Trupi wzgórek straszy w lesie
Głos Kadiszu w świat się niesie
Wśród baraków ludzkie cienie
Wiązka słomy – całe mienie
Po pas w szambie oraz w błocie
By osiągnąć duże krocie
Kto z nadzieją to jest w błędzie
Bo zapłata straszna będzie
Lepsi gorsi – niewolnicy
Święci źli oraz grzesznicy
Ulegają wciąż ułudzie
Że są ludzie i podludzie
Wokół tylko drut kolczasty
Smutno szumi las iglasty
Puszcza potęguje trwogę
Gdy w ostatnią wiodą drogę
Z Kadisznika słychać jęki
Krótkie strzały z wolnej ręki
Trupy lecą prosto w doły
Ścierwa ludzkie jak chochoły
Marne szopy te baraki
Głód i śmierć i chleba braki
Woń fekaliów wsząd się snuje
Widmo mordu tu panuje
Niewolnicza robota głód
Wewnątrz odór fetor smród
Chleba mizerny kawałek
Kęs jak pudełko zapałek
Kto chce uciec kula czeka
Zły traf dyba na człowieka
Trudno sobie los wybierać
Zamęczonym czas umierać
Dokąd zmierzasz ty ludzkości
Co to będzie znów w przyszłości
Jakie można mieć życzenia
Względem tego doświadczenia
POSTSCRIPTUM
Cóż tu mówić o wzniosłości
Kiedy w świecie ful podłości
Kłamstwo krzywda zewsząd tryska
Chleba nie ma są igrzyska…