Jednym słowem: Obojętność

Europejskie wybory w Grecji

Wybory do Parlamentu Europejskiego w Grecji z pozoru niewiele różnią się od tychże przeprowadzanych w innych krajach UE. Zainteresowanie nimi wśród wyborców graniczy niemal z obojętnością i w konsekwencji frekwencja wyborcza radykalnie obniża się nawet do 50% głosujących do parlamentu narodowego. Nudna, sztampowa kampania wyborcza nieudolnie powielająca słowne potyczki polityków z wyborów parlamentarnych czy samorządowych utrwala w elektoracie przekonanie o jałowości i miałkości narracji kandydatów do europarlamentu. Zadziwia czy może wręcz przeraża w społeczeństwie greckim ignorancja w kwestiach polityki ogólnoeuropejskiej.

Protesty rolników, jakie przetoczyły się na przedwiośniu przez kraje europejskie, wzbudziły pewien niepokój i sceptycyzm wobec polityki gospodarczej i klimatycznej UE, ale ich przedwczesny przebieg (wiosenne prace polowe) prawdopodobnie nie zaważy znacząco na wynikach wyborów. Również problem uchodźczy wzbudza mniej emocji czy to ze względu na częściowo zmniejszony napływ nielegalnych imigrantów czy też poprzez unikanie tego tematu w europejskich mediach. Co prawda przyjęta ostatnio w Brukseli decyzja o relokacji uchodźców spotkała się z negatywnym odbiorem w Europie Wschodniej, lecz w pozostałych krajach UE, zwłaszcza położonych na południu, jest odbierana jako wyraz tzw. europejskiej solidarności. O konsekwencjach i to w stosunkowo krótkim czasie tej decyzji niewiele osób zdaje się myśleć.

Nieliczni wskazujący zagrożenia, jakie wynikają z kontynuowania merkelowskiej polityki „willkommen”, są deprecjonowani jako nacjonaliści i rasiści. Promowany przez elitę europejską tzw. Zielony Ład nie wzbudza na razie większego niepokoju, gdyż jego ekonomiczne skutki są ukrywane w kokonie ekologicznego bajdurzenia. Stopniowe zmiany w traktatach, zarówno te formalne jak i wymuszane praktyką najważniejszych instytucji europejskich, jakimi są Rada Europy czy Komisja Europejska, są umiejętnie kamuflowane ogromną twórczością legislacyjną, którą mało kto rozumie a niewielu ma ochotę się z nią zapoznawać.

Unia Europejska w państwach „starej unii” jest dalej postrzegana jako przedłużenie EWG utożsamianej z gospodarczym sukcesem, stąd też niełatwe przestawienie się na krytykę jej obecnej polityki. Parlament Europejski, choć krytykowany i wyśmiewany jako pasożytnicza klika, jest tolerowany. Greckie partie wysuwające swych kandydatów do czerwcowych wyborów skupiają się niemal wyłącznie na politycznej „bieżączce” dotyczącej wewnętrznych problemów kraju, których jest niemało. Na czoło wysuwają się drożyzna, inflacja i niskie zarobki, rosnąca przestępczość i niereformowalna „kulejąca” służba zdrowia oraz wszechmocna biurokracja. Co prawda rządząca Nowa Demokracja (ND) odniosła w zeszłym roku niespotykany triumf w wyborach do parlamentu osiągając 41 proc. ale musi odpierać ataki ze wszystkich stron sceny politycznej również innych małych partii prawicowych, próbujących uszczknąć głosy z elektoratu centrowo-prawicowego, częściowo zawiedzionego w swoich oczekiwaniach.

Jedną z przyczyn rozczarowania był przegłosowany w parlamencie projekt małżeństw jednopłciowych, zgłoszony przez deklarującą się jako prawicową Nową Demokrację. Głosowanie odbyło się w lutym bieżącego roku i choć znaczna część posłów ND korzystając z braku dyscypliny partyjnej zagłosowała przeciw, to projekt przeszedł przy poparciu partii lewicowych. Ustawa wzbudziła protest znacznej części zwolenników partii jak i kościoła prawosławnego. Przypuszcza się, że ta inicjatywa premiera Kiriakosa Micotakisa i jego współpracowników miała na celu złagodzenie na europejskim forum ataków lewicy europejskiej na rząd grecki za jego politykę wobec nielegalnych migrantów a szczególnie za stosowanie na morzu push back-ów.

Z kolei główne partie opozycyjne znajdujące się na lewicy są w niełatwej sytuacji, gdyż jak pokazują sondaże, ich pozycja w odbiorze społecznym nie ulega istotnym zmianom. Zaznaczmy, że lewicowa Syriza byłego premiera Alexisa Ciprasa, mimo przegranej w 2019 roku miała wynik w granicach 30%, by cztery lata później stoczyć się poniżej 20%. W lipcu ub.r. Cipras po fatalnym dla niego i jego partii rezultacie wyborczym zdecydował się na rezygnację z funkcji przewodniczącego.

Wybory na nowego szefa partii zaanonsowano na koniec września i wszystko zapowiadało rutynowy przebieg wewnątrzpartyjnych wyborów. Głównymi kandydatami byli Efi Achcioglu, były minister pracy i Efklitos Cakalotos, były minister finansów w rządzie Syrizy. Tymczasem w sierpniu został odpalony nieoczekiwany personalny fajerwerk. Do wyborów zgłosił się nikomu nieznany Stefanos Kaselakis, przystojny, młody Grek, mieszkający na stałe w USA. Korzystając umiejętnie z mediów społecznościowych nowy pretendent przedstawił się jako zamożny biznesman o poglądach (a jakże!) lewicowych, grecki patriota zapowiadający pokonanie w następnych wyborach obecnego premiera Micotakisa. Jednocześnie z wielką swobodą ujawnił, że jest gejem a jego przyjaciel życiowy będzie ogromnym wsparciem w politycznej karierze. Zresztą w grudniu 2023 roku z sympatycznym skądinąd Tylerem Macbethem zawarł ślub w Nowym Yorku.

Przy poparciu niektórych polityków Syrizy Stefanos Kaselakis wygrał wybory i został nowym przewodniczącym partii. Ten fakt wywołał jednak szok u wielu starych partyjnych „wyjadaczy”, którzy nie mogąc pogodzić się z tym werdyktem doprowadzili do rozłamu i utworzyli nową partię pod nazwą „Nowa lewica”. Nie trzeba chyba dodawać, że cały ten „serial” w roli głównej z Kaselakisem dominował w medialnych przekazach, zarówno plotkarskich jak i tych poważniejszych.

Z kolei druga partia opozycyjna – socjalistyczny Pasok – utknęła na poziomie 13-14% i marzenia o powrocie do okresu świetności sprzed 15 laty wydają się nierealne. Przewodniczący Pasoku Nikos Andrulakis, który jest jednocześnie europosłem, nie posiada za grosz charyzmy, jaką miał twórca partii sprzed 50 lat Andreas Papandreu. Andrulakis skierował wyraźnie partię na lewicowy akwen, gdzie od dawna grasują Komunistyczna Partia Grecji, Syriza i inne pomniejsze lewackie ugrupowania, gubiąc centrum na rzecz prawicowej Nowej Demokracji. Czując osobistą awersję do premiera Micotakisa lider Pasoku wysuwa różne oskarżenia, z których jedno wydaje się mieć jakąś konkretną podstawę.

Na wiosnę zeszłego roku ujawniono, że Nikos Andrulakis był podsłuchiwany przez grecką służbę informacyjną za pomocą m.in. Pegasusa. Jak łatwo się domyśleć, nastąpił natychmiastowy atak na „reżim” Micotakisa, że zlecił inwigilację swoich politycznych przeciwników. Służby przyznały, iż rzeczywiście podsłuch założono na 3-miesięczny okres, lecz że odbyło się to za zgodą sądową na wniosek prokuratora. Jednocześnie poinformowały, że nie może zgodnie z prawem ujawnić powodu akcji ale na wniosek pokrzywdzonego może osobiście mu udzielić stosownych informacji. Andrulakis rzecz jasna z tej propozycji jak i skierowania sprawy na drogę sądową nie skorzystał, gdyż straciłby „paliwo” do rozniecania zarzutów wobec rządu. I być może obawia się powiązania go ze skandalem korupcyjnym w europarlamencie, bo przecież aresztowana Ewa Kaili była jego towarzyszką partyjną w Brukseli a – jak sugerowali niektórzy komentatorzy – podsłuch mógł być wynikiem prośby policji belgijskiej zajmującej się tą znaną aferą.

Sondaże przed wyborami 9 czerwca odnotowują lekki spadek partii rządzącej, ale większego niepokoju w szeregach ND nie ma, zwłaszcza że pojawiły się niespodziewanie wydarzenia, które są umiejętnie wykorzystywane przez greckie władze.

Rządy dwóch sąsiednich krajów nie będących członkami UE postanowiły dla swych wewnętrznych celów nadszarpnąć i tak niełatwe stosunki z Grecją. Pierwszy z nich – nowy konserwatywny rząd Północnej Macedonii i jej prezydent Gordana Silijanovska – retorycznie zanegowali bilateralny traktat zobowiązujący stronę macedońską do używania oficjalnej nazwy państwa: Północna Macedonia a nie samej nazwy bez przymiotnika, ponieważ Macedonia Filipa i Aleksandra w sensie historycznym nie ma żadnego związku z obecnym bytem państwowym. Poza tym Macedonią jest nazywana północna kraina geograficzna Grecji. Premier greckiego rządu zagroził, że będzie wetował przyjęcie Północnej Macedonii do Unii Europejskiej.

Z drugim bałkańskim sąsiadem – Albanią – spór dotyczy greckiej mniejszości zamieszkującej część północnego Epiru, regionu znajdującego się na południu Albanii. Podczas wyborów samorządowych na burmistrza miasta Himara został wybrany przebywający w areszcie Dionizy Alfred Beleris, przedstawiciel greckiej mniejszości etnicznej tego miasta. Beleris wcześniej został oskarżony o przekupstwo wyborcze. Jednakże, jak donoszą niezależne media i grecka społeczność, zarzuty są sfabrykowane i oparte na zeznaniach niewiarygodnego świadka. Różne źródła informacyjne podają, iż chodzi naprawdę o ogromny biznes developerski, związany z rozwojem turystyki w okolicy Himary i Avlony, gdzie przeważa grecka mniejszość. Nie jest tajemnicą, że korupcja jest w albańskich instytucjach włącznie z rządem i wymiarem sprawiedliwości powszechna. Grecki samorządowiec stanowiłby poważną przeszkodę w planowanym przymusowym wykupie działek należących do jego rodaków.

Przeciwko uwięzieniu Frediego Belerisa zaprotestował rząd grecki, który uzyskał w tym względzie poparcie parlamentu europejskiego. Pomimo to w marcu tego roku sąd albański skazał samorządowca na 2 lata więzienia. Premier Kiriakos Micotakis zdecydował o umieszczeniu Frediego Belerisa, który ma też greckie obywatelstwo, na liście kandydatów do Parlamentu Europejskiego i można uznać za przesądzone, że wyborcy w Grecji traktując sprawę jako honorową zagłosują za jego kandydaturą.

Ten krok greckiego rządu wzbudził ostrą reakcję premiera Albanii Ediego Ramy, który postanowił przybyć do Grecji z „prywatną wizytą” i zorganizował spotkanie z dość liczną grupą Albańczyków mieszkających w Atenach, odstawiając polityczny show. Strona grecka mimo zbagatelizowania sprawy musiała uruchomić pewne środki bezpieczeństwa, aby nie doszło do niepożądanych zdarzeń.

Te wyżej opisane okoliczności raczej wzmocniły wizerunek dominującej w greckiej polityce rządzącej partii i umocniły ją w perspektywie europejskich wyborów. Jak odnotowałem we wstępie przeciętny Grek w znikomym stopniu interesuje się politycznymi realiami europejskiej polityki. Kierujący się często emocjami potomek Demostenesa ceni sobie sztukę retoryki i odstręcza go niezrozumiała i nudna „nowomowa” europejskiej elity.

Trauma wywołana upokorzeniem, jakie zafundowano Grekom podczas kryzysu w poprzednim dziesięcioleciu, choć zasklepiona, w głębi greckiej duszy ciągle się jątrzy. Mimo usilnych starań polityków Grecy zaufanie do Unii Europejskiej stracili wydaje się na zawsze. Bez Unii żyć nie mogą i z tego zdają sobie sprawę, ale jest to związek z konieczności. Niezależnie od wyników, udział Greków w nadchodzących wyborach będzie raczej symboliczny. Po prostu szkoda czasu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *