Latem 2020 roku największe i te nieco mniejsze amerykańskie miasta stały się miejscem protestów. Demonstrowano przeciwko „rasistowskiej” Ameryce i działaniom policji. Do ataku ruszyły marksistowskie organizacje typu Black Lives Matter czy Antifa. Były podpalenia, grabieże, napady. Nie obyło się bez ofiar śmiertelnych. Trwało to kilka miesięcy, straty materialne liczono w miliardach dolarów a skala przestępczości rosła szybko. Gawiedź poczuła krew.
25 maja, cztery lata temu, w Minneapolis podczas interwencji policji zmarł George Floyd. Policjanci próbowali go zatrzymać pod zarzutem użycia w sklepie fałszywej 20-dolarówki. Doszło do szarpaniny, czarnoskóry podejrzany został powalony na ziemię i przytrzymywany kolanem przez policjanta. Śmierć Floyda uznano za zabójstwo a Derek Chauvin, policjant podduszający podejrzanego, został nie tylko usunięty ze służby, ale skazany na 22 lata więzienia.
Sekcja zwłok i badania toksykologiczne wykazały, że Floyd w rzeczywistości zmarł na skutek śmiertelnego połączenia w swoim organizmie fentanylu i metamfetaminy, a pogorszenie sytuacji nastąpiło w wyniku fizycznego przygwożdżenia go do ziemi po stawianiu oporu podczas aresztowania. Przytrzymywanie kolanem podczas akcji obezwładniana było techniką uczoną, stosowaną i zalegalizowaną w Minneapolis. Policjanta potraktowano jednak jako mordercę.
Pozłacana trumna z denatem przejechała przez pół Ameryki, bowiem Floyd stał się rzekomo ofiarą „faszystowskiej” i „rasistowskiej” Ameryki, w tym brutalnej i zdominowanej przez białych ludzi policji. Kongresmani i senatorzy z Partii Demokratycznej uklękli na Kapitolu. Powstawały murale i pomniki nieszczęśnika, pisano wiersze, artykuły i książki. Domagano się sprawiedliwości i… pieniędzy. Rodzina Floyda szybko otrzymała od miasta Minneapolis „odszkodowanie” w wysokości 27 milionów dolarów. Koło rodziny zaczęli kręcić się prawnicy, działacze społeczni i przeróżni poszkodowani. Miliony dolarów płynęły i płyną nadal. Bard „zwykłych ludzi” z Indiany, piosenkarz John Cougar Mellencamp nagrał specjalną piosenkę. Na wyższych uczelniach powstawały specjalne fundusze stypendialne imieniem biedaczyny z Minneapolis. A teraz w Hollywood powstaje film o Floydzie.
W tym wszystkim na plan dalszy schodzi rzecz najważniejsza: George Floyd nie powinien umrzeć, ale nie wolno zapominać, że był po prostu pospolitym przestępcą. Odsiedział w więzieniu osiem wyroków kryminalnych za napady, rozboje, kradzieże i handel narkotykami – także za przystawienie pistoletu do brzucha ciężarnej kobiety. Był groźnym kryminalistą. Cały czas trwają próby, aby pośmiertnie oczyścić go z zarzutów a z bogatej kartoteki policyjnej i sądowej uczynić laurkę. To się nie uda.
Nieszczęśliwy wypadek, który spowodował jego śmierć stał się pożywką dla lewicy i Partii Demokratycznej, stał się elementem walki ideowej, także walki w wyborach prezydenckich. Ze zwykłego kryminalisty neomarksiści uczynili bożka i bohatera. Na szczęście historia z czasem prostuje fakty i tak się stanie kiedyś z Floydem.