Początki Solidarności Walczącej

Fragmenty wspomnień uczestników podziemia zebrane przez Mateusza Morawieckiego

Geneza i pierwsze lata „Solidarności Walczącej” – praca magisterska, Instytut Historyczny Uniwersytetu Wrocławskiego, 1992

Piotr Bednarz

Już w pierwszych miesiącach stanu wojennego uczestniczyłem w kilku spotkaniach. Pierwsze spotkanie w szerszym gronie odbyło się w marcu; dyskutowaliśmy o tym, co i jak pisać. W kwietniu odbyło się drugie dość konfliktowe spotkanie, po którym jako RKS zastanawialiśmy się, co Kornel Morawiecki ma zamiar zrobić, chociaż już wcześniej zapowiadał, że powoła nową organizację, która będzie kładła nacisk na inny, bardziej radykalny model walki. Kornel Morawiecki uważał, że trzeba działać zdecydowanie, jeśli strajki są trudne, jeśli ułatwiają bezpiece wyłapywanie najaktywniejszych, to trzeba wychodzić na ulicę. Uważam, że te pięcio-, dziesięciominutowe strajki pomagały SB w zidentyfikowaniu czynnie działających członków NSZZ „S”. Uważam, jednak, że nie można tak jak „Rustejko” [Świerczewski] „w czambuł” potępiać tych strajków, gdyż zawsze trzeba było się liczyć z kosztami prowadzonej działalności. Wybór właściwej drogi był wówczas wielkim problemem.

Myślę, że Morawieckiemu, jako szefowi propagandy, potrzebne było większe poparcie ze strony RKS oraz uznanie. Chciał on zostać wiceprzewodniczącym RKS, aby mieć większy wpływ na tę organizację, to miało mu pomóc we wprowadzaniu zdecydowanej walki. Mnie przekonywały argumenty obu stron. Byłem przeciwny porozumieniu się z władzą już przed 13.12.1981 r.

Po aresztowaniu Władysława Frasyniuka spotkałem się z Kornelem Morawieckim i dyskutowaliśmy nad tym, co robić po 8.10.1982 r. [delegalizacja NSZZ „Solidarność”]. Zastanawialiśmy się, czy wydać oświadczenie wzywające fabryki do strajku. Wyjeżdżałem wtedy na posiedzenie TKK, wiedziałem, że Stocznia Gdańska strajkuje. Od rozmów z przedstawicielami innych regionów w TKK uzależniałem decyzję o wezwaniu do strajku generalnego. Bogdan Lis pytał mnie, czy Wrocław też rozpocznie strajk. Odpowiedziałem mu, że tak, ale uderzyć trzeba od razu po delegalizacji, nie można czekać. Kraków wymusił na nas to, żeby strajk odbył się 11.10. Ja i Kornel Morawiecki chcieliśmy wejść do fabryk jeszcze w październiku, po 8.10.1982 r., kiedy to w fabrykach były nastroje radykalne i zdecydowane na stawienie oporu komunistom. Zatem my we Wrocławiu byliśmy na to gotowi, ale TKK, Bujak, Lis, Hardek załagodzili spór.

Członkowie TKK wiedzieli o powstaniu SW i nie uważali, że stało się coś złego. Sądzili jednak i obawiali się tego, że Kornel Morawiecki jest zbyt radykalny w swoim działaniu.

Po wyjściu z więzienia współpracowałem z Markiem Muszyńskim i chciałem też, żeby Władysław Frasyniuk współpracował z nami. Frasyniuk jednak szedł wtedy (przynajmniej od amnestii w 1986 r.) własną drogą i nie zakładał konieczności permanentnej współpracy ze strukturami podziemnymi. Przez ten cały czas miałem kontakt z Kornelem Morawieckim.

Paweł Falicki

W styczniu 1982 r. w czasie trwania stanu wojennego nawiązałem kontakt z Kornelem Morawieckim. Zająłem się drukiem i kolportażem ulotek i gazetek podziemnych sygnowanych przez Regionalny Komitet Strajkowy. Współredagowałem niekiedy teksty do „ZDnD”, ale zasadniczo pracowałem przy organizacji kolportażu.

Władysław Frasyniuk, jako najważniejsza postać Związku w pierwszych miesiącach stanu wojennego, musiał być głęboko zakonspirowany. Ludzie skupieni wokół niego starali się chronić go przed zbyt częstymi spotkaniami. K. Morawiecki pełnił bardzo ważną rolę organizacyjną, ale W. Frasyniuk był postacią o znaczeniu strategicznym. W związku ze swoją rolą operacyjną K. Morawiecki nadawał też z czasem coraz wyraźniej ton ideowy RKS-owi. Osoby skupione wokół W. Frasyniuka były zwolennikami rozwiązań długofalowych, perspektywicznych. Natomiast te osoby, które w czerwcu powołały do życia Solidarność Walczącą, kładły nacisk na konieczność podjęcia natychmiastowej walki z władzą komunistyczną. Morawiecki nawiązywał kontakty i to właściwie on i parę blisko z nim związanych osób sformułowało Regionalny Komitet Strajkowy. Było to wprawdzie pewne nadużycie, ale przeciwko temu nikt, nawet z kręgu W. Frasyniuka, nie protestował.

Około 20.05.1982 r. na Biskupinie odbyło się zebranie RKS, w którym brałem udział jako osoba wspomagająca, odpowiedzialna za część kolportażu w Regionie. Obecni byli: K. Morawiecki, Z Oziewicz, H. Łukowska, J. Gajos [pseudonim], T. Jakubowski, W. Frasyniuk, T. Świerczewski, M. Gabryel i inne osoby. Dyskutowaliśmy początkowo na tematy ogólne; punktem spornym było zastosowanie różnych metod oporu: protestować w zakładach pracy czy na ulicy i w zakładach pracy równocześnie. Na tym tle doszło do dramatycznych wypowiedzi po obu stronach. Ja uważałem, że manifestacje pokazują światu, że coś się dzieje. W. Frasyniuk obawiał się, że grupa skupiona wokół K. Morawieckiego przejmie wszystkie atrybuty techniczno-organizacyjne (druk, łączność, kolportaż).

Po kilkugodzinnym bezskutecznym wzajemnym przekonywaniu się grupa osób skupionych wokół K. Morawieckiego opuściła obrady i udała się do innego mieszkania, w którym dyskutowano na temat utworzenia nowej organizacji. Z. Oziewicz argumentował wówczas, że nie jesteśmy „Solidarnością proszącą”, „Solidarnością na kolanach”, lecz Solidarnością Walczącą, walczącą o uwolnienie Polski z komunizmu.

Marek Muszyński

Wiem, że dotarła do ludzi wiadomość o sprzecznościach między Władysławem Frasyniukiem a Kornelem Morawieckim. Nie słyszałem, aby Kornel Morawiecki blokował kontakty zakładowe Władysławowi Frasyniukowi. W maju starałem się zapobiec dezintegracji. Ja, przedstawiciele zakładów pracy i inni działacze podziemia chcieliśmy usłyszeć argumenty obu stron i doprowadzić do consensusu. Wtedy zorientowałem się, że nie ma szansy na porozumienie. Władysław Frasyniuk i Józef Pinior zdecydowanie uważali, że w maju Kornel Morawiecki blokował im dostęp do działu informacji i propagandy. Józef Pinior oskarżył Kornela Morawieckiego o blokowanie spływu składek pieniężnych z zakładów pracy. Kornel Morawiecki zdecydowanie odrzucał te zarzuty (spotkałem się z nim wówczas) i traktował to albo jako totalne nieporozumienie, albo jako pomówienie, albo też jako element rozgrywki przewodniczących Regionalnego Komitetu. Kornel Morawiecki miał inną wizję taktyczną, uważał, że RKS jest zbyt ugodowo nastawiony do władz.

W czasie powstawania SW miałem ambiwalentne odczucia, gdyż z jednej strony uważałem, że nie powinniśmy się dzielić, powinniśmy iść razem, a z drugiej strony myślałem, że skoro doszło już do takiej różnicy zdań, to po co sztuczna spójność, sztuczna jednolitość. Wydawało mi się, że może będzie lepiej, gdy powstanie skrzydło bardziej radykalne. Generalnie uważałem, że nie powinno się podejmować kroków, które „palą za sobą mosty” i nawet po formalnym rozstaniu sądziłem, że należy zachować nie tylko więzy międzyorganizacyjne, ale także daleko idącą kooperację.

W ciągu paru miesięcy kilkakrotnie spotkałem się z Kornelem Morawieckim. Otrzymałem od niego ofertę wszechstronnej pomocy, łącznie z pomocą finansową (do czasu obecności Józefa Piniora korzystano z 80 mln zł, potem nikt nie wiedział, co stało się z tymi pieniędzmi, a gdy dowiedzieliśmy się, kto nimi dysponuje, to okazało się, że jest jakaś blokada, że RKS z przewodniczącym Markiem Muszyńskim nie ma prawa do korzystania ze spuścizny po Zarządzie Regionu Dolny Śląsk).

Zbigniew Oziewicz

Zebranie założycielskie Solidarności Walczącej odbyło się w połowie czerwca 1982 roku, najprawdopodobniej na ulicy Tomaszowskiej albo na Gajowej.

Uważam, że SW powstała z niemożności znalezienia wspólnej taktyki w gronie osób związanych z Morawieckim i związanych z Frasyniukiem. Kornel Morawiecki drukował „Z dnia na Dzień” (ZDnD) i miał główny wpływ na tę gazetę.

SW była konkurencyjna w stosunku do RKS-u, było to rozdzielenie w podziemiu. Wtedy sądziłem, że SW to organizacja, która zespala najodważniejszych, najlepszych członków „S”, awangarda przeznaczona do pracy podziemnej, niemalże zbrojne ramię „S”. Nikt nie myślał początkowo o trwałym rozłamie.

Eugeniusz Szumiejko

We Wrocławiu mieliśmy kontakt z Kornelem Morawieckim, jako przedstawicielem RKS, miał on dobrych łączników. Władysław Frasyniuk uważał, że Kornel Morawiecki blokował kontakty, ja uważam, że na pewno tego nie robił, chciał on nawet kontaktować mnie z Władysławem Frasyniukiem.

Pisałem listy do Władysława Frasyniuka w sprawie Krajowego Kierownictwa. Kornel Morawiecki odpisywał mi, że zgadza się na wszystko, natomiast Władysław Frasyniuk dopisywał, że nie przemyślał tego, ale w zasadzie zgadza się z „Andrzejem” (Kornel Morawiecki). Na początku marca Władysław Frasyniuk dawał nam odpowiedzi dwuznaczne. Na przełomie III/IV dostałem list od Kornela Morawieckiego i spotkałem się z nim. Po tym spotkaniu domyśliłem się, że coś jest nie w porządku. W tym czasie Barbara Labuda była w Warszawie, gdzie oznajmiła, że Kornel Morawiecki stworzył zupełnie nową strukturę.

10.04. otrzymaliśmy list od Władysława Frasyniuka, w którym oznajmił nam, że nasza nazwa jest zła (OKO).

Uważam, że Kornel Morawiecki miał zbyt mocne stanowisko i nie nadawał się do kontroli.

Władysław Frasyniuk, Bujak i Lis nie mieli najlepszego zdania na temat SW, Hardek obojętne (utrzymywał pośrednie kontakty z Kornelem Morawieckim), ja miałem dość dobre zdanie na temat tej organizacji. Między TKK i SW nie było dużych różnic programowych.

Tadeusz Świerczewski

Od grudnia 1981 miałem stały kontakt z Kornelem Morawieckim, który budował łączność, nawiązywał międzyśrodowiskowe kontakty, dawał mi „namiary” na wiarygodnych ludzi z podziemia. Ja natomiast działałem, nie ukrywając się. Do kwietnia większość apeli RKS było pisanych przez Kornela Morawieckiego, ale podpisywali się Władysław Frasyniuk, Piotr Bednarz, Józef Pinior. Ani Kornel Morawiecki, ani ja nie chcieliśmy burzyć mitu nazwisk znanych ludziom z okresu legalnej działalności „Solidarności”.

Ja i Kornel Morawiecki pisaliśmy listy do Władysława Frasyniuka z prośbą o kontakt. Było to bardzo trudne. Głównym łącznikiem Władysława Frasyniuka był Rafał Dutkiewicz (pseudonim „Panda”). Wszelkie próby kontaktów szły bardzo opornie. Łączniczką między Morawieckim, Frasyniukiem i mną była też Maria Koziebrodzka (pseudonim „Sierotka”).

21.04.1982 r. spotkałem się z Władysławem Frasyniukiem. Chciał mnie wciągnąć do swojej grupy, sugerował, że „Andrzej” (Kornel Morawiecki) blokował mu kontakty ze mną. Było to oczywiste kłamstwo, m.in. dlatego, że sam kilkakrotnie wcześniej usiłowałem bezpośrednio skontaktować się z Frasyniukiem. Rafał Dutkiewicz i Władysław Frasyniuk sugerowali, że z Kornelem Morawieckim trzeba być ostrożnym. Była to sugestia, że Morawiecki może się okazać współpracownikiem SB. Traktowałem to jako oszczercze pomówienie i chęć „wycięcia” tak ofiarnego działacza. Dutkiewicz, Frasyniuk i Jakubowski zarzucali Kornelowi, że blokuje im dojście do mnie (podczas gdy Dutkiewicz miał stałe dojście do mnie). Ze swojej strony zarzuciłem Władysławowi Frasyniukowi, że boi się spotkań z ludźmi z zakładów. Chyba zrozumiał wtedy, że nie dam się kupić.

Zorganizowałem więc spotkanie z Władysławem Frasyniukiem na około 29.04.1982 r. Na spotkaniu tym byli obecni: Władysław Frasyniuk, Piotr Bednarz, Józef Pinior, Barbara Labuda, Marek Muszyński, Kornel Morawiecki, „Darek” – szef TKZ z Archimedesa – delegat zgrupowania „Brata”, Jan Gajos [pseudonim późniejszego działacza SW]. Ponadto ze strony Władysława Frasyniuka był Tadeusz Jakubowski (pseudonim „Augustyn”) – jako szef kancelarii. Ja pełniłem wówczas oficjalnie (tzn. za wcześniejszym „namaszczeniem” Frasyniuka) funkcję szefa siatki kolportażu i łączności. Na spotkaniu tym doszło do kłótni o członkostwo Kornela Morawieckiego w RKS. Władysław Frasyniuk oznajmił, że nie ufa Kornelowi Morawieckiemu, co w ówczesnych realiach było policzkiem osobie, która bardzo wiele zrobiła dla podziemnej „Solidarności”. Przy każdej osobie odbywało się głosowanie, kto za co ma odpowiadać i kto wchodzi do RKS. Wybuchła karczemna awantura. Ja i przedstawiciel Archimedesa zagroziliśmy, że zrezygnujemy ze swoich funkcji i po kilku innych utarczkach Władysław Frasyniuk zgodził się na członkostwo Morawieckiego w RKS.

Marek Muszyński został szefem do spraw bezpieczeństwa, Kornel Morawiecki – szefem do spraw informacji i propagandy, Józef Pinior – II zastępcą przewodniczącego i skarbnikiem, Barbara Labuda – doradcą. Morawiecki, Muszyński i Gajos rozmawiali tego dnia o funkcjonowaniu przyszłej współpracy w ramach RKS.

Józef Pinior

W kwietniu 1982 roku doszło do konfliktu między Władysławem Frasyniukiem a Kornelem Morawieckim, w moim odczuciu był to konflikt personalny, spowodowany przede wszystkim zderzeniem indywidualności. Kornel Morawiecki był działaczem politycznym, natomiast ja i Władysław Frasyniuk byliśmy działaczami robotniczymi, chociaż wszyscy byliśmy tak związkowcami, jak i politykami. Władysław Frasyniuk i ja używaliśmy innej ideologii niż Kornel Morawiecki, który operował ideologią niepodległościową. Dla nas najważniejszy był problem praw pracowniczych. Był tu więc konflikt programowy. Następną przyczyną był radykalizm Kornela Morawieckiego. Wraz z Władysławem Frasyniukiem uważaliśmy wtedy, że zyski z manifestacji ulicznych są niższe niż koszty. My nie chcieliśmy brać na siebie odpowiedzialności za organizowanie manifestacji ulicznych. Wolałem wówczas organizować podziemną prasę związkową, było to dla mnie ważniejsze od organizowania manifestacji ulicznych. Wpływ na rozłam miało też to, że był faktycznie stan dwuwładzy, bo to Kornel Morawiecki miał w swoich rękach informację i propagandę. Kornel zszedł do podziemia o wiele lepiej przygotowany niż ja czy Władysław Frasyniuk – miał lepsze zaplecze. Wokół niego skupiał się ośrodek faktycznej władzy. Moją ideą było doprowadzenie do consensusu. Od samego początku postrzegałem tą sytuację jako konfliktogenną. Wierzyłem w pogodzenie gdyż nie sądziłem, że mogą być jakieś fundamentalne różnice programowe.

Powstanie SW potraktowałem jako wyemancypowanie się części „Solidarności”. Kornela Morawieckiego traktowałem długi czas jako działacza „S” a SW jako radykalniejsze ramię „S”. Nie tak jak np. traktowało się KPN – organizację z zewnątrz. Gdy okazało się, że rozłam jest trwały to chciałem dążyć do wypracowania wspólnej doraźnej taktyki. Według mnie SW i RKS mogły podzielić się rolami. Uważałem, że byłoby lepiej mądrze się podzielić pracami tak, aby zadania radykalne szły na rachunek SW.

Ludzie w zakładach pracy nie zdawali sobie często sprawy z rozdziału na SW i RKS. Większość działaczy średniego szczebla, a 90% działaczy najniższego szczebla nie zdawało sobie sprawy, dla kogo pracuje. Linia graniczna była wówczas nie do przeprowadzenia, był to przecież 1982-83 rok – początki konspiracji. W lipcu 1984 roku ten podział był już jasny dla wszystkich. Uderzyło mnie to po wyjściu z więzienia.

W okresie przed wpadką Władysława Frasyniuka doszło do ukonstytuowania się Solidarności Walczącej w świadomości działaczy. Odnosiłem wrażenie, że SW ma duże kontakty z zakładami pracy, fabrykami i robotnikami. Można powiedzieć, że w 1982 roku SW była antybiurokratyczną opozycją w naszym związku zawodowym.

Być może, już wówczas drukarnie, które należały do SW drukowały „ZDnD”. Jeśli na niektórych numerach był dopisek „AISW” [Agencja Informacyjna Solidarności Walczącej], nie szokowało mnie to. Znalezienie jakiegoś korzystnego dla obu stron modus vivendi między SW a RKS było moim celem.

Kornel Morawiecki już wtedy był dla mnie działaczem bardziej stricte politycznym, podział między SW a RKS wyklarował się, nastąpiła dalsza polaryzacja. Nie dostrzegałem wówczas w Kornelu Morawieckim antykomunisty, lecz człowieka występującego ogólnie przeciwko systemowi zła.

Kornel Morawiecki

Moim zdaniem przyczyną powstania SW był stan w kierownictwie „Solidarności” podziemnej i mój konflikt z Władysławem Frasyniukiem. Chodziło głównie o sposób, w jaki prowadził on RKS. Pierwszym, zasadniczym spięciem było to, że nie chciał on organizować manifestacji na 1 i 3 Maja, mimo że we Wrocławiu była dobrze zorganizowana prasa i związek podziemny, byli przedstawiciele większych zakładów pracy, których wprowadziliśmy do RKS wcześniej.

Ukazał się dokument Społecznej Rady Prymasowskiej, w którym deklarowano daleko idące ustępstwa wobec władzy. Został on zupełnie zignorowany i wyśmiany przez propagandę i mass media. Władza dała do zrozumienia, że na takich warunkach żadne ustępstwa nie są możliwe. Właściwie byłem wtedy za poparciem tych tez. Wydawało mi się, że są to graniczne warunki, na jakie można się zgodzić. Rozumiałem to jednak jako zawieszenie broni, gdyż sądziłem, że „Solidarności” nie da się odzyskać na zasadzie dogadania się z komunistami.

Nazwa „Solidarność Walcząca” pojawiła się dość nieoczekiwanie. Zaproponował ją Tadeusz Świerczewski; było to po spotkaniu RKS, które odbyło się na Biskupinie 20.05. Były wtedy mocne spory personalne. Koncepcja SW nie pojawiła się jako alternatywa dla związku. Długo się wahaliśmy, czy tworzyć coś nowego. Najpierw powstało pismo „SW”. SW powstała w dużym stopniu z nurtu związku związanego z podziemiem wydawniczym. Na początku grupa wydająca „ZDnD” wydawała równocześnie „SW” i do sieci drukarń zarządzanej przeze mnie i przez Świerczewskiego daliśmy swego rodzaju dobrowolną „ofertę” drukowania albo „ZDnD” i „SW” albo jednego z tych dwóch pism. Pierwsze wydanie wyszło na początku czerwca. Ukazało się w nim wezwanie do manifestacji na 13.06.1982, wezwaliśmy do składania kwiatów pod tablicą „Solidarności”. W „ZDnD” nie było podanej godziny rozpoczęcia manifestacji, w „SW” była. Była to różnica drobna, ale znacząca.

Na początku czerwca spotkałem się z Władysławem Frasyniukiem. Pytałem go, czy chce przejąć wydawanie „ZDnD”. Odpowiedział twierdząco. Ustaliliśmy harmonogram przekazywania redakcji i kolportażu w ręce nowej grupy, związanej z Frasyniukiem.

Nie uważam, żeby Solidarność Walcząca powstała tylko ze środowiska Biuletynu Dolnośląskiego (BD). Na pewno był jakiś związek, ale środowisko to zostało w dużym stopniu rozproszone po stanie wojennym. Przy powstaniu SW byli ludzie związani ze mną przyjacielsko. Chociaż generalnie można powiedzieć, że byli to ludzie związani z BD, bo większość z nich działała, kolportowała przed 13.12.1981, ale byli też ludzie z konspiracji, którzy dołączyli do nas w pierwszych miesiącach stanu wojennego, np. Paweł Falicki.

Po 20.05.1982 r [spotkanie RKS] odbyły się dwa zebrania. Dyskutowaliśmy nad tym, czy ma to być organizacja zbrojna, czy nie. W tym zebraniu uczestniczyło wielu późniejszych założycieli SW, ale też np. osoby mniej związane, jak Bogdan Giermek.

Na początku wydawaliśmy pismo „Porozumienia SW” potem pismo „Solidarność Walcząca”. Zręby organizacyjne zaczęły tworzyć się od samego początku, ale organizacją nazwaliśmy się dopiero po ustanowieniu przysięgi, czyli 11.11.1982 r.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *