Skrytykowano i zrugano Donalda Trumpa za jego ostatnią wypowiedź o NATO na wszystkie sposoby. Szkoda tylko, że przypisano mu wypowiedź nieprawdziwą. A wystarczyło dobrze ją wysłuchać lub dobrze przetłumaczyć, w zamian włożono mu w usta słowa, których nie wypowiedział. Zdaniem jego przeciwników, na wiecu w Karolinie Południowej miał powiedzieć, że z państwami, które są członkami NATO i które na obronę nie przeznaczają 2 proc. budżetu, Rosja może sobie robić co chce. Że byłby skłonny namawiać Rosję, że na takie państwa może uderzać.
Tak po prawdzie były prezydent mówił o pomocy zagranicznej udzielanej przez USA i że ta pomoc nie może być rozdawaniem pieniędzy. Jeżeli już taka pomoc jest udzielana, to musi być w formie pożyczek – nie może to być pomoc bezzwrotna. I nawiązał do NATO.
Zmanipulowane słowa
Zmusiłem ich, żeby płacili. Dopóki się nie pojawiłem, NATO było rozbite. Powiedziałem, że wszyscy muszą płacić – głosił. – Wtedy mówili: „A jeśli nie zapłacimy, czy nadal będziesz nas chronić?” Powiedziałem: „Absolutnie nie”. Nie mogli uwierzyć w taką odpowiedź. Nigdy wcześniej nie widzieliśmy, żeby zaczęto przeznaczać więcej pieniędzy.
W czasie swej prezydentury Trump wiele razy mówił i naciskał, aby państwa członkowskie NATO wywiązywały się z umowy o 2 proc. budżetu przeznaczanego na wojsko. Szczególnie chodziło mu o Niemcy. Przytoczmy teraz najważniejszy fragment jego sobotniej wypowiedzi: Jeden z prezydentów dużego kraju wstał i powiedział: „A co, proszę pana, jeśli nie zapłacimy i zostaniemy zaatakowani przez Rosję, czy będzie pan nas chronił?” – wspominał. – Powiedziałem: „Nie zapłaciłeś, to łamiesz umowę”. A on na to: „Tak, załóżmy, że tak się stało”. „Nie, nie chroniłbym cię. Wtedy zachęcałbym ich, żeby robili, do cholery, co sobie chcą. Trzeba płacić. Musisz zapłacić swoje rachunki”. I wtedy pieniądze zaczęły napływać.
Jeśli w tej wypowiedzi jest zachęta Rosji do agresji na inne państwo, to trzeba mieć złą wolę i chęć przypisywania Trumpowi demonicznych zamiarów. Były prezydent mówił jasno, że trzeba zachęcać inne państwa, wręcz zmuszać je do ponoszenia kosztów. Że ich bezpieczeństwem nie można obarczać wyłącznie amerykańskiego podatnika. Powiedział jedynie, że jeśli komuś się z góry zagwarantuje bezpieczeństwo, ten ktoś ze swojej strony w kwestii tego bezpieczeństwa nic nie zrobi. Tyle i aż tyle.
Krytyka Białego Domu
Wypowiedź Trumpa, może celowo zmanipulowana, obiegła świat i przyniosła szereg komentarzy. Rzecznik Białego Domu Andrew Bates odpowiedział: „Zachęcanie do inwazji morderczych reżimów na naszych najbliższych sojuszników jest przerażające i wykraczające poza wszelkie ramy oraz zagraża amerykańskiemu bezpieczeństwu narodowemu, globalnej stabilności i naszej krajowej gospodarce”. Oświadczenie wystosował sam prezydent Joe Biden: Przywództwo Ameryki na arenie międzynarodowej i wsparcie dla naszych sojuszników mają kluczowe znaczenie dla zapewnienia Amerykanom bezpieczeństwa tutaj, w domu. Jeśli mój przeciwnik, Donald Trump, będzie w stanie odzyskać władzę, to już daje jasno do zrozumienia, że porzuci naszych sojuszników z NATO jeśli Rosja zaatakuje i pozwoli Rosji ‘zrobić, co do cholery chce’ z nimi. (…) Służba na stanowisku naczelnego dowódcy, to najwyższy obowiązek, który powinien mocno leżeć na sercu osobom sprawującym ten urząd – dodał. – Przyznanie się Donalda Trumpa, że zamierza dać Putinowi zielone światło dla większej liczby wojen i przemocy, kontynuowania brutalnego ataku na wolną Ukrainę oraz rozszerzenia swojej agresji na naród polski i kraje bałtyckie jest przerażające i niebezpieczne.
Głos zabrał także sam szef paktu, Jens Stoltenberger. „NATO pozostaje gotowe i zdolne do obrony wszystkich sojuszników – powiedział. – Jakiekolwiek sugestie, że sojusznicy nie będą się wzajemnie bronić, podważają całe nasze bezpieczeństwo, w tym bezpieczeństwo USA oraz narażają amerykańskich i europejskich żołnierzy na zwiększone ryzyko. Oczekuję, że niezależnie od tego, kto wygra wybory prezydenckie, Stany Zjednoczone pozostaną silnym i zaangażowanym sojusznikiem NATO”.
Wpływowy senator Marco Rubio, republikanin z Florydy, oświadczył zaś, że nie odebrał słów Trumpa jako sugestii, iż nie będzie bronił krajów z zaległościami finansowymi. „Donald Trump był prezydentem i nie wyprowadził nas z NATO” – powiedział i dodał, że podczas jego kadencji wojska amerykańskie stacjonowały we wszystkich krajach NATO.
„Powiedzmy szczerze, Donald Trump nie jest członkiem Council on Foreign Relations – oznajmił. – On nie mówi jak tradycyjny polityk.… Stwierdził, że NATO było słabe i rozbite, dopóki nie przejął władzy, gdyż inni nie płacili swoich składek, a potem opowiedział historię o tym, jak wykorzystał dźwignię finansową, aby przekonać innych, aby stanęli na wysokości zadania i stali się bardziej aktywni w NATO”. I dodał: „Nie mam żadnych obaw. Był już prezydentem. Wiem dokładnie, co zrobił i co zrobi z sojuszem NATO. To musi być sojusz, a nie obrona ze strony Ameryki z małymi i młodszymi partnerami”.
Wymóc na innych 2 proc.
Stanowisko byłego gospodarza Białego Domu jest jasne. Podczas swojej poprzedniej kampanii zaniepokoił zachodnich sojuszników ostrzegając, że USA pod jego przywództwem mogą porzucić zobowiązania wynikające z traktatu NATO i stanąć w obronie jedynie krajów, które spełniają wytyczne sojuszu, przeznaczając 2 proc. swojego produktu krajowego brutto na cele wojskowe. To prawda. Jako prezydent poparł klauzulę wzajemnej obrony NATO zawartą w artykule 5., która stanowi, że zbrojny atak na jednego lub więcej członków NATO będzie uważany za atak przeciwko wszystkim członkom. Chwalił państwa wywiązujące się z zobowiązań finansowych, ganił te, które unikają przeznaczania większych środków na obronność, żerując w ten sposób na gwarancjach USA. Apelował także o reformę NATO, aby wzmocnić sojusz.
Według danych z 2022 r. siedem z 31 państw członkowskich NATO wypełniało obowiązek 2 proc. w porównaniu z trzema państwami w 2014 r. Na wiecu Trump chwalił się, że dzięki jego naciskom do kasy NATO – mimo że poszczególne kraje nie płacą sojuszowi bezpośrednio – wpłynęły setki miliardów dolarów.
„Teorii szaleńca”
Przeinaczając słowa Trumpa, pomimo wyraźnego użycia przez niego czasu przeszłego, wiele mediów i wielu polityków uznało je za obecne stanowisko kandydata na prezydenta i zachęcanie Rosji do ataku w Europie. Były prezydent jest dobrym i barwnym mówcą. Nie trzeba być bystrym obserwatorem, aby zauważyć, że często stosuje anegdoty. I tym razem się nią posłużył, aby porwać tłum. Media i różni wielcy tego świata, z europejskimi politykami na czele, w tym polskimi, nie zrozumieli o co chodzi. Cechą charakterystyczną wystąpień Trumpa i w ogóle jego prezydentury jest stosowanie w stosunkach zagranicznych „teorii szaleńca” (Madman Theory). Uprawiał to już Richard Nixon. Jeżeli twoi partnerzy lub przeciwnicy polityczni uwierzą, że działasz pod wpływem impulsu, że jesteś w stanie posunąć się do skrajności, aby osiągnąć swoje cele – wtedy jest bardziej prawdopodobne, że ustąpią przed twoimi argumentami i żądaniami. Tego typu strategia ze strony Trumpa działała wobec NATO – niektóre kraje zaczęły więcej przeznaczać pieniędzy na obronność. O to mu chodziło. W czasie wiecu w Karolinie Południowej, wykorzystując anegdotę o ostrzeżeniu skierowanym do bezimiennego przywódcy, zademonstrował zebranym, że był skuteczny i że „pieniądze napłynęły do NATO”.
Z obozu byłego prezydenta wystosowano krótkie oświadczenie. „Prezydent Trump nakłonił naszych sojuszników do zwiększenia wydatków w NATO, żądając od nich zapłaty, ale Joe Biden znowu pozwolił im wykorzystywać amerykańskiego podatnika – powiedział rzecznik sztabu Jason Miller. – Kiedy nie ponosisz wydatków na obronę nie możesz być zdziwiony, że będziesz miał więcej wojen”. Krótko i klarownie.