Trump. – Poszczególne stany zadecydują w drodze głosowania lub poprzez ustawodawstwo, a może jedno i drugie; i cokolwiek zadecydują, musi to być prawem na danym terytorium. W tym wypadku jest to prawo stanowe.” Dodał: „W różnych stanach będzie różnie. Wiele z nich będzie miało inną liczbę tygodni na dopuszczenie do aborcji a niektóre będą bardziej konserwatywne i tak właśnie się stanie. Ostatecznie wszystko zależy od woli narodu. Trzeba podążać za swoim sercem, a w wielu przypadkach za swoją religią lub wiarą.”
Musimy najpierw wygrać
Decyzja Sądu Najwyższego w sprawie Roe v. Wade spowodowała uaktywnienie środowisk lewicowych i proaborcyjnych. Po wyborach do Kongresu jesienią 2022 r. republikanie odzyskali Izbę Reprezentantów, ale z niewielką przewagą; Senatu nie udało im się odbić. Zdaniem wielu analityków jedną z przyczyn słabszych wyników Partii Republikańskiej była właśnie mobilizacja zwolenników aborcji.
Nie ma obecnie stanu, w którym aborcja byłaby całkowicie zakazana, ale prawo się różni. W niektórych stanach pozostawiono wcześniejsze ustawodawstwo, w innych zmieniano – w zależności od przewagi politycznej raz liberalizowano, raz stosowano bardziej konserwatywne podejście. Gdzieniegdzie, podczas wyborów, udawało się grupom proaborcyjnym przeforsować tematykę aborcyjną pod referenda i z pozytywnym zazwyczaj skutkiem.
To samo jest spodziewane w wyborach jesiennych, już tych prezydenckich. A to jest dla Trumpa najważniejsze. Z tego powodu, jak się wydaje, postanowił on szybko zastosować podejście politycznie pragmatyczne, czysto kunktatorskie.
„Musimy wyciągnąć nasz naród znad przepaści i to robimy – oświadczył. – Zawsze kierujcie się sercem, ale musimy wygrać. Musimy najpierw wygrać.”
Nowa sytuacja
Decyzja najwyższej instancji sądowniczej odnośnie Roe v. Wade zmieniła całkowicie krajobraz polityczny. W ciągu dwóch lat stany, które znajdują się pod kontrolą GOP wprowadziły ograniczenia dotyczące aborcji i nałożyły niekiedy kary na lekarzy, którzy ją wykonują. Na początku kwietnia Sąd Najwyższy Florydy podtrzymał zakaz aborcji po 15 tygodniach ciąży, ale nowy zakaz po sześciu tygodniach obowiązuje już od 1 maja. Jednocześnie sąd zezwolił, aby sprawa aborcji pojawiła się na kartach wyborczych w listopadzie, co spowodowało obawy republikanów o wyniki. Trump nie wypowiedział się na temat decyzji sądu na Florydzie, ale w ub. roku mówił, że zakaz aborcji przed szóstym miesiącem ciąży jest „strasznym błędem”. Teraz Sąd Najwyższy Arizony, bardzo ważnego stanu w wyborach prezydenckich, przywrócił prawo z 1864 r. Dodajmy, że jest to prawo z czasów wojny secesyjnej i kiedy nie było Arizony jako stanu. A mówi ono, bardzo lakonicznie, że aborcja jest dozwolona wyłącznie w przypadku zagrożenia życia matki. To rozwścieczyło demokratów i środowiska proaborcyjne, obarczające winą… Trumpa. Legislatura stanowa wycofała to prawo (także z pomocą republikanów), gubernator podpisała stosowną ustawę, ale walka w sądach jeszcze się nie zakończyła.
Były prezydent zapewnia o swoim poparciu dla wyjątków dopuszczających aborcję w przypadku gwałtu, kazirodztwa oraz gdy życie matki jest zagrożone. Powiedział też, że Partia Republikańska powinna wspierać takie procedury, jak zapłodnienie in vitro. Jednocześnie nazwał demokratów radykałami jeśli chodzi o wspieranie aborcji „do dziewiątego miesiąca, a nawet dłużej”.
Biden krytykuje
Demokraci nazywają Trumpa fundamentalistą antyaborcyjnym. „Donald Trump popiera każdy zakaz aborcji w poszczególnych stanach, w tym zakaz aborcji bez wyjątków. I przechwala się swoją rolą w stworzeniu tego piekła” – powiedział rzecznik kampanii Bidena, Ammar Moussa. Oświadczenie Trumpa spotkało się z krytyką ze strony prominentnych działaczy antyaborcyjnych, którzy argumentowali, że jego stanowisko pozwala demokratom na ustalanie warunków ogólnokrajowej debaty i narracji na ten temat.
„Jesteśmy głęboko rozczarowani stanowiskiem prezydenta Trumpa. Nienarodzone dzieci i ich matki zasługują na narodową ochronę i państwową ochronę przed brutalnością przemysłu aborcyjnego – stwierdziła w oświadczeniu Marjorie Dannenfelser, szefowa Susan B. Anthony Pro-Life America. – Stwierdzenie, że kwestia aborcji „powróciła do stanów”, przekazuje narodową debatę demokratom, którzy niestrudzenie pracują nad przyjęciem przepisów dopuszczających aborcję przez wszystkie dziewięć miesięcy ciąży. Jeśli odniosą sukces, zlikwidują prawa poszczególnych stanów”.
Trump do tej pory zręcznie unikał odpowiedzi na pytania, czy podpisze ewentualny zakaz aborcji na szczeblu federalnym. Mówił, że zaproponuje rozwiązanie, które zjednoczony społeczeństwo w tej niezwykle dzielącej kwestii. W ostatnich tygodniach twierdził, że jego zdaniem osiągnięto konsensus co do federalnego zakazu aborcji po 15 tygodniu ciąży. Zaznaczmy, że z lutowego sondażu przeprowadzonego przez The Economist/YouGov wynika, iż 48 proc. respondentów poprze krajowy zakaz aborcji po 16 tygodniu ciąży.
Jak można było przewidzieć, także Biały Dom skrytykował kandydata GOP. „Donald Trump po raz kolejny dał dzisiaj jasno do zrozumienia, że to on – bardziej niż ktokolwiek w Ameryce – jest osobą odpowiedzialną za zakończenie ustaleń Roe v. Wade – stwierdził Biden w oświadczeniu. – Niech nie będzie złudzeń. Jeśli Donald Trump zostanie wybrany, a republikanie z MAGA znajdą się w Kongresie, to wprowadzą ogólnokrajowy zakaz aborcji, a Trump podpisze to prawo”.
Paliwo wyborcze
Pod decyzji Sądu Najwyższego aborcja stała się dla administracji Joe Bidena i Partii Demokratycznej paliwem politycznym i elementem mobilizacji swoich wyborców. Ma to przynieść sukces najważniejszy – pokonanie Donalda Trumpa. Straszakiem jest wmawianie ludziom, że Trump na pewno i szybko podpisze federalny zakaz aborcji, pomimo że republikanie nie rzucają konkretnymi pomysłami na ten temat i ich kandydat na prezydenta również. Trump, postulując kompromisowe stanowisko, kieruje się pragmatyką.
Biden stwierdził niedawno, że jego konkurentowi „zawsze chodziło o politykę”, dlatego nigdy nie kieruje się wartościami i dobrem społecznym. Prezydent ostrzegł, że republikański pretendent poniesie w nadchodzących wyborach konsekwencje za obalenie Roe v. Wade. Ostrzegł także, że wyborcy proaborcyjni nie zniknęli i dadzą o sobie znać w listopadzie. „Ameryka została zbudowana na wolności osobistej – powiedział. – Nie ma więc nic bardziej nieamerykańskiego niż pozbawienie nas wolności osobistych. I to właśnie zrobił Donald Trump.”
Były prezydent jednak dobrze wie o co idzie gra.