Rozproszony kulturkampf

Zniszczyć naród – to zlikwidować jego tożsamość. Od wieków dobrze rozumieją to nasi wrogowie – zewnętrzni i wewnętrzni.

Po co nam polityka prorodzinna, gdy brukselokraci wdrażają politykę migracyjną. W zeszłym roku padł rekord niżu demograficznego (272 tys. urodzeń), ale dla administracji 13 grudnia to nie problem, bo proponuje pigułki „po”, a w razie komplikacji zdrowotnych – kosztowne eksperymenty in vitro. Natomiast co do tradycyjnej rodziny – patriarchalnej i toksycznej – to postęp nakazuje zastąpić ją „otwartymi” związkami partnerskimi.

Ekologiści, nazywający się obrońcami przyrody – co jak się okazuje jest wcale intratnym zawodem – postanowili odebrać zakonnikom 1,3 ha terenu z zabudowaniami klasztornymi (choć Świętokrzyski Park Narodowy dostał w zamian 62,5 ha ziemi), tak skrupulatnie walczą o dziedzictwo przyrodnicze, łącząc ekologizm z antyklerykalizmem.

Jeszcze nie rozliczono PO-kulturtregera z zawłaszczenia mediów publicznych, a już podejmuje on kolejne zadanie – usunąć pomnik ofiar Tragedii Smoleńskiej ze stołecznego placu Józefa Piłsudskiego. Dobry pretekst znaleziono – odbudowa Pałacu Saskiego.

Nauka zasadniczo jest niepotrzebna, bo informacje są w internecie. Wystarczy ideologia – zielona, tęczowa – w każdym razie postępowa. Jeżeli nie przystaje do rzeczywistości – tym gorzej dla rzeczywistości. Jak się okazuje, 90% ankietowanych uważa, że można zdać maturę, nie przeczytawszy ani jednej książki. Można bronić planety przed katastrofą klimatyczną, nie mając pojęcia o nauce o klimacie, nie uświadamiając sobie pazerności eko-biznesu.

Ambicją administracji 13 grudnia pozostaje laicyzacja i genderyzacja szkolnictwa. Nawet kuratorzy, nie pytając rodziców o zgodę – lansują tzw. tęczowe piątki. W postępowym impecie ruguje się historię najnowszą, promując rewolucję seksualną. Nie ma mowy o patriotyzmie, bo przeszkadza on w kształtowaniu postępowego, otwartego obywatela państwa brukselskiego. Taki musi odrzucać i bagatelizować konserwatywne tradycje, degradując się do roli łatwego do manipulacji ignoranta.

Żołnierze Niezłomni „zachowali się jak trzeba”. Czy mogą być wzorem dla młodzieży edukowanej przez resort Barbary Nowackiej? Rotmistrz Witold Pilecki przekazywał w swoim testamencie: „kochajcie ojczystą ziemię. Kochajcie swoją świętą wiarę i tradycje własnego narodu. Wyrośnijcie na ludzi honoru”. Co to znaczy dla ludzi poddanych obróbce neomarksistowskiej rewolucji kulturowej, dla członków społeczeństwa otwartego, dla obywateli państwa brukselskiego? To pytania, które nie mogą pozostać bez odpowiedzi.

Tymczasem premier Donald Tusk obiecuje „przywrócenie rządów prawa i standardów demokratycznych, żebyśmy poczuli się równouprawnionymi członkami wielkiej historycznej Europy ostatnich dziesięcioleci”. Cokolwiek by to miało oznaczać, nie wziął był udziału w uroczystościach Narodowego Dnia Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”. Czyżby owo „równouprawnione członkostwo” warunkowało rezygnację z tożsamości i tradycji polskiego społeczeństwa ?

Cywilizacja śmierci

Administracja 13 grudnia jeszcze się ostatecznie nie ukonstytuowała, bijąc rekordy liczebności (trzeba dokupić 70 luksusowych limuzyn), a już przybyło 50 tys. bezrobotnych. Widać, że niekompetentna koalicyjna zbieranina nie radzi sobie z problemami gospodarczymi. Stąd ucieczka w ideologizację życia społecznego, w sprawy obyczajowe, w temat liberalizacji aborcji. To ma nie tylko przesłonić kwestie „zielonego ładu”, protestów rolników, kryzysu energetycznego, pakietu migracyjnego czy zmian traktatowych, ale także skonfliktować społeczeństwo, deprecjonując środowiska prawicowo-konserwatywne, uznające katolicką naukę społeczną.

W 2017 roku urodziło się w naszym kraju 400 tys. dzieci. W ostatnich latach liczba urodzeń zmniejszyła się o ponad 30%. GUS szacuje, że w 2060 roku ludność Polski wyniesie zaledwie 30,4 mln. W tej sytuacji politycy proponują antynatalistyczne rozwiązania – aborcję eugeniczną i aborcję na życzenie do 12 tygodnia ciąży. W czyim interesie występują, kogo reprezentują?

Niewątpliwie są nieodpowiedzialni, jak w przypadku realizowania ustawy o wychowaniu w trzeźwości. Czy ktoś ich kiedyś rozliczy – nie wiadomo. W każdym razie już na statystycznego mieszkańca naszego kraju powyżej 15 roku życia przypada 12 litrów czystego alkoholu. Rocznie wydaje się na trunki 45 mln zł. W rodzinach pijących żyje 3-4 mln osób, w tym 1,5-2 mln dzieci. A punktów sprzedaży alkoholu wciąż przybywa. Jego dostępność bije światowe rekordy. Prymas Stefan Wyszyński mówił, że trzeźwość narodu jest polską racją stanu.

Zielony zaułek

Rolnicy protestują przeciwko importowi ukraińskich towarów i brukselskiemu „zielonemu ładowi”. Budynki sejmowe otaczają barierki i policja. Nie było takich obostrzeń, gdy rotacyjny marszałek przyjmował nielegalnych migrantów i wspomagających ich aktywistów. Rolnicze postulaty będą możliwe do spełnienia – obiecują urzędnicy, ale „zielony ład” nie podlega dyskusji, bo tak decydują brukselokraci.

Trzeba wzmocnić ochronę Puszczy Białowieskiej, wyprowadzić stamtąd całkowicie gospodarkę leśną – rezonują urzędnicy resortu klimatu. Czyli pozostawić Puszczę na pożarcie kornikom. Jak widać, ideologizacja ochrony przyrody, to jej zagłada. Tymczasem domniemane zmiany klimatu dochodzą do poziomu samorządowego. Rafał Trzaskowski debatuje z niemieckim ambasadorem „jak możemy uczynić nasze miasta zrównoważonymi w obliczu zmian klimatycznych, i czego Niemcy i Polacy mogą się od siebie nauczyć”. Chyba nie myśli o zwężaniu ulic, dyskryminacji kierowców czy niedorozwoju komunikacji masowej.

Im bardziej protestują rolnicy, tym bardziej ekologiści upierają się przy swoich szalonych pomysłach odejścia od paliw kopalnych, zeroemisyjności gospodarki, budownictwa mieszkaniowego nie pomijając. To wszystko kosztuje. Tropienie śladu węglowego stało się zwyczajem obywateli brukselskich, przynosząc zyski przedsiębiorcom, lobbystom, spekulantom.

Teraz brukselokraci wprowadzają ślad wodny – ilość wody potrzebnej do produkcji towaru czy usług. Będzie przypisywany obywatelom, społecznościom, samorządom, państwom. Opłacalność brukselskiego rolnictwa staje pod znakiem zapytania. I co z tego, że zarówno Zielony, jak i Niebieski Ład, nie mają żadnego znaczenia w skali naszego globu. Że prowadzą do zapaści gospodarki i zubożenia społeczeństwa. Wszyscy mamy płacić za „ratowanie planety”.

Koło zamachowe gospodarki

Największą inflację notuje się w krajach środkowoeuropejskich. Ponadto gospodarki, które przyjęły euro, rozwijają się wolniej, mają większe bezrobocie, niż te które zachowały swoją walutę. Nie ulega wątpliwości, że projekt wspólnego pieniądza nie sprawdził się. Wprowadzenie euro było przede wszystkim projektem politycznym, na którym skorzystała gospodarka niemiecka i holenderska. Ta pierwsza może dominować wśród państw brukselskich, a państwo niemieckie forsować ideę zcentralizowanego państwa europejskiego.

Jak podaje EUROFER (Europejskie Stowarzyszenie Producentów Stali) w ubiegłym roku wyprodukowano w naszym kraju 6,5 mln ton stali (w poprzednim dziesięcioleciu produkcja przekraczała 10 mln ton). Redukcja produkcji hutniczej to rezultat szalonej polityki klimatycznej i w konsekwencji energetycznej (ograniczanie emisji gazów cieplarnianych). Dzięki temu brukselska produkcja stali jest droższa, niż w krajach pozaeuropejskich, nie stosujących rygorów klimatycznych. Trudno jednak wyobrazić sobie rozwój gospodarczy bez stali, więc import z krajów pozaeuropejskich wypycha rodzimą produkcję (bo droższa). Niemniej globalnie planeta nie zyskuje, bo producenci pozaeuropejscy „po staremu” zanieczyszczają środowisko, zaś europejski przemysł hutniczy nie ma perspektyw rozwojowych.

Podczas gdy unijni zieloni fanatycy zwalczają paliwa kopalne, światowe wydobycie węgla systematycznie rośnie. Szantażują nasz kraj majaczeniami o dekarbonizacji, gdy w Chinach buduje się dwie elektrownie węglowe tygodniowo. Inne kraje – Indie, Turcja, Wietnam, Indonezja, Japonia – nie pozostają w tyle. Kryzys energetyczny 2022 roku pokazał, że pionierskie działania brukselskich dekarbonizatorów to nieporozumienie. Tym bardziej, że niemieckie kopalnie węgla jednak powstają, a energia elektryczna dla odbiorców indywidualnych jest coraz droższa. Niemniej brukselokraci nie sondowali obywateli brukselskich, czy będą skłonni płacić za fanaberie zielonych aktywistów.

Tymczasem niepowodzenia (i absurd) brukselskiej polityki klimatycznej są aż nadto widoczne, gdy emisja gazów cieplarnianych bije światowe rekordy. W tej sytuacji nikt nie docenia sukcesów (i obciążeń) polskiej gospodarki. W 2022 roku 60% redukcji, na jaką zdobyła się gospodarka brukselska – pochodziła z naszego kraju (43 mln ton). Inne kraje (Niemcy, Włochy, Irlandia) mniej przejmują się klimatyzmem (wzrost emisji gazów cieplarnianych w 9 państwach brukselskich). Najwięksi producenci tych gazów (Indie, Chiny, Brazylia) nie bacząc na zielonych rozwijają swoje gospodarki. Jednak elektrownia „Turów” (tak postponowana przez ekologistów i niemiecką konkurencję) jest w stanie produkować najtańszą energię w czystej technologii.

Antykultura

To oczywiste, że kultywacja narodowej wspólnoty, tożsamości narodowej obywateli nie jest możliwa bez znajomości historii, bez artykulacji tendencji niepodległościowych. Trzeba więc odmóżdżyć młodzież, żeby mogła zapewnić odbiór przekazu kultury, która manifestuje się jako barbarzyństwo, zaprogramowane przez neomarksistowską rewolucję kulturową. Czerwony kołtun niszczy polską szkołę. Zamiast nauki – permisywna obyczajowość, zamiast historii – PO-stkomunistyczna polityka pamięci.

Wygrali wybory dzięki poparciu polskojęzycznych mediów, bez pomocy mediów publicznych, które bezprawnie zawłaszczyli. Totalna opozycja utworzyła totalną administrację 13 grudnia, która monopolizuje rynek informacyjny (i debatę publiczną). W neo-TVP trwa zwalnianie pracowników, czyszczenie archiwów. W instytucjach kultury – zwalnianie dyrektorów (mimo kadencyjności). Teraz można pacyfikować prawicę i konserwatystów jako przeciwników demokracji. PO-stkomuna nie potrzebuje opozycji. Trzeba ją zlikwidować.

Tak jak resort sprawiedliwości nie stoi na straży prawa, bo działa niepraworządnie, tak resort kultury stał się administratorem antykultury, nie mówiąc o prostackiej re-komunie, czego przykładem nominacja funkcjonariusza wojskowej bezpieki na dyrektora Muzeum Wojska Polskiego. Hojny mecenat resortu antykultury obejmuje Festiwal Nowe Epifanie, od lat obrażający uczucia religijne, ziejący bluźnierstwami i obscenami, czy też łódzki Teatr Nowy, wyśmiewający katastrofę smoleńską. A to dopiero początek nowej polityki antykulturalnej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *