Amerykański ekonomista Milton Friedman, twórca monetaryzmu, laureat nagrody Nobla, w 1990 roku powiedział, że jeżeli Polska chce być bogata, powinna robić to, co kraje bogate robiły wtedy, kiedy były biedne.
Inny wybitny specjalista od polityki walutowej, chiński profesor Song Hongbing, zauważył: Nie ma w historii przykładu, żeby państwo zbudowało swoją potęgę gospodarczą i silną pozycję na arenie międzynarodowej dzięki inwestycjom zagranicznym. Nikt nie da drugiemu państwu bogactwa i potęgi ekonomicznej. Trzeba je samemu wypracować. To jest jedyna droga, która doprowadzi Polskę do sukcesu gospodarczego. Wielki polski patriota, filolog, przemysłowiec, oddany idei pracy organicznej, Hipolit Cegielski (1813-1868), ostrzegał: Podstawą materialną narodu jest ziemia, przemysł i handel. Kto ziemię, przemysł i handel oddaje w ręce cudzoziemców, ten sprzedaje narodowość swoją, ten zdradza swój naród. Innego zdania był Donald Tusk, który już na początku lat 90. powiedział: Mogę stanąć nago na głowie na szczycie Pałacu Kultury i powtarzać, że prywatyzacja już przyniosła Polsce biliony złotych, że polskie przedsiębiorstwa są mało albo nic nie warte i dlatego są tanio sprzedane. Będąc później premierem, słowa dotrzymał. Tak zaczęliśmy budować swoją potęgę gospodarczą.
Nasza transformacja była klasyczną neokolonizacją – profesor ekonomii śp. Witold Kieżun w książce Patologia transformacji nie zostawia suchej nitki na przemianach gospodarczych od 1989 r. Po transformacji ustrojowej zostało sprzedanych kilkadziesiąt markowych, dobrze prosperujący firm (te sprzedawano w pierwszej kolejności), m.in. Pudliszki, Hortex, Wyborowa, Żubrówka, Lech, Żywiec, Wedel, Warta, Ruch, Winiary, Zelmer, Bank PeKaO. Wmawiano społeczeństwu, jak za Gierka, że wszystko po to, żeby „Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej”. Polskie marki często wykupywane były przez zagraniczne koncerny tylko po to, aby je zniszczyć i zrobić miejsce dla swoich produktów. Z reguły dochodziło wtedy do niskiej wyceny, a często wykupywano je za bezcen. Majątek, który wart był 327 miliardów, władze III RP sprzedały za kwotę 24 miliardów złotych. Jeżeli nawet działalność nabytej firmy nie została przeniesiona za granicę, to nowi właściciele znaleźli wiele sposobów, aby nie wykazać zysków i nie płacić podatku dochodowego. Dotyczy to również hipermarketów, których mamy tak wiele. Te daniny były płacone w innych krajach. Wszystko w majestacie obowiązującego u nas prawa.
Nie dajmy się zwieść, że wszystkie firmy, które mają polskie nazwy lub w nazwie „pol”, są firmami polskimi. Pamiętacie Państwo firmę PolBus.com? To była firma szkocka. Największy w Polsce producent napojów bezalkoholowych – „Żywiec Zdrój S.A.” – należy do koncernu Danone z siedzibą w Paryżu. A czyja jest firma o polsko brzmiącej nazwie „Sokołów S.A.”? Głównym udziałowcem jest międzynarodowa Grupa Danish Crown, specjalizująca się w produkcji wyrobów spożywczych i działalności ubojowej trzody chlewnej i bydła. Choć inwestycje publiczne w Polsce za rządów Tuska spadały i krajowy rynek zamówień publicznych mocno się kurczył, zagraniczne firmy czuły się na nim wyjątkowo dobrze i stale zdobywały coraz więcej kontraktów. Urząd Zamówień Publicznych policzył, że przedsiębiorstwa spoza Polski uzyskały 704 zlecenia opiewające na 13,6 mld euro. Najwięcej przetargów wygrywały firmy niemieckie, a drobne przetargi wygrywały nawet firmy z Kazachstanu, Serbii czy Indii. Tymczasem polskie firmy na międzynarodowym rynku zamówień publicznych prawie nie istniały. W 2013 roku wygrały zaledwie 89 zagranicznych przetargów za 0,4 mld zł. Gdyby zamówienia publiczne potraktować jako kategorię handlu międzynarodowego, to Polska miałaby ogromny deficyt.
Nieprawdą jest, że kapitał nie ma narodowości. Pisał o tym amerykański ekonomista Ha–Joon Chang w książce 23 rzeczy, których nie mówią ci o kapitalizmie. Kapitał ma narodowość, szczególnie w sektorze bankowym, co przy niekorzystnych warunkach kredytowych w dobie kryzysu ma dla polskich przedsiębiorstw duże znaczenie. Zmarnowany został nie tylko potencjał produkcyjny, ale również ludzki. W okresie II Rzeczypospolitej mieliśmy prawdziwy wysyp talentów w każdej dziedzinie: od konstruktorów samolotów, samochodów, unikatowych rodzajów broni po pionierskie wynalazki z dziedziny elektroniki (bez monokryształów prof. Jana Czochralskiego nie byłoby współczesnych układów scalonych). Światowy rozgłos zyskała matematyczna szkoła lwowska (m.in. miała udział w złamaniu szyfrów Enigmy) i polscy artyści (Paderewski, Kiepura, Pola Negri). Politycy i planiści wytyczali kierunki rozwoju naszej gospodarki, wykonując gigantyczny skok cywilizacyjny biednej Polski, jednoczącej się po rozbiorach. Ekonomiści potrafili pokonać kryzys i umocnić naszą walutę, a inżynierowie zaprojektować i zrealizować wielkie inwestycje (port w Gdyni, magistrala węglowa, Centralny Okręg Przemysłowy). W wielu dziedzinach osiągnięcia polskich naukowców stanowiły poważny wkład w naukę światową. Pisze o tym prof. Wojciech Roszkowski w książce Najnowsza historia Polski 1914-1993.
A jak było po transformacji ustrojowej? Byłe „elity” PRL zostały „elitami” III RP. Informacje o tym, jak traktują (czytaj: doją) państwo, można znaleźć w Internecie. Wystarczy odszukać słynną rozmowę przy kielichu byłego premiera Józefa Oleksego ze znanym biznesmenem Aleksandrem Gudzowatym. Przepraszam za kolokwializm, to się w pale nie mieści, że takie rzeczy mogą się dziać w państwie prawa. W 2013 roku w artykule zatytułowanym O narodową godność prof. Krasnodębski napisał: Niestety Polska jest rządzona przez ludzi nie tylko wulgarnych, cwanych, bezwzględnych i chciwych, ale nade wszystko małych. Nie możemy pozwolić, by ich małość przerodziła się w małość Polaków jako narodu, w małość Polski, by pozbawiła nas narodowej godności. Natomiast wspomniany prof. Kieżun tak skomentował ten problem: Tragedia polega na tym, że idea „Solidarności” została zawłaszczona przez ludzi z innego systemu. To nie byli ludzie wychodzący z filozofii chrześcijańskiej i solidarnej, katolickiej nauki społecznej. Tego się nie zna, to byli ludzie z zupełnie innego obozu. Ludzie, którzy wyrośli w filozofii leninizmu, marksizmu i syndromu wroga. Każdego, kto ma inne zdanie, trzeba zniszczyć fizycznie albo psychicznie. To jest moher, to jest zaścianek, nie reprezentuje żadnej kultury intelektualnej, a wszystko, co wy reprezentujecie, jest stare i przeszłe. […] Smutno mi, że umieram nie w tej Polsce, o którą walczyłem… To jest bardzo bolesne. Wymieramy, straciliśmy markę na świecie, jesteśmy całkowicie uzależnieni…
I rzeczywiście, straciliśmy markę i byliśmy uzależnieni od kapitału zagranicznego, co nie przeszkadzało byłemu prezydentowi, Bronisławowi Komorowskiemu, powiedzieć z okazji 30. rocznicy porozumień sierpniowych: W USA wszyscy przypływający do Nowego Jorku zazdroszczą Amerykanom ich Statui Wolności. Ale my w Polsce też mamy taką statuę. To portowe dźwigi, które świadczą, że potrafimy wznieść naszą Polskę wysoko. Ale, że one nie bardzo miały co dźwigać, a społeczeństwo ubożało, tego już nie powiedział.
Po 2015 roku, gdy rządy zaczęła sprawować Zjednoczona Prawica z ministrem a potem premierem Mateuszem Morawieckim (2017-2023) na czele, dźwigi znów zaczęły pracować, a kraj rozwijać w przyspieszonym tempie. Mimo ogromnych trudności (pandemia, wojna na Ukrainie, destrukcyjna działalność totalnej opozycji, blokada należnych środków z UE) powstawały nowe silne polskie marki, a wiele z nich zaczęło z powodzeniem zdobywać zagraniczne rynki. Bardzo dobrym przykładem może tu być Spółka Akcyjna Orlen. Niestety, istnieje uzasadniona obawa, że rząd „13 grudnia” zacznie znów je wyprzedawać. Cytowane na wstępie słowa Hipolita Cegielskiego powinny być stale przypominane temu rządowi. To, co teraz czyni Tusk budzi wielki niepokój społeczeństwa. Znów aktualnie brzmią słowa Jana Pietrzaka, który kiedyś powiedział: Przychodzi czas, by głośniej wymawiać słowo „zdrada”. Coraz więcej incydentów wskazuje, że mamy do czynienia z takim postępowaniem wobec Polski.
Wielu analityków ostrzega: Suwerenność Polski jest zagrożona! Czy dojdzie do jej utraty? Bardzo wiele zależeć będzie od wyniku wyborów 9 czerwca do Parlamentu Europejskiego. Dlatego koniecznie trzeba wziąć w nich udział i zagłosować na ludzi, którym dobro Polski leży na sercu. Wszystkie ugrupowania polityczne zarejestrowały już swoich kandydatów. Niektórzy będą ubiegać się o mandat europosła po raz kolejny. Tych łatwo ocenić. Wystarczy sprawdzić, jak oni dotychczas głosowali w PE – zgodnie z interesem Polski, czy wręcz przeciwnie.