Zatruta pamięć

Nie można zrozumieć narodu bez jego przeszłości, ale naród nie rozumie, że bez znajomości historii nie ma przyszłości.

Administracja 13 grudnia nie zamierza świętować 1000-lecia Królestwa Polskiego. To zastanawiająca obojętność, jeżeli nie dopatrywać się jakichś głębszych (politycznych?) motywacji. Nie jest wszakże do pomyślenia, by rząd jakiegoś państwa mogącego pochwalić się wielowiekowym istnieniem (swego czasu europejskie mocarstwo), ignorował taką rocznicę (w 1025 roku były dwie koronacje – Bolesława Chrobrego i Mieszka II). A jest jeszcze druga – 500-lecie Hołdu Pruskiego. Tej być może nie wypada świętować, zważywszy na dobre relacje administracji 13 grudnia z państwem niemieckim. W każdym razie zwolennicy PO, mianujący się patriotami, chcą przysłonić historyczne rocznice swym marszem przedwyborczym. Partyjniacki interes nad powinnościami państwa.

Trzeba było 33 lat starań, by w Ciepielowie stanął pomnik Polaków ratujących Żydów podczas niemieckiej okupacji. Niezrozumiała zwłoka, bo przecież czyn szlachetny, okupiony śmiercią całych rodzin. Zresztą inicjatywa polska, nie żydowska. W każdym razie to rodzaj protestu przeciwko różnym manipulatorom historycznym, którzy majstrują przy faktografii, już to usuwając bohaterów z muzeów, już to zakompleksiając (pedagogika wstydu) społeczeństwo, by nie znało faktów, nie wiedziało, kim właściwie jest jako naród polski.

Nie było konsekwentnej dekomunizacji i lustracji. Nic dziwnego, że w Polskiej Rzeczpospolitej Grubokreskowej trzecie pokolenie ubeckie pacyfikuje trzecie pokolenia akowskie. Postkomunistyczna lewica domaga się „zadośćuczynienia dla ofiar Żołnierzy Wyklętych”. Do tego doszło. Projektuje, by „ofiarom przestępstw podziemia niepodległościowego” w latach 1945-1956 wypłacać po 50 tys. zł. To bestialstwo, gdy obchody Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych stają się coraz mniej masowe (administracja 13 grudnia nie zainteresowała się organizacją obchodów), a esbecy odzyskują uprzywilejowane emerytury.

Na międzynarodowej konferencji z okazji 80. rocznicy wyzwolenia obozu koncentracyjnego w Auschwitz, minister edukacji Barbara Nowacka oświadczyła, że obozy „budowali polscy naziści”. Skandaliczna wypowiedź (jednak nie na miarę dymisji) charakteryzująca antypolską politykę historyczną, prowadzoną przez administrację 13 grudnia. Tymczasem polska prezydencja brukselska mija jako niepowtarzalna okazja do promocji prawdziwej polskiej historii, do zainteresowania wspólnoty brukselskiej polskimi prawami do niemieckich reparacji.

Zabić

Od kiedy Rzeczpospolita stała się podmiotem politycznym, mogła być przykładem dla państw zachodnioeuropejskich jako twórca dobrowolnej unii z sąsiadami, jako państwo tolerancji (nie było wojen religijnych), wreszcie jako ostoja wolności obywatelskich i politycznych, nie mówiąc o potędze militarnej, dzięki której nasz kontynent mógł oprzeć się totalitarnym zamachom (choćby Grunwald, Wiedeń, Bitwa Warszawska). Wydawałoby się, że dumne dziedzictwo cywilizacyjne powinno być doceniane i eksponowane, ale nie przez administrację 13 grudnia.

Trwają właśnie zakusy na toruńskie Muzeum „Pamięć i Tożsamość” im. św. Jana Pawła II. Resort kultury zarzuca placówce rzekomą niegospodarność, chociaż przekroczenie kosztów budowy muzeum Polin (dwukrotnie), czy warszawskiego Muzeum Sztuki Nowoczesnej (trzykrotnie) – nie wzbudziły niczyjej wątpliwości. Jeżeli toruńskie Muzeum eksponuje m.in. nauczanie Jana Pawła II, to trzeba je zlikwidować (wychowuje Polaków, a nie europejczyków). Poczynania resortu kultury w sam raz na 20. rocznicę śmierci Polskiego Papieża. Świat nie kryje zdumienia, że rząd Donalda Tuska deprecjonuje dziedzictwo wielkiego Polaka św. Jana Pawła II i uporczywie dąży do jego wymazania z pamięci polskiego Narodu – alarmuje „Nasz Dziennik”.

Administracja 13 grudnia usiłuje zamazać polskie dziedzictwo cywilizacyjne, dorobek kulturowy – jakby naśladowała komunistów, usiłujących zdyskredytować, unicestwić powojenny ruch niepodległościowy. Ubeckie tortury, katyński strzał w tył głowy, uśmiercanie przez powieszenie (co dla oficera jest dyshonorem) – to tylko część możliwości zwyrodnialców w anihilacji przeciwników politycznych. I pochówki w masowych dołach śmierci, jak choćby na powązkowskiej Łączce. Nad nimi okazałe nagrobki partyjniaków z czasów tow. Jaruzelskiego. Wydawało się, że prawda (szczątki żołnierzy wyklętych) nigdy nie ujrzy światła dziennego. A jednak – dzięki IPN – bohaterowie zostali zidentyfikowani i upamiętnieni. W swoich antypolskich poczynaniach administracja 13 grudnia zdaje się o tym zapominać.

Zabójcy pamięci i fałszerze historii nie tracą impetu. Mówią o „polskich obozach” (choć Auschwitz był na terenie Rzeszy Niemieckiej), o „polskim współudziale” w zagładzie ludności żydowskiej, bo „kłamstwo oświęcimskie” nie jest konsekwentnie zwalczane (penalizacja). W Auschwitz służyło ok. 10 tys. Niemców, ale za zbrodnie skazano trzydziestu kilku. W czasie wojny sądy SS skazały więcej swoich członków niż zachodnioniemieckie sądy po wojnie. W RFN ok. 8 tys. ludzi otrzymuje rentę wojenną, z czego 5% z nich to zbrodniarze wojenni. Tymczasem Niemcy przekonują, że „przepracowali swoją przeszłość” i są moralnie rozliczeni. Nie wspominają o reparacjach.

Manipulować

Administracja 13 grudnia zapewnia, że państwo polskie zrzekło się reparacji wojennych, co też ochoczo podchwytują jej niemieccy przyjaciele. Tymczasem nie ma żadnych regulacji prawnych świadczących, że dotyczy to także indywidualnych roszczeń obywateli. Powinni mieć możliwość dochodzenia swych roszczeń przed polskimi sądami. Niestety polskie władze wciąż uznają immunitet jurysdykcyjny obcego państwa. Jak na razie Trybunał Konstytucyjny nie wypowiedział się jeszcze w tej sprawie. Niemniej włoski sąd konstytucyjny orzekł, że obywatele tego państwa mogą dochodzić swych praw od Niemców. Nie jest więc prawdą, jak to zapewniał premier Donald Tusk, że sprawa reparacji jest zamknięta.

Czystka etniczna, przeprowadzona przez ukraińskich szowinistów na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej, wypełnia definicję ludobójstwa, ale polscy parlamentarzyści mieli problemy, by wprowadzić ten termin do obiegu prawnego. Gdy go w końcu wprowadzono, zaprzeczanie tego faktu historycznego (tzw. kłamstwo wołyńskie) nie jest penalizowane.

Ekshumacja ofiar Ludobójstwa Wołyńskiego od lat napotyka na trudności, co zrozumiałe, jeżeli strona ukraińska sytuuje swoją tożsamość etniczną na tradycji i ideologii UPA. Właśnie lwowski samorząd odbudowuje i rozbudowuje zniszczone w rosyjskim ataku Muzeum Romana Szuchewycza, organizatora Ludobójstwa Wołyńskiego. Niemniej administracja 13 grudnia sugeruje, że na historyczne rozliczenia przyjdzie czas po zakończeniu działań wojennych. Tymczasem resort kultury utajnił miejsca ekshumacji ofiar ludobójstwa. W dodatku resortowi urzędnicy nie zezwalają na obecność polskich mediów podczas prac ekshumacyjnych. Opinia publiczna będzie skazana na urzędowe komunikaty.

Po elekcji Donalda Trumpa okazało się, że pieniądze z USAID wpływały nie tylko na brukselokratów, ale także – poprzez m.in. fundacje Sorosa – na opinię publiczną w krajach uznanych za konserwatywne (Polska, Węgry, Włochy). Propagowanie lewactwa miało istotny wpływ na kształtowanie świadomości społeczeństwa, na podejmowane decyzje wyborcze. Pod hasłami walki z dezinformacją, dezinformowano społeczeństwo. Robiła to również Komisja Europejska, finansując miliardowymi kwotami organizacje pozarządowe, które chętnie promowały ideologie równościowe, genderowe, elgiebetyckie, brukselski centralizm czy „wartości europejskie”. Z drugiej strony zwalczały eurosceptycyzm obywateli brukselskich w interesie brukselokratów.

Kłamać

W Polskiej Rzeczpospolitej Grubokreskowej partie polityczne powstawały dzięki zagranicznym subwencjom (nie mówiąc o organizacyjnej roli agentów). Najczęściej nieświadomy tych okoliczności elektorat wypełniał swą rolę obywatela demokratycznego państwa prawnego, głosując na tych, dla których kłamstwo stało się narzędziem politycznym. Nie inaczej w zarządzaniu polityką historyczną, która kształtowała uniżoność i wdzięczność wobec doskonałości brukselskiej. Co do historii, powinna być przerobiona na nowo, zgodnie z lewackimi paradygmatami. Trzeba więc ją skutecznie zakłamać, demolując wystawy muzealne, przedrukowując podręczniki. Zresztą w bieżącej polityce kłamstwo stało się tak powszechne, że elektorat – jak widać – nie wyobraża sobie, żeby było inaczej.

Nie bacząc na zapisy prawne czy konstytucyjne, administracja 13 grudnia realizuje pełzający autorytaryzm. Korzystając z przychylności mediów polskojęzycznych, może dowolnie zakłamywać rzeczywistość. Być może ktoś spisze „czyny i rozmowy” w białej księdze bezprawia, bo – jak mówił Jan Paweł II – jeżeli stracimy prawdę, stracimy jednocześnie wolność.

Za „pierwszego Tuska” zlikwidowano 600 jednostek organizacyjnych Wojska Polskiego, polskie służby specjalne współpracowały z rosyjskimi. Nie przeszkadza to „reseciarzom” w deklarowaniu bezpieczeństwa państwa polskiego. PO-kandydat na prezydenta promował brukselskie pomysły klimatyczne czy migracyjne, a teraz zapewnia, że zależy mu przede wszystkim na dobrostanie obywateli. Co na to elektorat –będzie wiadomo już niedługo.

Podmieniać

Podczas gdy polskie władze nie wypełniły swego obowiązku pochowania i upamiętnienia obywateli II Rzeczpospolitej, to już Donald Tusk zapewnia, że nasze państwo będzie popierało ukraińskie starania unijne, i to bez żadnych warunków. I to ma być przełom w relacjach polsko-ukraińskich, tym bardziej że strona ukraińska domaga się upamiętnień na naszym terytorium. Podczas swej wizyty w Warszawie prezydent Zełenski nie wspomina o Ludobójstwie Wołyńskim. Mówi o jakichś zaszłościach historycznych, uderzając w kandydata na prezydenta dr Karola Nawrockiego. To niesłychane w dyplomacji, by ingerować w wybory prezydenckie w innym kraju.

Muzeum II Wojny Światowej wraca do poprzedniej linii programowej – przedstawia uniwersalny, europejski punkt widzenia, a nie „polskiego zaścianka”. Bagatelizowanie takich postaci, jak o. Maksymilian Kolbe, to tylko jeden charakterystyczny przykład. Zamiast promocji bohaterów, powracają jałowe spory o wojenne losy ludności żydowskiej.

Niemiecka szkoła nie przekazuje wiedzy o skali barbarzyństwa niemieckiego podczas II wojny światowej. Dlatego Niemcy nie chcą słyszeć o reparacjach (nie wiedzą za co), ani o pomniku polskich ofiar wojny. Proponują jakiś Dom Polsko-Niemiecki, ale i to nie realizuje się. Można jednak dyskutować.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *