Patriotyczny Polak. Rosjanin arystokrata. Ochotniczy donosiciel. Fałszywy polski hrabia. Polak bez poczucia tożsamości. Rosjanin ochotnik narodowości polskiej… Galeria niejednoznacznych postaci w nowej powieści Wacława Holewińskiego.
Prozaik, dramaturg, scenarzysta, ale także wydawca i redaktor, recenzent, krytyk i popularyzator dobrej literatury w programach radiowych, w sieci (pisarze.pl). Od lat związany ze środowiskiem polskich twórców niezależnych, opozycyjnych. Z wykształcenia prawnik, z temperamentu działacz i wydawca, współzałożyciel (z poetą Jarosławem Markiewiczem, w grudniu 1982) konspiracyjnego Wydawnictwa Przedświt. Wcześniej związany z NOWĄ, TKN, NZS. W stanie wojennym internowany, w 1984 aresztowany… Jego wielopostaciowa i wielopłaszczyznowa aktywność, ale też jego intelektualna ruchliwość sprawia, że Wacława Holewińskiego, obecnie przede wszystkim świetnego powieściopisarza, naprawdę niełatwo przedstawić w sposób wyczerpujący, a zarazem lapidarny.
Prozaik niezmiernie płodny. W ciągu praktycznie dwóch dekad (2003-2024) napisał i opublikował szesnaście powieści z gatunku prozy historiograficznej oraz pięć dramatów (w latach 2004-2012). Jego teksty stały się podstawą dla wielu słuchowisk radiowych. Napisał scenariusz do filmu o żołnierzu wyklętym Historia Roja, w reżyserii Jerzego Zalewskiego (2016), z którego jednak ze względu na zmiany w tekście wycofał swoje nazwisko. Premiera serialu telewizyjnego Polowanie na ćmy, opartego na powieści Holewińskiego Pogrom 1905, miała miejsce w roku 2023. Autor wyróżniony przez kapitułę Nagrody Literackiej im. Józefa Mackiewicza za powieść Lament nad Babilonem (2004) i obdarzony głównym Mackiewiczowskim laurem za Opowiem ci o wolności (2013); trzy lata później został do kapituły tej nagrody dokooptowany. Wielokrotnie nagradzany i odznaczany.
Holewińskiego reportaż historyczny
Ulubioną formą wypowiedzi Wacława Holewińskiego jako prozaika pozostaje poprzedzony szeroką kwerendą i dobrze udokumentowany, ale też poddany kunsztownej beletryzacji reportaż historyczny. Wybór tej formy pozwala pisarzowi, z jednej strony na pieczołowite zajęcie się postaciami ważnymi dla polskich dziejów, dla polskiej kultury duchowej oraz materialnej, które wszakże wbrew swemu znaczeniu i zasługom, a niekiedy właśnie z tego powodu – zostały pominięte, zamilczane, ostatecznie nawet wyeliminowane z naszej panoramy tożsamościowo-cywilizacyjnej.
Idzie głównie o postaci – kiedyś z punktu widzenia obcych dworów, a współcześnie z perspektywy metropolii pragnących Rzeczpospolitą zdominować oraz ich służb, z miejscową agenturą wpływu na czele – niewygodne, niepożądane, które mogłyby mieć „zły wpływ” na polską młodzież. Na przykład, przywołując dawne wzorce patriotyczno-rycerskie lub postawy niepodległościowe i stwarzając w ten sposób zagrożenie dla pożądanego przez świat dookolny „porządku, który powinien panować w Warszawie”. Idzie zatem właśnie o postaci, z upodobaniem przez autora Krwi na rękach moich (2021) czy Lamentu nad Babilonem przywoływane na kartach jego kolejnych powieści.
Z drugiej strony, ów reportaż historyczny – dzięki pieczołowicie i ze staraniem o detal poprowadzonej przez Holewińskiego narracji, dzięki głębi psychologicznej zróżnicowanych czy wręcz skontrastowanych ze sobą charakterów, wreszcie dzięki fabularnym meandrom i nieoczywistościom, uzyskiwanym przez odejście od linearnego modelu opowiadania – pozwala autorowi na uzyskanie niezbędnej atrakcyjności, pociągającej dla współczesnego czytelnika, oswojonego z używaniem takich strategii przez nawet najbardziej renomowanych twórców współczesnej kultury wysokiej oraz popularnej. Nęcenie atrakcyjną formą, pozyskiwanie możliwie szerokiej rzeszy odbiorców dla spraw ważnych, dla żywotnie wartościowej problematyki, należy zapisać na plus autorowi trylogii opowiadającej o pierwszej dekadzie dwudziestego wieku z Pogromem w tytule…
Mocne charaktery wpisane w polskie dzieje
Zasadniczym tematem powieści Wacława Holewińskiego pozostaje człowiek uwikłany w historię, zazwyczaj w nieproste i niełatwe dzieje Polski, kiedyś potężnej, później nieobecnej, wreszcie pojawiającej się znowu na mapie Europy… Wyjątek stanowi fabularyzowana biografia Jacoba Jordaensa, wybitnego malarza flamandzkiego z siedemnastego wieku (Droga do Putte, 2007). Bohaterami pozostałych powieści są dość zróżnicowane osoby „z właściwościami”, nieuchronnie wpisane w historię Polski, nawet jeśli los rzucił je gdzieś zagranicę (Za późno na modlitwę, 2003). Mocne charaktery, skomplikowane losy, wyraziste motywacje, nieraz też oczywiste przywary portretowanych postaci, które jednak skutkują nie tylko niecodziennymi perypetiami, ale i wynoszą tych ludzi wysoko ponad przeciętność.
Ze względu na swój dramatyzm, na skrajną nieraz rozpiętość amplitud między tradycyjnie pojmowanymi honorem, wiarą, lojalnością wobec ojczyzny i przywiązaniem do polskiej tożsamości a skrajną perfidią, okrucieństwem czy opartym na etyce sytuacyjnej brakiem zasad – terenem pisarskich penetracji Holewińskiego jest właściwie cały wiek dwudziesty, ale również druga połowa stulecia dziewiętnastego.
Pisarz szukał najpierw i upamiętniał bohaterów, którzy swoje egzystencjalne akme przeżywali podczas okupacji lub zaraz po wojnie, w okresie instalowania atrapy polskiego państwa na sowieckich resorach (Lament nad Babilonem, 2003; Opowiem ci o wolności, 2012; Honor mi nie pozwala, 2015). Tak, fundamenty PRL wciąż jeszcze były raczej sowieckie niż rosyjskie, choć w samym Kraju Rad towarzysz Koba tamten poleninowski internacjonalizm zdołał już dość drastycznie osłabić. Wprawdzie do demontażu sowieckiego imperium zewnętrznego, a po części i wewnętrznego, musiały minąć jeszcze prawie cztery dekady, ale podwaliny pod „pierestrojkę” i „głasnost”, czyli transformację w wydaniu Michaiła Gorbaczowa zostały już uczynione.
Trylogia o mieście trzech żywiołów
Zdarzyły się jeszcze Holewińskiemu dwie wycieczki w czasy PRL (Przeżyłem wszystkich poetów, 2004, oraz Szwy, 2013), ale od połowy drugiej dekady naszego stulecia powieściopisarz zaczął coraz bardziej metodycznie przyglądać się ludziom oraz wydarzeniom sprzed co najmniej stu lat. Na szczególną uwagę zasługuje tutaj trzytomowa epicka panorama prezentująca etniczny, społeczny i kulturowy tygiel Warszawy w początkach minionego stulecia (trylogia Pogrom 1905, Pogrom 1906, Pogrom 1907, wydana w latach 2018-2020). Trzy odrębne językowo, religijnie, kulturowo i cywilizacyjnie społeczności: polska, rosyjska i żydowska, żyjące obok siebie, w jednym mieście, zarządzanym przez carskich gubernatorów, policmajstrów i różnych czynowników – musiały przecież być i w istocie stanowiły swoistą mieszankę wybuchową. Zwłaszcza w tamtym niespokojnym okresie.
Rosnące aspiracje cywilizacyjno-kulturowe warstw zamożniejszej socjety, dążenia emancypacyjne i wolnościowe wśród inteligencji, ale też nastroje sprzyjające ideom rewolucji socjalnej, wreszcie straszliwa bieda, ciemnota i rozprzężenie moralne dołów społecznych, tej nędzy ludzkiej z miejskiego marginesu: lumpenproletariatu, kryminalistów, złodziejaszków, prostytutek, lupanarów z pretensjami do elegancji oraz całkiem podrzędnych alfonsów. Tkanka społeczna ówczesnej Warszawy lśniła tu i ówdzie złotogłowiem, częściej jednak wyglądała na zrobioną ze szmat, gałganków i łachmanów. Nie bez przyczyny, Stanisław Cat-Mackiewicz, redaktor wileńskiego Słowa, na pytanie Kisiela o Warszawę z początków dwudziestego wieku odparł krótko: – To małe żydowskie miasteczko nad granicą pruską. Kto by się nim interesował…
Holewiński, warszawianin z urodzenia, najpewniej by się z Catem w tej kwestii nie zgodził, choć znaczenia Kresów dla państwowej czy kulturowej potęgi Rzeczypospolitej również by nie kwestionował. Ów z rozmachem nakreślony fresk miasta pulsującego od kryminalnych i politycznych intryg, napięć między władzami zaborczego imperium a mieszkańcami (z polskiej perspektywy) okupowanego wciąż miasta, uzupełniony galerią postaci zróżnicowanych, psychologicznie ciekawych i osadzonych w realiach epoki – stanowi przecież istotną pozycję w dotychczasowym dorobku prozatorskim autora.
Kolekcja obrazów w pałacu Talowskiego
Mocny człowiek skonfrontowany z turbulencjami dziejów, wichrami wojen i zmiennością struktur państwowych – to chyba podstawowy napęd dla wyobraźni twórczej oraz warsztatowego kunsztu Wacława Holewińskiego. Rekonstrukcja, owszem, oparta na dokumentach z epoki, ale często także na prawach rozszerzonej ich ekstrapolacji, jak w przypadku losów braci Danilewiczów, a szczególnie Tadeusza, najpierw szefa sztabu Komendy Głównej Narodowych Sił Zbrojnych, później Komendanta Głównego Narodowego Zjednoczenia Wojskowego… Ale to nie tylko wybitni żołnierze, potomkowie rodów o tradycjach rycerskich, budzą pisarski apetyt Holewińskiego. Ignacy Korwin-Milewski (Oraz wygnani zostali, 2020) czy Karol Jaroszyński (Cieniem będąc, cieniem zostałem, 2023), ludzie operatywni, obeznani z ówczesną Europą, i co ważne – bardzo bogaci, stali się również bohaterami jego powieści.
Korwin-Milewski, oryginał i trochę snob, właściciel wyspy u wybrzeży Chorwacji, któremu pałac wybudował tam Teodor Talowski, miał jednak dla Polski tę zasługę, że metodycznie gromadził dobrze pomyślaną kolekcję obrazów, w tym „polskich „monachijczyków”. Co więcej, wzorując się na florenckiej galerii Uffizich, chciał stworzyć także kolekcję autoportretów wybitnych polskich malarzy i… to mu się naprawdę nieźle udało. Blisko dwudziestu twórców, wśród nich m.in. Teodor Axentowicz, Aleksander Gierymski, Alfred Wierusz-Kowalski oraz Wincenty Wodzinowski, przyjęło dość rygorystyczne, co do formatu i sposobu ujęcia, wymagania kolekcjonera, który uczynił wyjątek jedynie dla Jana Matejki oraz jego słynnego autoportretu. Zaakceptował też niedokończony (z powodu przedwczesnej śmierci malarki) autoportret Anny Bilińskiej-Bohdanowiczowej, jedynej kobiety w tym doborowym męskim towarzystwie.
Tylko ta część wartościowej kolekcji hrabiego Korwin-Milewskiego, którą udało się uchronić przed rozproszeniem – odrodzona Druga RP nie stanęła tutaj niestety na wysokości zadania! – znajduje się w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie.
Bankier połknięty przez londyńskie City
Karol Jaroszyński, urodzony w Kijowie potomek bogatej rodziny (ojciec miał cukrownie na Ukrainie), zaczynał jako hazardzista oraz utracjusz. Ale zmienił się radykalnie, gdy w 1909 roku w Monte Carlo wygrał w kasynie równowartość prawie ośmiuset kilogramów złota. Zaczął skupować banki i został bodaj najbogatszym do dziś Polakiem w dziejach Rzeczypospolitej. Przejął kontrolę nad produkcją cukru w Cesarstwie Rosyjskim, ale się przeinwestował. Przed katastrofą, czyli utratą płynności finansowej uratował go wybuch pierwszej wojny… Został wtedy głównym dostawcą armii rosyjskiej, miał nawet szanse na ożenek z carówną. A jeszcze później przedstawił całkiem realny pomysł na zatrzymanie pochodu bolszewików, poprzez zablokowanie banków, które udzielały im kredytów.
Co ciekawe, ten pomysł storpedowali podobno Anglicy, a mówiąc precyzyjniej, zapewne londyńskie City. Nic dziwnego, że Jaroszyński, który nie chciał dopuścić, by udziałowcami banków w Rosji, a potem w odrodzonej Polsce mógł być kapitał niemiecki i żydowski, wkrótce po wojnie został skutecznie pozbawiony dostępu do swoich instytucji finansowych… i zmarł w Warszawie w niedostatku.
Bohaterowie książek Holewińskiego tworzą nader zróżnicowaną galerię typów, temperamentów i profesjonalnych zaprzątnień. Ale łączą ich dwie cechy: są naprawdę wybitni i całkowicie zapomniani. Czy to przypadek, czy jakaś polska skaza, która powoduje, że osoby z osiągnięciami, od których można by się wiele nauczyć, zamiast świecić przykładem w Narodowym Panteonie lądują na historycznym aucie, w zaułku zbiorowej niepamięci Polaków?
Publiczna egzekucja dowódcy sztyletników
Wybór nieoczywistych ścieżek życiowych przez osoby polskiego pochodzenia, które zamiast żyć po polsku i działać w interesie własnej ojczyzny, nieraz z różnych dziwnych powodów przyłączają się do żywiołów obcych, wrogo wobec naszego kraju usposobionych lub tylko tradycyjnie nieprzyjaznych, ale wspomaganych przez agenturę państw pozostających z Polską w obiektywnym konflikcie interesów – wydaje się stanowić stały motyw prozy Wacława Holewińskiego. Pytanie o stosunek do własnej tożsamości narodowej, o sposób jej pozytywnego przeżywania lub przeciwnie kontestowania – znajduje w losach ludzi, nad którymi z uwagą pochyla się pisarz, bardzo różne, nieraz zdumiewająco motywowane odpowiedzi.
Osią fabularną powieści Krew na rękach moich (2021) jest swoisty pojedynek między Andriejem Konstantynowiczem Różyckim, który służy w carskiej policji i na przekór swemu polskiemu pochodzeniu identyfikuje się z zaborczym imperium, a Emanuelem Szafarczykiem, naczelnikiem warszawskich żandarmów-sztyletników, czyli Straży Zbrojnej działającej przy Rządzie Narodowym w czasie powstania styczniowego. Niestety, Szafarczyk długo nie pożył: jako zaledwie trzydziestolatek został powieszony podczas publicznej egzekucji na stokach Cytadeli Warszawskiej.
Najnowsza, wydana przed dwoma miesiącami książka Holewińskiego A potem już tylko mgła (Wydawnictwo Lira 2024) to kolejna opowieść o czasach powstania styczniowego oraz jego zachodnioeuropejskich didaskaliach, w dodatku ukazanych z nowej, zaskakująco odmiennej perspektywy. W bliskiej Holewińskiemu mozaikowej strukturze powieści, z nieliniową wzmagającą zaciekawienie narracją, śledzimy nieoczywiste relacje między dwoma Polakami a Rosjaninem. Ale, co znamienne, sympatie polskiego czytelnika zyskuje raczej arystokrata rosyjski niż polski.
Inna rzecz, że Jakub Tołstoj, to prawdziwy hrabia i kompetentny pracownik carskiej ambasady w Paryżu, współcześnie nazwalibyśmy go rezydentem wywiadu na Europę Zachodnią, podczas gdy rzekomy Albert hrabia Potocki to w istocie Julian Aleksander Bałaszewicz, nieudany poeta, niewiele wart jako człowiek, ale za to niezmiernie utalentowany agent-prowokator, który świadomie wybrał dość niecodzienną „ścieżkę kariery”.
Fałszywy Potocki i kontrwywiad bezobjawowy
Owszem, Bałaszewicz to prowokator zręczny i pomysłowy w inicjowaniu działań dezintegrujących polską emigrację patriotyczną. Zresztą z podobnymi efektami prowadzi swą aktywność wśród inteligencji rosyjskiej, w emigracyjnym kręgu Hercena czy Bakunina, zarazem skutecznie kontrolując relacje Rosjan i Polaków, dających posłuch nowym ideom, ze środowiskiem rewolucjonistów i radykałów zachodnioeuropejskich. Fałszywy hrabia ociera się o Garibaldiego i Marksa. Tu trzeba dodać, że jego sekretarz, nazwiskiem Butkiewicz, również był donosicielem carskiej policji, do której zresztą też zgłosił się ochotniczo, dla życiowej kariery i zarobku… Nic dziwnego, że ci dwaj Polacy, tak skutecznie działający na rzecz zaborcy, raczej nie budzą sympatii czytelnika, w przeciwieństwie do rosyjskiego arystokraty pracującego na rzecz wywiadu własnego państwa, z którym się w pełni utożsamia.
Carskiego agenta Bałaszewicza-Potockiego na pewno warto docenić za skuteczność w wyprzedzaniu i przewidywaniu zdarzeń, za użycie pomysłowych technik, wreszcie za dużą zręczność w rozbijaniu i skłócaniu środowisk patriotyczno-rewolucyjnych. Pewien ludzki rys tej postaci nadaje również gromadzenie starożytnej ceramiki oraz pochodzących z wykopalisk przedmiotów codziennego użytku… Do dziś część jego kolekcji, zakupionej przez cara, można oglądać w Ermitażu. Jednak rewersem tego nieco dwuznacznego podziwu dla fałszywego hrabiego, który wycofał się z polskości i wolał służyć Rosji, pozostaje zdumiewająca, wręcz dziecinna naiwność polskiej emigracji patriotyczno-popowstaniowej, która przez kilkanaście lat dawała się jednemu zręcznemu prowokatorowi wodzić za nos.
Wygląda na to, że słynny dwuwiersz z Pana Tadeusza: «Szabel nam nie zabraknie; szlachta na koń wsiędzie, / Ja z synowcem na czele, i — jakoś to będzie!» to nie była bynajmniej tylko żartobliwa przesada, lecz dokonana przez poetę skrajnie realistyczna ocena panujących wówczas nastrojów… Rozpoczynać działania zbrojne z mocarnym przeciwnikiem bez solidnego skalkulowania sił? Bez zapewnienia sobie stosownych sojuszy? Bez należytej osłony kontrwywiadowczej? Chciałbym móc wierzyć, że dzisiaj jest inaczej.
Wacław Holewiński, A potem już tylko mgła, Wydawnictwo Lira, Warszawa 2024
27 maja 2024