W Tatry przyjechaliśmy w piątek. Mieliśmy plan ewentualnego wjazdu kolejką na Kasprowy Wierch. Nic z tego nie wyszło, bo góry tonęły w chmurach, a kamerka na Kasprowym pokazywała jednolicie szary obraz. Przeszliśmy się tylko rekreacyjnie Doliną Kościeliską do schroniska na Ornaku. Wróciliśmy niosąc na sobie lodowe zbroje, bo padał marznący deszczyk.
Następnego dnia pogoda się poprawiła. Wczesnym rankiem zameldowaliśmy się w Palenicy Białczańskiej. Dodam, że teraz nie można sobie tak po prostu przyjechać na parking, postawić samochód, zapłacić i iść w góry. Trzeba wykupić miejsce przez Internet na stronie Tatrzańskiego Parku Narodowego. Plusem jest to, że gdy się przyjedzie, miejsce na pewno będzie czekało. Co więcej parkowanie przebiega sprawnie, bo na wjeździe automat czyta rejestrację i wpuszcza zgłoszony samochód.

Przyjechaliśmy przed wschodem słońca, a mimo to sporo miejsc było już zajętych. W razie zapełnienia głównego parkingu w Palenicy Białczańskiej samochody kierowane są na coraz bardziej oddalone miejsca, aż do Łysej Polany. Warto więc być tam wcześnie.
Wysiedliśmy i przeszliśmy przez bramkę Parku Narodowego nie płacąc nic, a tylko pokazując Kartę Dużej Rodziny w aplikacji m-obywatel. Tak, tak, jako zasłużeni rodzice czwórki dzieci mamy wejście za darmo! Ruszyliśmy dobrze znaną drogą do Morskiego Oka, po której kursują góralskie bryczki. Ale nie Morskie Oko było naszym celem. Tym razem przy Wodogrzmotach Mickiewicza odbiliśmy w prawo na zielony szlak i powędrowaliśmy w kierunku Doliny Pięciu Stawów Polskich.

Przez lasy i polany, przez mostki nad potokiem, to w górę, to znów trochę w dół, szliśmy wytrwale Doliną Roztoki. A góry były dla nas łaskawe. Padał leciutki, ledwo widoczny śnieg, szlak nie był śliski, nie trzeba też było brnąć w zaspach. Na niebie pojawiały się błękitne prześwity. Krajobraz zmieniał się, zaskakując nas ciągle na nowo swym surowym pięknem.
Ostatni odcinek zimowego podejścia z Doliny Roztoki do Doliny Pięciu Stawów Polskich jest bardzo stromy. Trzeba iść czarnym szlakiem, bo przejście obok wodospadu Wielka Siklawa jest zimą zamknięte ze względu na zagrożenie lawinowe. Konieczne są raki lub dobre raczki zakładane na buty. Wielokrotnie słyszeliśmy o tym, że raczki mogą być niewystarczające zimą. Jest to bardzo możliwe, szczególnie w porach przejściowych, gdy temperatura zaczyna rosnąć powyżej zera, a śnieg zamienia się w lód. Na szczęście mieliśmy stabilny mróz i szło się bardzo dobrze.

Pod sam koniec wyczerpującego podejścia zza grani wyłoniło się Słońce.
Można było wreszcie spojrzeć na rozległą dolinę. W oddali zobaczyliśmy najwyżej położone polskie schronisko. Skierowaliśmy się do niego wydeptaną przez turystów ścieżką w białym, zalanym słońcem krajobrazie.
Przypuszczam, że znacznie zawyżyliśmy średnią wieku gości. Jednak nie czuliśmy się obco. Znaleźliśmy się wśród ludzi, którzy, tak jak my, kochają te góry. Porozmawialiśmy, pożartowaliśmy, wypiliśmy herbatę z cukrem i cytryną, zjedliśmy małe co nieco i w drogę. Oczywiście drogę powrotną. Nie byliśmy wyposażeni w raki i czekany, żeby pchać się gdzieś wyżej.

Całą drogę robiłem zdjęcia. Chciałem utrwalić te cudowne krajobrazy, które mijaliśmy po drodze i które zastaliśmy w Dolinie Pięciu Stawów Polskich. Muszę powiedzieć, że miałem niesamowite szczęście, ponieważ drzewa i skały były lekko przysypane śniegiem, co powodowało uwydatnienie faktury i łagodziło kontrasty. Podobnie niebo. Nie było całkiem błękitne i bezchmurne. I bardzo dobrze! Dzięki temu zdjęcia są ciekawsze i mają w sobie element dynamizmu i tajemniczości.
Wkrótce mieliśmy się przekonać, że trafiliśmy idealnie w okno pogodowe. Dwie godziny później, gdy byliśmy znacznie niżej, góry tonęły w chmurach. Zeszliśmy młodsi. Znów byliśmy parą studentów pełnych energii i młodzieńczego entuzjazmu.

Ponieważ kilka dni wcześniej w Tatrach jeździła i spacerowała inna osoba z naszej redakcji, dołączam parę dodatkowych zdjęć, tym razem z Kasprowego Wierchu oraz z Nosala.



