Mistrz Żeromski wspominał o krukach i wronach. Niemniej znany jest sienkiewiczowski postaw (staropolska miara tkanin) czerwonego sukna, skwapliwie i szybko rozdzierany1. Warto odczytać obydwie lektury na nowo.
Jednak obydwie przytoczone tu symboliczne alegorie (przypadki) zakładają jakiś porządek w regule rozdzielania łupów. Mało tego, ich uporządkowana konsumpcja odbywa się systematycznie, lecz z pewną nieukrywaną godnością, to jest raczej powoli. Symbolicznie, wataha hien jest lepszym na dzisiaj przykładem. Bowiem na oczach zbulwersowanych widzów (tłumu) dzieli się łup łapczywie i szybko, owszem według klucza, lecz wśród krzyku nienasyconych oraz wzajemnych kłótni.
Współczesność polska nas bulwersuje. Pewien koalicjant z mięska państwowego, czytaj synekury w spółkach skarbu państwa, chwycił za dużo i na boku rozdzielał innym współkonsumentom. To nie podobało się przewodnikowi watahy, nie tylko dlatego, że jako przewodnik bierze co lepsze, ale przecież decyduje o rozdziale. Co ważniejsze dba by rozszarpywanie odbywało się wśród członków watahy po społu, koalicyjnie.
Spieszę z wyjaśnieniem. Chodzi o pana Michała Fijoła, dyrektora generalnego PLL „LOT”. Odwołanie prezesa tej państwowej spółki wywołało reperkusje nie tylko wśród załogi, ale również wśród politycznych koalicjantów odpowiedzialnych za polski rząd. Zmieniono członków Rady Nadzorczej spółki, która dopuściła do odwołania prezesa LOT. Idąc za apelem pracownika linii lotniczych – „porządnych ludzi trzeba bronić” – za prezesem ujęły się cztery największe w tej firmie związki zawodowe. To bardzo rzadkie zjawisko na polskiej arenie politycznej.
Czy w tym przypadku i wielu podobnych, politycy i nomenklatura rozdzierająca z hałasem sukno, zastanawiają się nad skutkami szkodzącymi perspektywom i wizerunkowi państwowej spółki. Podobnej szkodliwości społecznej doświadczają spółki PKP, a także w obszarze zarządzania i odpowiedzialności MON. Inne ugrupowanie polityczne wzięło się skwapliwe za obszar zarządzania oświatą, jeszcze inni odpowiadają za cyfryzację. Wyższe stadium tego curiosum zamanifestowało się poprzez zdjęcie ze stanowiska prezesa GUS, Dominika Rozkruta. Czy poprawiły się w związku z tą decyzją statystyki?!
Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Od dłuższego czasu publicznie wyrażane są ostrzeżenia dotyczące odwołania prezesa NBP, choć stanowisko to obwarowane jest ustawą szczególną i praktyką o znaczeniu międzynarodowym. Nie da się to w sposób prosty zrobić, tak jak z panią prezes ZUS, Gertrudą Uścińską.
Przykład LOT i firm związanych z obronnością wywołał oburzenie najsłabszego konsumenta synekur państwowych, tj. Lewicy. Oburzona przyjęła postulat, by ów postaw państwowego sukna dzielić nie według konotacji politycznej konsumenta. Proszę szanownego czytelnika, nie z nami takie numery. Jak się wzięło władzę, to dzieli się postaw państwowy i już! I to według zdolności – to jest kto i jak potrafi.
Okazuje się, że problem ten tkwi nie w jakości spółek, bo te pozostawały w dobrej kondycji finansowej po poprzednim rządzie, lecz w jakości eksponentów politycznych uprawnionych przez Koalicję Obywatelską do ich zarządzania. Nabór do funkcji i wpływów w spółkach jest ograniczony w podwójny sposób. Pierwsze zawężenie wynika z kręgu osób podlegających politycznemu poborowi, drugie ograniczenie to jakość intelektualna rekruta. Cóż z tego. Dowiadujemy się o żenującym wręcz poziomie kwalifikacji. Celowo nie używam tu pojęcia wykształcenia, bo dziś zwłaszcza w odniesieniu do upublicznionych przykładów ostatnich miesięcy, edukacja wcale nie musi oznaczać kwalifikacji, nie musi też być równoznaczna z kompetencją, co więcej nie określa nawet wykształcenia.
Wykształcenie oznacza bowiem także ogładę, przymiot kultury formalnej, a w omawianych przypadkach także kultury politycznej oraz znajomości metodologii zarządzania. A zatem menadżer kwalifikowany do spółki państwowej powinien nie tylko znać się na gospodarce, a szczególnie zaś na specyfice działania spółki, do której jest desygnowany.
Może się jednak wydawać szanownemu czytelnikowi, że wymagam zbyt wiele, skoro wśród parlamentarzystów – kwalifikowanych przecież przez gremia partyjne i co ważniejsze, wybranych przez tysiące wyborców – są przedstawiciele narodu, za których można się wyłącznie wstydzić. Ten sam odruch odczuwam czytając krótkie biogramy nowych członów rad nadzorczych, a nawet ich prezesów. Właśnie ze wstydu jako obywatel Najjaśniejszej Rzeczpospolitej nie wymieniam ani nazwisk ani ich przynależności partyjnej. Pozostawiam tylko informację, że podjęli się odpowiedzialnych w końcu stanowisk na podstawie desygnacji politycznej Koalicji Obywatelskiej, to jest ugrupowania politycznego, które objęło rządy w Polsce niespełna rok temu.
Nawiązując do wstydu i ograniczenia, dziś dyplom pewnej uczelni znaczy wiele. Otóż okazuje się, że pozyskanie tegoż dyplomu (pomijam moralne sposoby uzyskania, nie jestem funkcjonariuszem CBA ani CBŚ) świadczy niejako o nobilitacji, przynależności do „elity”. Pan wicemarszałek Sejmu Krzysztof Bosak już zawczasu poinformował, że owszem posiada taki dyplom, aby uciąć ewentualne spekulacje lub dociekliwość dziennikarzy w sprawie uczęszczania na uczelnię czy adnotacji dotyczących egzaminów uczelnianych. I słusznie postąpił. Ważniejsze jest jednak to, że do owej „elity” należy.
Pozwalam sobie w tym miejscu na cudzysłów. Jak dla mnie określenie „elita” jest funkcjonalnie powiązana z gremium osób, które w procesie rozwoju i przekształceń natury socjologicznej i kulturowej społeczeństwa, podlegają zmianom. Elita co innego znaczy we współczesnym, otwartym rzec można społeczeństwie politycznym, a co innego za czasów kruków i wron, a co innego w czasach postawu czerwonego sukna czyli 150 czy 400 lat temu w Polsce, a jeszcze co innego w innym kraju czy bantustanie.
Przynależność osoby do elity oznacza przede wszystkim wyróżnienie. Oznacza desygnację spośród osób o stosownych kwalifikacjach formalnych osoby, która moralnie, świadomie i rozważnie podejmuje się odpowiedzialności za państwo. Kto nie wyróżnia się takimi cechami do elity nie należy, co najwyżej do nomenklatury politycznej, często tożsamej z marginesem społecznym wywyższonym do funkcji publicznej.
Pojęcie margines społeczny nie odnosi się bowiem tylko do wąskiego zazwyczaj środowiska kryminalnego lub kryminogennego. Z powodzeniem według mnie oznacza małą ilościowo grupę społeczną, wyalienowaną z rzeczywistych problemów społeczeństwa, zamkniętą w sobie, ale mającą aspiracje do politycznego czy społeczno-kulturowego znaczenia.
1. Rzeczpospolita to postaw czerwonego sukna, za które ciągną Szwedzi, Chmielnicki, Hiperborejczykowie, Tatarzy, elektor i kto żyw naokoło. A my z księciem wojewodą powiedzieliśmy sobie, że z tego sukna musi się i nam tyle zostać w ręku, aby na płaszcz wystarczyło; dlatego nie tylko nie przeszkadzamy ciągnąć, ale i sami ciągniemy. (Sienkiewicz, Potop)