Relokacyjny kontredans w Unii Europejskiej trwa już od… 2015 roku. Mija osiem lat. Warto przypomnieć w jednym zdaniu (może podrzędnie złożonym) tę historię. Jesienią 2015 roku kraje G-4 czyli Grupy Wyszehradzkiej: Polska, Węgry, Czechy i Słowacja ustaliły, że wspólnie przeciwstawią się fatalnym dla krajów naszego regionu propozycjom relokacji imigrantów. Propozycje te sprowadzały się do tego, że państwa, które nie miały kolonii, miałyby płacić swoiste odsetki z tytułu przyjęcia imigrantów wspólnie z państwami, które przez wieki budowały swoją silną pozycję gospodarczą i polityczną na posiadaniu (i wyzyskiwaniu, powiedzmy wprost) kolonii głównie w Afryce, po części w Azji, a teraz w sporej mierze dzięki temu są destynacją dla imigrantów.
W ostatniej chwili rząd Ewy Kopacz zdradził partnerów z Budapesztu, Pragi i Bratysławy. Stało się to pod presją ówczesnego przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska. Wynik wyborów jednak ponowie włączył „czerwone światło” dla przymusowej imigracji. Unii udało się przekabacić na swoją stronę Słowację, w rezultacie sprzeciw wobec relokacyjnego szaleństwa zgłosiły solidarnie, już za rządów PiS: Polska, Czechy i Węgry (a nie tylko Polska i Węgry, jak szereg osób uważa). Nie ulegliśmy szantażom i zablokowaliśmy na szereg lat propozycję Brukseli. Dopiero w 2020 roku Komisja Europejska przedstawiła nowe propozycje. Polska znów – przy mniej lub bardziej głośnym, a często całkiem cichym wsparciu innych krajów – starała się wsadzić sprawę „na żółwia” tak, aby znowu opóźnić prace Brukseli. Dopiero więc teraz, po trzech latach, podczas półrocznej prezydencji Szwecji, tradycyjnie sprzyjającej imigracji (skądinąd z fatalnymi skutkami dla siebie: szacuje się, że po 2030 roku jedną trzecią mieszkańców tego kraju stanowić będą imigranci, uchodźcy i ich zstępni, w większości muzułmanie) Unia przedstawiła propozycję przyjęcia pakietu imigracyjnego, który sprowadza się de facto głównie, ale nie tylko do relokacji.
Teraz czas na negocjacje w ramach UE, a konkretnie „w trilogu” czyli w trójkącie: Rada – Komisja Europejska – Parlament Europejski. Rzecz w tym, że ów trójkąt w różnych sprawach często okazywał się swoistym „Trójkątem Bermudzkim”. Obecnie propozycje zaakceptowane przez Radę UE przekazano formalnie do Parlamentu Europejskiego.
A co z naszym referendum w tej sprawie? Odbędzie się zapewne – żeby zminimalizować koszty – w tym samym dniu, co wybory. Wynik, który wydaje się być przesądzony, może – uwaga! – wpłynąć na usztywnienie, gdy chodzi o politykę imigracyjną, szeregu krajów członkowskich UE i to nie tylko z naszego regionu.
I o to także chodzi…