Krew Jego na nas i na nasze syny!

O Pasji Mela Gibsona

Po dwóch dekadach od wyprodukowania filmowa rekonstrukcja wydarzeń sprzed dwóch tysięcy lat, znanych jako Misterium Męki, Śmierci i Zmartwychwstania Jezusa Chrystusa, a opisanych w Nowym Testamencie, nadal robi na widzu ogromne wrażenie. Nie tylko i nie przede wszystkim jako film, ale może najbardziej – jak zauważył to Kirk Honeycutt, recenzent „The Hollywood Reporter”, magazynu poświęconego kulturze popularnej – jako swoisty akt wiary jego twórców. Zwłaszcza Mela Gibsona.

Już sam pomysł tej produkcji wywołał niechęć i właściwie pozbawione maski oburzenie. Jeszcze pół wieku wcześniej wielkie produkcje filmowe, które podejmowały tematy biblijne, budziły zainteresowanie i sympatię widzów w całym zachodnim świecie, z reguły przynosząc producentom niemałe zyski. Ale od tego czasu naprawdę sporo się zmieniło, poczynając od uderzenia kontrkultury w latach 60. minionego wieku, które – pod hasłami wolnej miłości, psychodelicznego tripu oraz wyzwolenia z kulturowego jarzma – w istocie zakwestionowało tradycyjną dla świata euroatlantyckiego, więc po prostu chrześcijańską moralność.

Kościoła katolickiego i Jego Głowy, czyli biskupa Rzymu jeszcze nie atakowano może wprost, ale grunt do tego był już szykowany. Z jednej strony, pojawiła się sztuka Rolfa Hochhutha Namiestnik, najprawdopodobniej zainspirowana przez KGB, oskarżająca Piusa XII o niedostateczne zaangażowanie w pomoc Żydom podczas II wojny światowej. Z drugiej, prowadzona z diabelską perfidią infiltracja przez partię komunistyczną Kościoła katolickiego w USA, która teraz po dekadach zaczyna przynosić wymierne szkody… Dobrze przedstawia to nawrócona komunistka Bella V. Dodd w autobiografii Szkoła ciemności, po raz pierwszy wydanej w Polsce w roku 2019.

Fragment zeznań autorki przed Komisją do spraw Działalności Antyamerykańskiej nieźle charakteryzuje metodę stosowaną przez Komunistyczną Partię USA m.in. w agresywnych działaniach przeciwko tamtejszemu Kościołowi katolickiemu. „Pod koniec lat dwudziestych i w latach trzydziestych osobiście popchnęłam setki mężczyzn do kapłaństwa, aby osłabić Kościół katolicki od środka. Był pomysł, aby ci mężczyźni otrzymali święcenia i awansowali na wpływowe stanowiska jako prałaci i biskupi. Obecnie często właśnie je zajmują i pracują nad zmianami, aby osłabić skuteczność Kościoła w zmaganiach z komunizmem”. Jeśli dodać, że ci promowani przez KP USA kandydaci często byli zdeklarowanymi homoseksualistami, jeśli skojarzyć to z ujawnianymi po wielu dekadach homoerotycznymi i pedofilskimi skandalami, niszczącymi reputację oraz moralny mandat Kościoła, to hipoteza o neomarksistowskiej genezie prób uprzywilejowania dewiacji oraz dziwactw seksualnych (LGBTQ, gender etc.) znacznie się uprawdopodabnia.

Szemranie współczesnych areopagów

Szemranie przeciwko filmowi Mela Gibsona poprzedziło premierę filmu, a wzmogło się jeszcze po wejściu tego obrazu do kin oraz do szerokiej dystrybucji. Rytualne zarzuty Żydowskiej Ligi Przeciw Zniesławieniu (ADL) o „historycznych błędach” i „antysemityzmie” należy przyjąć z dobrodziejstwem inwentarza. Ale warto przypomnieć też wrzawę, jaka podniosła się choćby po prywatnym pokazie Pasji w Watykanie. Gdy dzięki tygodnikowi „The National Catholic Reporter” rozniosła się po świecie wieść, że Jan Paweł II miał bezpośrednio po projekcji wypowiedzieć cicho (w zasadzie do siebie) słowa „Tak właśnie było” – wśród współczesnych areopagitów się zagotowało. Na watykańskich oficjelach, z najbliższego otoczenia papieża-Polaka, próbowano później wymuszać mniej czy bardziej oficjalne dementi. Szkoda, że przed tymi żądaniami ugiął się, wprawdzie z opóźnieniem, rzecznik Joaquin Navarro-Valls.

Jednak prawdziwa sztuka potrafi się obronić. Obecny na watykańskim pokazie Joseph Augustine Di Noia OP, ówczesny podsekretarz Kongregacji Nauki Wiary powiedział wręcz, że „The Passion of the Christ (tak brzmi pełny tytuł oryginału) jest znakomitym wyrazem wrażliwości artystycznej i religijnej”. Di Noia zdezawuował również zarzuty o rzekomą antysemickość obrazu. Podobnie w wielkopostnym kazaniu, wygłoszonym w obecności Jana Pawła II, ocenił wymowę filmu włoski kapucyn Raniero Cantalamessa. W trzy dni później papież na prywatnej audiencji przyjął odtwórcę roli Chrystusa – Jima Caviezela, wraz z jego żoną i teściami.

Produkcja z wewnętrznym zobowiązaniem

Jeśli to medialne przygotowanie artyleryjskie podejmowano w nadziei na istotną redukcję liczby widzów, którzy obejrzą film Mela Gibsona, to osiągnięto raczej efekt bumerangowy. W samej tylko Polsce do dystrybucji kinowej trafiło 85 kopii, co naprawdę nieczęsto się zdarza, ale o realnym odbiorze tej wyjątkowej produkcji najlepiej świadczą oficjalne dane z tzw. box office, czyli mówiąc po ludzku, wpływy z rozpowszechniania filmu w świecie. Przekroczyły one 612 milionów dolarów (z czego blisko 371 mln w USA, a ponad 241 poza Stanami), co przy budżecie wynoszącym 30 milionów USD, stanowi przeszło dwudziestokrotne przebicie.

Inna sprawa, że inicjatorowi i reżyserowi Pasji udało się zebrać dość nieoczywistą, wielonarodową ekipę – mowa nie tylko o obsadzie ról, lecz również o realizatorach odpowiedzialnych za zdjęcia, dekoracje, kostiumy, charakteryzację oraz muzykę – który to zespół, podobnie jak sam Gibson, pojął niezwykłość całego projektu. Produkcja Pasji jest dowodem, że grupa uzdolnionych twórców, jeśli daje się ponieść sprawie, może naprawdę osiągnąć artystycznie doniosłe rezultaty.

Scenariusz opowiadający o ostatnich dwunastu godzinach ziemskiego życia Jezusa Chrystusa, oparty na relacjach czterech Ewangelistów, został co do szczegółów Męki Pańskiej uzupełniony wizją niemieckiej mistyczki i stygmatyczki Marii Katarzyny Emmerich, beatyfikowanej w roku 2004 w czasie pontyfikatu papieża-Polaka.

Starania o wierność historyczną w wymiarze wizualnym uzupełniła realizacja ścieżki dialogowej w językach, którymi posługiwano się tam dwa tysiące lat temu, toteż Żydzi – w tym Jezus Chrystus i jego uczniowie – używają w Pasji aramejskiego, stanowiącego wtedy swoistą lingua franca, czyli uniwersalny sposób komunikowania się ludów zamieszkujących te tereny. Natomiast Rzymianie, czy może dokładniej: rzymscy żołnierze, przeważnie pochodzący z Syrii, porozumiewają się niską, gminną odmianą łaciny. Szlachetniejszej wersji łaciny używał zapewne Poncjusz Piłat w rozmowach z wyższymi dowódcami oraz ze swą żoną Klaudią Prokulą. Listy dialogowe Pasji na aramejski i łacinę przełożył jeden z najlepszych światowych specjalistów od języków zachodniosemickich, który później na planie filmu Gibsona dbał o poprawne brzmienie kwestii wypowiadanych przez aktorów, znających przecież wyłącznie ich wersję fonetyczną.

Okrucieństwo, czyli lepiej pamiętać o Szatanie

Mel Gibson, Amerykanin z urodzenia, jako dwunastolatek wyjechał z rodzicami do Australii i również tam rozpoczął swoją karierę filmową. Zaczynał od twardzieli w filmach akcji z serii Mad Max, ale grywał też u Petera Weira (Gallipoli, Rok niebezpiecznego życia). Dopiero Hamlet w ekranizacji Zeffirellego zwrócił uwagę na jego kunszt aktorski, a Oscar za Bravehearta – Waleczne serce dowiódł, że aktor-przystojniak potrafi również reżyserować, co ugruntowało pozycję Gibsona w branży filmowej.

Pomysł, aby unaocznić w obrazie filmowym Bolesną mękę Pana naszego Jezusa Chrystusa (tak brzmi tytuł objawień mistyczki Anny Katarzyny Emmerich), Gibson nosił w sobie przez wiele lat. Dopiero jednak własna firma producencka Icon Distribution Inc. oraz zdobyte doświadczenie pozwoliły mu te śmiałe zamiary urzeczywistnić. Po latach, już bez obawy o jakiekolwiek przeszacowanie w wymiarze artystycznym czy konfesyjnym, można powiedzieć, że Gibsonowi udało się znakomicie trafić z produkcją Pasji we właściwy ton i czas.

Zdjęcia Caleba Deschanela niejako uruchomiły scenerię znaną z obrazów Caravaggia, zapewniając przedstawianym wydarzeniom należytą powagę i ciężar gatunkowy. Perfekcyjność dwuosobowego zespołu charakteryzatorów, sprowadzonych przez Gibsona prosto z Hollywood, najlepiej chyba wyraziła się w mocnych sporach o to, czy sceny biczowania i przybijania do krzyża nie są zbyt naturalistyczne, a przez to nadmiernie okrutne. Pojawiały się wątpliwości, czy nawet młody i zdrowy człowiek zdołałby przeżyć takie skatowanie, a jeśli nawet, to czy byłby w stanie dojść na Golgotę o własnych siłach, w dodatku niosąc ciężki krzyż…

Anna Katarzyna Emmerich rozstrzyga tę kwestię, twierdząc w swych objawieniach, że Jezusowi, oprócz Szymona z Cyreny w końcowej fazie drogi, pomagali też niewidoczni dla postronnych aniołowie. Mel Gibson pokazał w swym obrazie tylko jednego, za to upadłego anioła. I to chyba zasadne, bo w epoce, w której sens przegrywa z tym, co wizualne, ludzie zapominają o istnieniu Szatana, którego nie widzą.

Odbiorców filmu dziwiła też niepohamowana w okrucieństwie wobec Chrystusa brutalność rzymskich żołnierzy… Jeśli jednak pamiętać, że legionistami Piłata w przeważającej mierze byli mieszkańcy Syrii, tradycyjnie źle usposobieni wobec licznych żydowskich plemion, i że może bardziej niż na miano legionistów zasługiwali oni na określenie „żołdactwo”, to sprawa nabiera nieco innego wymiaru. W Europie, owszem, trochę się o to spierano, ale w Stanach w rok po premierze wprowadzono do kin The Passion Recut, czyli wersję o niespełna 5 minut skróconą, szczególnie o sceny biczowania.

Rysa na Monolicie: cenzurowanie polskich napisów

Amerykanin James Patrick Caviezel, w chwili kręcenia zdjęć trzydziestotrzyletni katolik, kojarzony wtedy głównie z postacią hrabiego Monte Christo, przed zdjęciami, oprócz mocnych ćwiczeń wytrzymałościowych (niesienie 50 kilogramowego krzyża), odbył również specjalne rekolekcje w klasztorze. Maia Morgenstern (niem. Gwiazda Zaranna), wybitna rumuńska aktorka pochodzenia żydowskiego, wcielająca się w Matkę Chrystusa, była w tamtym czasie w ciąży ze swą młodszą córką Anną Izydorą. Znana włoska aktorka Monica Bellucci, dowiedziawszy się o projekcie Mela Gibsona sama zgłosiła się do niego, zabiegając o rolę Marii Magdaleny… Zdjęcia realizowano we Włoszech, częściowo w słynnym studiu filmowym Cinecitta, na przedmieściach Rzymu, ale sceny plenerowe, w tym ukrzyżowanie na Golgocie, w starożytnej miejscowości Matera, gdzie w latach 60. zeszłego wieku Pasolini nakręcił swą Ewangelię według św. Mateusza. Zdjęcia trwały od listopada do stycznia, podczas włoskiej zimy, a więc aktorzy podczas zdjęć plenerowych, a zwłaszcza ogołocony odtwórca roli Chrystusa, mocno marzli.

Na uwagę zasługuje też pogłębiona postać rzymskiego prefekta Judei Poncjusza Piłata, którego u Gibsona zagrał bułgarski aktor Christo Szopow. Ze skąpych źródeł wiadomo, że prefekt Poncjusz nie pałał sympatią do Żydów (niewykluczone, że ułatwiło mu to nominację na stanowisko zarządcy tej części prowincji syryjskiej), ale w przypadku Jezusa Chrystusa nie dostrzegał przewiny, która mogłaby uzasadniać wymierzenie kary głównej. Rozumiał, że Sanhedryn chce się pozbyć Jezusa z przyczyn polityczno-religijnych, nie chciał jednak przykładać ręki do śmierci człowieka, którego sam uznał za niewinnego. Wpływ na takie stanowisko miała też pewnie małżonka Klaudia Prokula, uznana później za świętą Kościoła prawosławnego.

W przebiegu procesu, który jest znany z przekazów biblijnych, pod wpływem tłumu żądającego zwolnienia Barabasza i wobec politycznej presji starszyzny żydowskiej, Piłat umywa ręce i wydaje Chrystusa żołnierzom na ukrzyżowanie… Co charakterystyczne, firma Monolith Films Sp. z o.o., która zajęła się dystrybucją Pasji w Polsce, w bardzo eleganckiej edycji filmu na płycie DVD, dwukrotnie pozbawia widza polskiego tłumaczenia ścieżki dialogowej. O ile rozumiem, że oszczędzenie odbiorcom grubiańskich i pewnie bluźnierczych uwag legionistów mogło mieć pewien obyczajowy sens, o tyle pominięcie znanej i dobrze utrwalonej w europejskim kodzie kulturowym kwestii: Krew Jego na nas i na nasze syny, pozostaje wyłącznie ukłonem firmy Monolith Films w stronę politycznej poprawności oraz niezmiennej obowiązywalności cenzury.

Postscriptum

Na 15 lutego 2025 została zapowiedziana premiera filmu Pasja – Zmartwychwstanie, w reżyserii Mela Gibsona z udziałem m.in. Jima Caviezela, Mai Morgenstern i Francesca De Vito. Treścią obrazu mają być trzy dni, jakie upłynęły między śmiercią Chrystusa na krzyżu a Jego Zmartwychwstaniem.

2 kwietnia 2024

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *