Odmóżdżanie, unieważnianie, fałszowanie – to tylko niektóre ze skutecznych narzędzi fabrykowania postępowych barbarzyńców brukselskich.
Symboliczne wywieszanie flag w Narodowym Dniu Pamięci Żołnierzy Wyklętych stało się zwyczajem powszechnym do czasu przejęcia władzy przez administrację 13 grudnia. Jeżeli tych flag zabrakło także na polskich uczelniach – to takie będzie „młodzieży chowanie”. A żołnierze Niezłomni – powtórnie Wyklęci. Nie ma dla nich miejsca w państwowej narracji, tym bardziej gdy nie ma miejsca w historii najnowszej.
Powtarzają się natomiast tradycyjne manipulacje marcowe. Muzeum Polin eksponuje, że wewnętrzne spory i rozgrywki w PZPR (moczarowcy zwani natolińczykami bądź chłopami, kontra puławianie zwani Żydami) są pretekstem do oskarżania polskiego społeczeństwa o antysemityzm.
Policja prowokuje, zamiast chronić bezpieczeństwa demonstrantów. Pod Sejmem – świątynią demokracji – policjanci depczą człowieka i polską flagę. Zresztą wcale udana zagrywka. Rolnicy to chuligani, a z nimi premier nie rozmawia. Sprawdzone peerelowsko-zomowskie metody. Kiedyś policjanci bili obrońców Krzyża na Krakowskim Przedmieściu. Patologia policyjna wróciła do lat 2027-2015. Jest ciągłość władzy i kultury politycznej PO. Tylko elektorat jakby skonsternowany nadzwyczajną aktywnością doskonale uzbrojonych milicjantów Kierwińskiego, choć powinien pamiętać o resortowych dzieciach. W ten sposób zbiorowa nie-pamięć warunkuje i utrwala demokrację po-okrągłostołową.
Resort likwidacji kultury i sprzedaży fortepianów zamazuje dotychczasową politykę historyczną. Wprowadza demokrację „silnych panów”. PRL generałowie domagają się weryfikacji sal muzealnych, by wrócić do „prawdziwej” wersji historii. Zwolennicy rekomuny chcą delegalizacji ustawy dezubekizacyjnej, apelują o likwidację IPN. Chcą pozbawić społeczeństwo pamięci, by nie mogło im wypominać prawdy, nie mówiąc o rozliczeniach.
PO-stkomunistyczni barbarzyńcy, którzy demolują media publiczne, wymiar sprawiedliwości, politykę finansową, kulturalną, historyczną, edukacyjną – zresztą anihilują państwowość – nie zdobyli się na wyburzenie stalinowskiego pałacu kultury. Porwali się natomiast na likwidację planów inwestycyjnych, zainicjowanych przez poprzedni rząd, powołując się na stan budżetu państwa (tradycyjnie za PO-rządów nie ma pieniędzy). Nie będzie więc choćby oryginalnego gmachu Polskiej Opery Królewskiej, a Muzeum Narodowe będzie musiało się obejść bez rozbudowy (pracownie konserwatorskie, magazyny). Tymczasem resort edukacji zamazuje historię, usuwając wydarzenia z II wojny, pomijając polskich bohaterów. Pogrobowcy komuny nie chcą tradycji niepodległościowych, powstańczych, by kształtowały młode pokolenia. To może być funkcjonalne, bo właśnie sejmowa komisja spraw zagranicznych odrzuciła projekt PiS ws. kontynuowania starań o reparację od Niemiec (w 2022 roku PO i PSL były „za”).
Nie bez powodów niemieccy okupanci zakazywali nauki historii i języka polskiego. Chcieli zniszczyć pamięć zbiorową, bez której nie ma tożsamości wspólnoty narodowej. Bez wspólnej pamięci staje się ona rozbrojona, bezradna, podatna na manipulacje. I kto będzie wówczas pamiętał o słynnej maksymie carycy Katarzyny II. „Trzeba Polaków zdemoralizować i skłócić. Sprawić, by Polska zniknęła w samych Polakach.” I kto będzie wiedział, że jest ona realizowana od stuleci przez zdrajców i sprzedawczyków.
Szkoła obywatelska
W przeciwieństwie do innych szkół wyznaniowych – katolickie nie będą dotowane. Stopnie z zajęć religii i etyki nie będą zaliczane do średniej ocen. Lekcje religii mają być umieszczane na początku lub końcu dziennego podziału godzin. Taka dyskryminacja to kpina z państwa prawa, ale nie dla aktywistek z administracji 13 grudnia.
W końcu nauczanie języka polskiego może odejść się bez „Pana Tadeusza” czy innych arcydzieł naszej literatury. Lekcje historii bez powstańczych zrywów, bohaterów czy zbrodni niemieckich, sowieckich i komunistycznych. Zresztą po co historia najnowsza, skoro z powodzeniem może ją zastąpić aktualna propaganda środowisk lewicowo-liberalnych. Szkolnictwo ma opanować kolorowa rewolucja (czerwona, tęczowa). Wiadomo, nieświadomą młodzieżą, pozbawioną tożsamości narodowej, poddaną obróbce pedagogiki wstydu – łatwiej manipulować.
W sytuacji odrzucenia klasycznej edukacji i tradycyjnej kultury, oświata produkuje ignorantów, a nie ludzi wykształconych. Jeżeli ma ona wpisać się w Europejski Obszar Edukacji – to jest na najlepszej drodze. Bo tu niepotrzebne odrębności narodowe, różnorodność kulturowa, nie mówiąc o dumie z dziedzictwa historycznego. Szkolnictwo ma więc być otwarte na permisywną edukację seksualną (według standardów WHO), na ideologię gender. Szkoła – łatwa i przyjemna (bez ocen, zadań domowych), a poza tym dostępna dla penetracji neomarksistowskiej rewolucji przez lewackie stowarzyszenia.
W dotychczasowym programie nauczania nigdy nie starczało czasu na dzieje najnowsze. Te lukę miał wypełnić rewelacyjny podręcznik „Historia i teraźniejczość” autorstwa profesora Wojciecha Roszkowskiego. Nie wypełni, bo było to wbrew procesowi centralizacji brukselskiej, która oczekuje obywateli bez właściwości. Zresztą skoro „polskość to nienormalność”, to „europejski model nauczania” jak najbardziej jest na miejscu. Oczywiście w takim modelu nie mieści się bohaterska postać Ignacego Hryniewieckiego (1856-1881), który zginął podczas skutecznego zamachu na cara Aleksandra II, ani też jego słowa – „wspaniałe drzewo wolności wymaga ofiar wielkich”.
Wiadomo, że naród bez eposu, bez historii – nie ma przyszłości. Jednak „ukąszenie heglowskie” nauczycieli przekazywane jest kolejnym pokoleniom. Szkoła nie kształtuje człowieczeństwa i patriotyzmu. Mimo to rzecznik praw dziecka jest zwolenniczką „tęczowych piątków”. Zaś Aleksandra Dulkiewicz, prezydentka Gdańska, bez żenady korzysta z lokalnych szkół (niedostępnych dla przedstawicieli innych orientacji) w swej kampanii wyborczej, argumentując, że tak właśnie kształtuje się „społeczeństwo obywatelskie”. Mimo to młodzi ludzie sprzeciwiają się w mediach społecznościowych redukcji historii w podstawie programowej (w ciągu dwóch dni 400 tys. obejrzeń).
Bluźniercze unieważnianie
Renowację Kopca Powstania Warszawskiego zainicjował prezydent stolicy prof. Lech Kaczyński. Harcerze postawili krzyże z nazwiskami żołnierzy wzdłuż drogi prowadzącej na szczyt. Nie ma tablicy, która informowałaby o tych poczynaniach. Natomiast przy okazji remontu Kopca usunięto krzyże. W ten sposób lewactwo rządzące stolicą kształtuje zbiorową pamięć, wprowadza ahistoryczna narrację. A powstańców z każdym rokiem ubywa. Nie będzie komu protestować.
W proteście przeciwko nominacji tow. gen. Bogusława Packa na dyrektora Muzeum Wojska Polskiego, z rady Muzeum odeszli Sławomir Cenckiewicz i Wiesław Jan Wysocki. Uważali, że funkcjonariusze PRL aparatu represji nie powinni pełnić jakichkolwiek funkcji w wolnej Polsce. Długo oczekiwane muzeum wojska wraz z Muzeum Katyńskim i Muzeum X Pawilonu tworzą na Cytadeli Warszawskiej jeden z największych zespołów muzealnych w Europie. Taka nominacja to oczywista prowokacja administracji 13 grudnia. Trudno sobie wyobrazić, by „etatowy generał PO”, zwolennik współpracy polsko-rosyjskiej, organizował wystawy tysiącletniej chwały polskiego oręża.
Tymczasem postępowi sędziowie już orzekają, że można profanować przedmioty kultu religijnego, oczywiście katolickiego, bo o innych nie ma mowy. Obraz Matki Boskiej jest dziełem sztuki i przedmiotem kultu. W obu tych przypadkach powinien być prawnie chroniony. Tak więc ubieranie go w tęczę (a właściwie homo-sześcio-kolor) jest przestępstwem i profanacją, a sędziowie zapominają o Konstytucji i ustawie chroniącej uczucia religijne. Trzeba mieć nadzieję, że przywracająca praworządność administracja 13 grudnia uwzględni te okoliczności. Jak na razie to dzieła kultury narodowej nie mają żadnej wartości, skoro można np. bohaterów „Halki” Stanisława Moniuszki umieścić w środowisku ćpunów i hippisów.
Polityka pamięci
Jeżeli tylko kilka procent obywateli niemieckich ma świadomość, że ofiarami nazizmu byli także Polacy, to jest to wynikiem nie tylko niemieckiej polityki historycznej, ale także „dobrosąsiedzkich” relacji polsko-niemieckich, nie mówiąc o tzw. komisji podręcznikowej, w której zasiadał Władysław Bartoszewski. W każdym razie nic dziwnego, że Niemcy są skonsternowani, słysząc o reparacjach. Podobnie może być w naszym kraju, gdy szkolnictwo zajmuje się ogłupianiem młodzieży, gdy tresuje ją pedagogiką wstydu, nie mówiąc o odrzuceniu patriotyzmu. I już nie brakuje głosów, ze polska polityka historyczna powinna uwzględniać interesy niemieckie czy ukraińskie.
Mimo ustawowego Narodowego Dnia Pamięci Zwycięskiego Powstania Wielkopolskiego (27 grudnia) reformatorki oświatowe w administracji 13 grudnia chcą usunąć z podstawy programowej to historyczne wydarzenie. Być może wyprodukowanie „nowego człowieka”, „nowego obywatela brukselskiego” wymaga takiego barbarzyństwa. Niestety reformatorki nie są odosobnione, bo już pojawili się historycy, popierający administrację 13 grudnia, którzy żądają likwidacji IPN. Co więcej, nie chcą badań Instytutu Pileckiego nad Polakami ratującymi ludność żydowską podczas okupacji niemieckiej.
Prawda o komunistycznej przeszłości naszego kraju, o sowieckiej okupacji musi być niewygodna dla PZPR pogrobowców, dla resortowych dzieci. Nie oznacza to jednak, że dociekanie o niej ma być zabronione. Przecież wolność badań naukowych to standard cywilizowanych państw. I prawa do takiej prawdy ma też młode pokolenie. Młodzież musi znać historię, żeby wiedzieć, kim jest. Tymczasem Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, minister rodziny, zakazała organizowania uroczystości upamiętniających Józefa Kurasia „Ognia” i Brygady Świętokrzyskiej NSZ.
Resort kultury też nie poczuwa się do ochrony dziedzictwa narodowego. Ppłk Bartłomiej Sienkiewicz zrywa umowę z Otwockiem na prowadzenie Instytutu Myśli Narodowej, zrywa porozumienie ws. budowy Muzeum Rzezi Wołyńskiej w Chełmie. Króluje powszechna amnezja i oikofobia. A poza tym depolonizacja, dechrystianizacja i dehumanizacja – to kierunki wytyczone polskiej szkole przez administrację 13 grudnia.