Na wstępie muszę zmartwić ateistów i relatywistów politycznych. Niewątpliwym propagatorem tego łacińskiego (ratio status), ale bardziej znanego we francuskiej wersji – raison d’état –jest kard. Richelieu. Pierwotne, a niewątpliwie właściwe rozumienie tego pojęcia zawdzięczamy florentczykowi Niccolò Machiavellemu. Dla Makiawela ochrona państwa i racjonalność (pragmatyzm) postępowania władzy państwowej jest wartością najwyższą, niejako celem nadrzędnym. Tak też rozumiał to pojęcie kard. Richelieu. Należy zaznaczyć, wbrew pomówieniom o cynizm wymienionych wyżej mężów stanu, że owa racja państwa ma wymiar moralny i celowościowy. Chronimy bowiem państwo dla dobra wspólnego. Państwo samo dla siebie nie istnieje. Zgoła pięćset lat od wydania „Księcia” Machiavellego, można zapytać czym jest „racja państwa”, „racja stanu” dzisiaj. Czy owa racja stoi ponad wszystkim, nawet ponad prawem? Co państwo konstruuje – ponad instytucjami, które tworzy, ponad podziałami społecznymi, politycznymi, które w państwie występują i zawsze będą występowały, wreszcie ponad sprzecznością interesów, którą mężowie stanu starają się godzić. A co z interesami ponadnarodowymi w związku z racją stanu konkretnego państwa?
W tym miejscu, choć na marginesie, można rozważać kwestię czy „mężem stanu” jest polityk z najwyższej półki w danym kraju, czy też jedynie ten polityk dysponujący władczymi narzędziami, który kieruje się celem, interesem państwa. Znamienity florentczyk rozważał te kwestie, ale dzisiaj w dobie relatywizmu moralnego, filozoficznego i politycznego „rację stanu” różnie się pojmuje.
Przede wszystkim, w połowie XX w. francuskie pojęcie, które odnosi się głównie do państwa, zostało wyparte w dyskursie filozoficznym i politycznym przez ujęcie angielskie – „reason of state”. Anglosaskie rozważania rozszerzyły to pojęcie do racji stanu partii politycznych, stosunków międzynarodowych, a nawet do aspektu globalnego. Ten ostatni aspekt nowatorskim ujęciem potraktował Jan Paweł II w encyklice „Sollicitudo Rei Socialis” z 30 grudnia 1987 r. „Społeczna troska (…) o autentyczny rozwój człowieka i społeczeństwa, czyli taki, który zachowuje szacunek dla osoby ludzkiej we wszystkich jej wymiarach oraz służy jej rozwojowi” jest dla Papieża najwyższym celem i dobrem, zarówno na płaszczyźnie organizacji społecznej (w tym państwowej), jak również w ujęciu globalnym.
Dzisiaj do racji stanu zalicza się – zdaniem Joanny Saneckiej-Tyczyńskiej – system egzystencjalnych interesów państwowych realizowanych w sposób bezkompromisowy, co do których powinien istnieć konsensus głównych sił politycznych w danym państwie. Wchodząc na wyboiste polskie podwórko można zapytać, czy pragmatyzm i cel powstania koalicji partii politycznych obejmujących ster rządów w państwie jest wystarczający, aby uznać to za rację stanu? Oczywiście, że nie. Celem jest tu objęcie władzy, a nie konsensus, a już na pewno nie „raison d’état”, która przyświecała działaniom Florentczyka i Kardynała. Dotknijmy w tym miejscu relatywizmu. W anglosaskim ujęciu „reason of state” możemy uznać, że owej koalicji politycznej chodzi o stabilność państwa w celu racjonalnego sprawowania władzy. Godzi się jednak doprecyzować, czy tylko na okres kadencji parlamentarnej? A co z przyszłością państwa, w imieniu którego sprawuje się obecny społecznie akceptowany (czy akceptowalny) mandat?
Podążając za ww. autorką można rozważać dalsze relatywistyczne ujęcia anglosaskie – wizje celu działania organizacji międzynarodowych, w tym gospodarczych i sojuszy ściśle wojskowych, wreszcie ideologicznie ujęty cel globalny (stabilność). Tu wręcz się wydaje, że państwo niejako zostało wyparte z pierwotnej definicji, ba, że celowo o nim „zapomniano”. Jako organizacja jest tu tylko narzędziem, a nawet tylko przedmiotem do realizacji ideologicznego celu. Te ostatnie ujęcie w sposób bezkompromisowy (tu nie ma miejsca na konsensus!), a więc absolutystyczny, używa ponadpaństwowy ruch ekologiczny. Klimatyczna argumentacja jego aktywistów przypomina raczej zestaw dogmatów do bezkrytycznego przyjęcia, swoistej podstawy „neoreligijnej” o światowym zasięgu oddziaływania. Można tu dostrzec spory dystans między obecnym relacyjnym (relatywistycznym) ujęciem racji stanu, a pierwotnym prezentowanym blisko 500 lat temu. Owa ewolucja „racji stanu” dotyczy fundamentalnych wartości jak suwerenność państwa, czy bezpieczeństwo państwa. Na zakończenie, rzec można, że państwo się tu wręcz zręcznie omija, a w wersji absolutyzmu klimatycznego, wręcz ignoruje.