Sinolog, emerytowany prof. Kien, bohater powieści Eliasa Canettiego „Auto da fé”, żyje oderwany od rzeczywistości dnia codziennego, w otoczeniu swojej wspaniałej biblioteki, którą latami z pietyzmem tworzył. W pewnym momencie życia, na jego drodze stanęła Teresa, którą Kien przyjął jako służącą.
Kiedyś zauważył, że Teresa starannie owinęła w papier książkę, by ta się nie pobrudziła. Książkę pożyczył Teresie Kien – była to jakaś mało wartościowa, popularna powieść, którą służąca traktowała, jakby był to „biały kruk”. Nie umknęło to uwadze starego profesora, który coraz bardziej przekonywał się do Teresy. Do tego stopnia, że zaproponował jej małżeństwo, raczej z rozsądku, ale może i trochę z miłości starego człowieka do wiernej służącej. Małżeństwo stało się początkiem przekleństwa Kiena. Małżonka coraz bardziej wpływała na życie męża, ograniczając jego prawa. Za każdym razem powtarzała: „tak się należy”. Nieprzyzwyczajony do takiego traktowania i do coraz bardziej brutalnej postawy swojej żony, Kien ustępował, oddając połowicy coraz większe pole działania. Ograniczając swoją wolność, Kien liczył, że w końcu Teresa zadowoli się ustępstwami i da sobie spokój. Tak jednak się nie stało. W końcu stary profesor zostaje wypędzony z domu, pozbawiony możliwości dostępu do swoich rzeczy, a przede wszystkim, do swoich ukochanych książek. W beznadziei porzuca myśl, by odzyskać swoją własność na drodze prawnej, wszak nikt mu nie pomoże, bo małżeństwo to także wspólna własność. Decyduje się na szaleńczy krok – pali swoją bibliotekę, ginąc wraz z ukochanymi książkami.
Canetti w powieści rysuje drogę do dyktatury, która zwycięża, bo jest brutalna, pozbawiona moralnych zasad, nie licząca się z nikim i z niczym. Masy jej ulegają, a w każdym razie nie przeszkadzają, aby ta forma władzy odniosła sukces. Brutalność i siła magnetyzują masy, które zadowalają się taką formą władzy, bo, po pierwsze – boją się, po drugie – liczą na to, że za brutalnością czeka spokój i dobrobyt, obiecywany w czasach, gdy dyktatura była ubrana w piórka demokracji. Powieść Canettiego została zainspirowana wydarzeniami w latach 20. XX wieku, kiedy tłum podpalił w Wiedniu Pałac Sprawiedliwości. Pisarz obserwując tamte wydarzenia zauważył w pewnym momencie osobę, która powtarzała, by „ratować akta”. Nie ludzi, a akta, płonące w budynku.
Pojęcie dyktatury mówi o „formie wyłącznej, nieograniczonej i nadzwyczajnej, lecz tymczasowej władzy politycznej jednostki lub grupy, ustanawianej w sytuacji poważnego kryzysu społecznego bądź paraliżu zwyczajnych instytucji władzy i zagrożenia ładu politycznego.” Czy każda forma dyktatury jest zła? W teorii nauk politycznych występuje pewna jej odmiana, nazywana dyktaturą konstytucyjną. Forma dyktatury konstytucyjnej, czyli służącej ochronie porządku ustrojowego ustanowionego w okresie poprzedzającym kryzys, występowała między innymi w konstytucjach Republiki Włoskiej z 1947 czy V Republiki Francuskiej z 1958 r. Oczywiście, przykład konstytucji włoskiej czy francuskiej nie jest adekwatny dla takiej dyktatorskiej formy władzy jak tyrania czy despotyzm. Wyklucza także formę przyjmowaną przez „kacyków”, charakterystyczną dla państw Trzeciego Świata.
Należy w tym miejscu zauważyć, że współczesne określenie systemu dyktatury uległo zniekształceniu w XX wieku. Stało się tak pod wpływem demokracji, jako formy politycznej przeciwstawnej dyktaturze. W potocznym języku dyktatura dzisiaj ma odbiór zdecydowanie negatywny, jako forma rządu bezprawnego, opartego na przemocy i pogardzie dla praw człowieka. Studiując życie i działalność dyktatorów, takich jak Mariusz, Juliusz Cezar w starożytnym Rzymie, Napoleon Bonaparte we Francji czy bliżej nam Romuald Traugutt, da się jednak zauważać istotne różnice pomiędzy nimi. Zakres i charakter władzy Traugutta, z oczywistych względów, znacznie odbiegał od możliwości działań np. Cezara czy Bonapartego.
Czy dyktatura kiedyś się kończy – czasami tak, a jej koniec wiąże się z tragicznością w sensie ogólnym, dotykając wielu aktorów na scenie politycznej. Czasami jednak dyktatura ulega złudnemu procesowi liberalizacji. Tak było (i jest) w Związku Sowieckim i obecnej Rosji pod rządami Putina. Istnieją jednak procesy, w których dyktatura jest budowana przy użyciu zasad określanych szeroką nazwą jako demokratyczne. Dzieje się tak za sprawą „kultu demokracji”. Jak pisał Szymon Dzierzgowski: „iluzja demokratyczna należy do najcięższych form psychozy społecznej”. Demokracja stała się bowiem swoistą „religią obywatelską”, a nawet „dewocją demokratyczną”. Jej narodziny przypadają na wybuch rewolucji w 1789 roku we Francji. Była na tyle odmienna od swych źródeł ateńskich, że Robert Dahl stwierdził, iż: „gdyby nasz hipotetyczny Ateńczyk znalazł się wśród nas, to stwierdziłby, że nowożytna demokracja żadną demokracją w ogóle nie jest.”
Jean Madiran, francuski filozof, który podejmował studia nad „tyranią współczesnego liberalizmu”, nie szanującego prawa do życia i natury rodziny, pisał o zakłamaniu orędowników dialogu – głuchych na racje wprost wynikające z Magisterium Kościoła, tak jak wcześniej bił na trwogę, gdy na oczach Europy „praw człowieka” Sowieci miażdżyli Węgry, a w Algierii wymordowano muzułmańskich Francuzów. Madiran pisał: „Kiedy prawowitość władzy opiera się wyłącznie na desygnacji tego, komu powierzono jej wykonanie, władza ma prawo robić wszystko: bo któż miałby prawo ją ograniczyć? Tak naprawdę hamują ją przyzwyczajenia, tradycje, rzeczywistość, przeciwstawne poglądy. Żadne jednak nie wynika z praw nowoczesnej demokracji, ta zaś stara się je znieść poprzez nieustanną demokratyzację społeczeństwa.”
Kim zatem była Teresa z powieści Canettiego? Czyż nie była „demokratyczną reprezentantką ludu”, która zdobywszy możliwości, niszczy stary świat, w imię „sprawiedliwości”? A że robi to przy pomocy brutalnych metod doprowadzając do tragedii? No cóż, wyjrzyjmy za okno i przypatrzmy się naszej rzeczywistości po 13 grudnia 2023 roku.