Demokracja ludowa przepoczwarzyła się w grubokreskową demokrację ośmiogwiazdkową, ta zaś ewoluowała w demokrację walczącą, by realizować się jako demokracja okupacyjna.
Strategiczne inwestycje grzęzną w audytach, spowalniają w rozliczeniach (ośmiogwiazdkowy program administracji 13 grudnia), w końcu stracą sens, gdyż międzynarodowa konkurencja nie śpi. Już teraz niemieckie porty przejmują towary dochodzące do polskich portów. Rządzący stawiają pod znakiem zapytania budowę terminala kontenerowego w Świnoujściu oraz porty zbożowe w tym mieście i w Gdańsku. Świnoujski samorząd niechętny jest inwestycjom, jak samorządy dolnośląskie sprzeciwiające się budowie zbiorników retencyjnych.
Obrońcy życia i rodziny demonstrują przed częstochowską komendą policji za ich nękanie i szykanowanie oraz kierowanie spraw do sądów. Sprzeciwiają się szturmowi tzw. parad równości na jasnogórskie sanktuarium. Sądy ich uniewinniają (konstytucyjne prawo do manifestacji i zgromadzeń), ale policjanci są konsekwentni w swych interwencjach.
Społeczeństwo wyraziło swój sprzeciw wobec przymusowej relokacji nielegalnych migrantów w referendum, ale dla administracji 13 grudnia nie ma to żadnego znaczenia. Na centra dla migrantów przeznaczyła blisko 0,5 mld zł, a w projekcie ustawy o cudzoziemcach przyznaje im prawo do tzw. łączenia rodzin, a także stosowania pouczeń, zamiast deportacji. Posłuszna brukselokratom Tuskowa władza, nie wyciąga wniosków z regresu cywilizacyjnego, jaki niesie ze sobą napływ nielegalnych migrantów w krajach zachodnich.
Chaos i anarchia
Zapaść w Orlenie stała się aż nadto widoczna (zysk netto od początku roku – 3 mld zł, w zeszłym roku – 17 mld zł), ale na sejmowej komisji ds. energii nie pojawili się przedstawiciele tej firmy, ani resortu aktywów państwowych. Przedtem firma nie przyjęła poselskiej wizytacji. Katastrofalna sytuacja w koncernie świadczy o niekompetencji w zarządzaniu, o ile nie jest wstępem do przekształceń własnościowych (dzika prywatyzacja niewykluczona).
Coraz więcej faktów wskazuje na to, że rządowe obietnice dla powodzian były tylko propagandową zagrywką. Mimo powołania specjalnego pełnomocnika, powodzianie narzekają na brak zapowiadanych odszkodowań, na brak firm remontowych. Gdy opadły wody (i zainteresowanie mediów) zostali pozostawieni sami sobie.
Z jednej strony zapaść gospodarczo-budżetowa, z drugiej anarchia w wymiarze sprawiedliwości (zresztą aprobowana przez brukselskich komisarzy, choć to nie ich domena) – trwa sobie w najlepsze destrukcja państwa. Ogranicza się działalność podstawowych instytucji poprzez cięcia finansowe (TK straci 4,5 mln zł, KRS – 3,7 mln zł, IPN – 70 mln zł). Administracja 13 grudnia wydaje się zmierzać do anihilacji naszego państwa, tak jak to uczyniła z praworządnością. Rotacyjny marszałek sejmowy bajdurzy zgoła o nieuznawaniu SN (Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych), orzekającego o wyborach prezydenckich, jakby pretendował do urzędu rotacyjnego prezydenta.
Wobec terroru neomarksistów, genderystów i ekologistów – patriotyzm to balast, tym bardziej w perspektywicznej wizji państwa brukselskiego. Za to edukacyjny przewrót – choć niekonstytucyjny – w rewolucyjnym barbarzyństwie jest jak najbardziej pożądany. Zamiast wychowania do życia w rodzinie – seksualizacja, zamiast historii i teraźniejszości – indoktrynacja obywatelska. Kłamstwo jako narzędzie edukacji i polityki (zresztą nieodpowiedzialne i bezkarne).
Dziennikarze są obywatelami i podatnikami, ale nie mogą uczestniczyć w rządowych konferencjach prasowych. Nielegalna prokuratura straszy dziennikarza pozwami sadowymi. PO-litycy preferują „szczere rozmowy bez mediów, bo ludzie boją się kamer. Przecież nie o to chodzi w demokracji, by człowieka straszyć”. Tymczasem NGO’sy, szczodrze finansowane z zewnątrz (zresztą niekontrolowane przez służby celno-skarbowe), opracowują projekty ustaw sejmowych (m.in. dotyczących klimatu, TK). I taką praktykę toleruje administracja 13 grudnia.
Bezrobocie
Podczas gdy przemysł brukselski ucieka z obszaru unijnego, przeganiany przez zielone szaleństwo, sposobem ratowania firm w naszym kraju stały się zwolnienia grupowe. Niezależnie od tego, coraz więcej zaniechań inwestycji prorozwojowych, infrastrukturalnych. Prognozowany wzrost bezrobocia jak najbardziej realny. W tej sytuacji przed kancelarią premiera protestują przedstawiciele różnych branż (fizjoterapeuci, pocztowcy, hutnicy, kolejarze). Urzędnicy nie reagują. Niemniej jak na razie nie ma sygnałów zapowiadających solidarne wystąpienia wszystkich branż czy strajk generalny.
Kolejarze z zakładów chemicznych „Police” protestują w stolicy, a pracownicy z tych zakładów w Szczecinie. Zadłużenie Grupy Azoty sięga już 10 mld zł, a to także za sprawą napływu nawozów białoruskich i rosyjskich. Ich cena dumpingowa to efekt braku „zielonych” ograniczeń, które obowiązującą przedsiębiorstwa w krajach brukselskich. Zielone szaleństwo rzutuje także na krajowe hutnictwo, przy czym nieodpowiedzialność zagraża Hucie Częstochowa, produkującej blachy dla przemysłu zbrojeniowego (w sytuacji wojny z sąsiednim kraju). Z drugiej strony brukselska dyrektywa wymaga, by 30% towarów było przewożonych koleją do 2030 roku, podczas gdy obecnie w naszym kraju jest to zaledwie10%, a jeszcze PKP Cargo zwalnia pracowników. Tymczasem z polskich torów już korzystają niemieccy i ukraińscy przewoźnicy, uzyskawszy zezwolenie Urzędu Transportu Kolejowego, tak jakby to oni mieli realizować brukselskie wymogi w naszym kraju.
Jak za dotknięciem czarodziejskie różdżki przedsiębiorczość w naszym kraju przestała się opłacać. Firmy są zamykane (142 tys.) bądź zawieszają działalność (282 tys.). W III kwartale br. liczba upadłości zwiększyła się o 20%. Do legendy przechodzi dynamiczny rozwój gospodarki z czasów PiS. Pogarsza się też sytuacja gospodarstw domowych. Pauperyzacja społeczeństwa u progu. Sprzedaż detaliczna spada (we wrześniu o 3%), wzrasta poziom zadłużenia konsumentów (we wrześniu o 2,9 mld zł), przekraczając rekordową kwotę 86,5 mld zł. Przedwyborcze obietnice Tuska – gdybym był premierem, to od razu byłbym w stanie obniżyć o połowę ceny prądu i gazu – pozostały obietnicami.
Bezprawie
Blisko rok temu administracja 13 grudnia przeprowadziła skuteczny (mimo protestów) zamach na media publiczne. Nasłani ochroniarze – po opieką policji – wyłączyli sygnał TVP i przejęli władzę nad infrastrukturą i majątkiem nadawcy. To niespotykane barbarzyństwo w cywilizowanym świecie pozostało bezkarne. I choć TVP postawiono w stan likwidacji, to rozwija się ona, inwestuje i znajduje obfite wsparcie rządowe (przy znikomej oglądalności). Co zaś dotyczy się ochroniarzy, zatrudnionych przy likwidacji mediów, to znaleźli pracę u prezydenta stolicy, strzegąc Miejskich Zakładów Autobusowych.
Starsi sędziowie nie uznają mianowanych po 2017 roku, bo nie uznają powstałej wówczas KRS. W konsekwencji zmienia się składy sędziowskie (przedłużając procedowanie), podważa się wyroki. Nie ma stanowiska p.o. prokuratora krajowego, ale dla ministra sprawiedliwości to nie problem, tak jak zwalnianie prokuratorów bez zgody prezydenta. Gdy Sąd Najwyższy orzeka, że prokurator krajowy został prawidłowo powołany, minister nie uznaje tego sądu. Nie uznaje też Trybunału Konstytucyjnego. Tak wygląda „przywracanie praworządności” po rządach PiS. Administracja 13 grudnia nie przeciwstawia się powracającej mafii VAT (niższe dochody państwa o 17 mld zł), tak jak kontrola finansowa pozostaje bezczynna wobec bezprecedensowych poczynań francuskiego banku, który blokował 28 kont należących do księży sercanów.
Lewica – jakby nigdy nic – przedkłada do laski marszałkowskiej odrzucony projekt ustawy o dekryminalizacji aborcji, choć jest ona niezgodna z zapisami konstytucyjnymi. Okazuje się, że można domagać się bezprawnego prawa. Obywatele w lot zrozumieli taki pomysł, bo już skarżą proboszczów, że dzwony kościelne zakłócają ich dobrostan. Jeszcze dalej porywają się mieszkańcy miast, osiedlający się na wsi. Pozywają rolników o hałas i fetor, sprzeciwiając się produkcji rolnej. W tej sytuacji nie trzeba brukselskich dyrektyw, ograniczających możliwości produkcji rolnej przez różne wymogi sanitarne, środowiskowe, bioasekuracyjne czy prozwierzęce.
Rewolucja kulturowa
Postulowany jest kojec dla psów (15-24 m kw.) większy niż powierzchnia przysługująca więźniom (3 m kw.). Podczas gdy likwidacja bezdomności pozostaje poza priorytetami i zainteresowaniami organizacji pozarządowych, to w przypadku zwierząt jest zgoła inaczej. Pod projektem nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt – „stop łańcuchom, pseudohodowlom i bezdomności zwierząt” – zebrano ponad pół miliona podpisów. Lobby fundacji prozwierzęcych wykorzystało emocje ludzi, nie zawsze znających problem. Bo miłośnictwo zwierząt to także biznes prozwierzęcy (odbieranie zwierząt rolnikom, sądowe nawiązki). Zresztą nie brakuje paradoksów, bo miłośnicy kotów postulują ich odławianie (kastracja, usypianie), co sprzyja pladze szczurów w miastach. Postępująca animalizacja świadomości społecznej nie uwzględnia realiów, podobnie jak miłośnicy dzików czy wilków nie biorą pod uwagę szkód w rolnictwie.
Gdy postępowa ludzkość uwierzyła w zmiany klimatyczne (odmiennie myślących nikt nie pyta o zdanie), walka z nimi nie mogła nie znaleźć konsekwencji w przestrzeni miejskiej. Resort klimatu wprowadza miejskie plany adaptacji do zmian klimatu, czyli zalesianie miast. Zwiększanie powierzchni zadrzewień i zieleni wbrew urbanistyce, ekonomice (spadek cen gruntów), wbrew człowiekowi, który nie ma przecież znaczenia, gdy „planeta płonie” – jak głoszoną ekologiści-klimatyści.
Wprowadzenie do szkół tzw. edukacji zdrowotnej (wg standardów WHO), jako przedmiotu obowiązkowego, ma wyeliminować rodziców z wpływu na wychowanie dzieci (czyli obrony przed deprawacją). Zarzucanie resortowi działań niekonstytucyjnych nie studzi zapału reformatorów-deprawatorów, tym bardziej gdy wspierają ich dyrektywy brukselskie (zresztą nie-traktatowe). Bo przecież zlikwidowanie tradycyjnej rodziny to cel, który uświęca wszystkie środki (promowanie aborcji, nieheteronormatywności, transpłciowości, in vitro). Edukacja domowa, która mogłaby być ucieczką od resortowej indoktrynacji, nie znajduje wsparcia państwa, co oczywiste, ale niekonstytucyjne.
Kompradorska kasta post-pezetpeerowsko-grubokreskowa, okupująca nasz kraj i deprawująca świadomość społeczną, doczekała się wreszcie protestów (1 grudnia 2024 demonstracja rodziców i nauczycieli w Warszawie). Co na to inne branże, inne grupy społeczne – czas pokaże.