Interweniował kilkadziesiąt razy, by zachować jak największą liczbę szkół. Mówił: „bronię szkoły jak niepodległości”. W co najmniej kilkunastu przypadkach to się udało. Szczególnie, gdy dotyczyło to podstawowych wiejskich placówek, które gminy chciały zlikwidować, by zaoszczędzić na wydatkach. Domagał się od zarządzających, by przedstawiali argumenty, nie tylko finansowe, ale demograficzne czy merytoryczne, dotyczące przygotowania kadry do pracy w danej szkole oraz wyników egzaminów, jakie uczniowie uzyskiwali w egzaminach kończących naukę.
Zachowanie „przy życiu” wiejskich placówek było mu szczególnie bliskie – sam pochodził z rodziny nauczycielskiej, która pracowała w wiejskiej szkole. Rozumiał potrzebę i rolę szkoły na wsi. Bo taka szkoła nie kończyła pracy wraz z ostatnim dzwonkiem. Nauczyciel z dziećmi uczestniczył w życiu miejscowości – wystawy, wycieczki, występy artystyczne itp. konsolidowały wiejską społeczność. Często były to jedyne atrakcje na wsi. Szczególnie w latach 90. kiedy likwidowano świetlice i domy kultury na wioskach.
Roman Kowalczyk, dolnośląski kurator oświaty w ostatnim dniu 2023 roku został odwołany z funkcji. Kto po nim przejmie pieczę nad dolnośląską oświatą? Kimkolwiek by nie była ta osoba, będzie jej zapewne trudno dotrzymać kroku poprzednikowi. Bo Kowalczyk był kuratorem mocno charakterystycznym. Nie tylko przez wzrost (201 cm), dzięki któremu był łatwo rozpoznawalny w tłumie, nota bene należał do Wrocławskiego Klubu Wysokich.
Roman Kowalczyk pochodzi z patriotycznej rodziny. Jego dziadek, urodzony na Śląsku, podczas wojny dostał propozycję od Niemców, by podpisać volkslistę. Odpowiedział: „urodziłem się Polokiem i Polokiem zostanę”. W domu rodzinnym Romana dużo rozmawiało się o historii, literaturze, polityce. Wraz z ojcem Roman słuchał Radia Wolna Europa i Głosu Ameryki, skąd czerpano informacje o wydarzeniach na świecie i w Polsce. Jako młody chłopak Roman miał marzenia, by kupić sobie harcerski nóż „finkę”, piłkę biało czarną tzw. „biedronkę” oraz kurtkę „szwedkę”. Był „pożeraczem książek”, stąd jego wiedza mocno wyprzedzała wiedzę innych dzieci. Kiedy poszedł do liceum w Wieluniu, nastał czas strajków i powstania „Solidarności”.
Żył polityką, jak chyba większość młodych ludzi w tamtym czasie. Nic więc dziwnego, że kiedy Jaruzelski wprowadził stan wojenny, na swetrze ucznia wieluńskiego ogólniaka znalazł się opornik, jako symbol oporu wobec komuny oraz znaczek Polski Walczącej. Został kiedyś zatrzymany przez esbecję i poddany przesłuchaniu. Esbek zapytał, dlaczego nosi ten znaczek Polski Walczącej. Roman odpowiedział, że to dla uczczenia żołnierzy kampanii wrześniowej. Na co esbek: „ale mamy dzisiaj 4 października”. Roman odpowiedział, że ostatnia bitwa z Niemcami miała miejsce pod Kockiem i kończyła się 5 października. Esbek dał spokój dalszym pytaniom. Ale i tak dostał karę grzywny z zamianą na 17 dni aresztu.
Jako finalista olimpiady historycznej miał otwarte miejsce na studia historyczne. Wybrał Wrocław, bo – jak twierdzi – „były tu silne tradycje walki z komuną”. Na studiach włączył się w działalność podziemną. Kolporter, uczestnik manifestacji, publikujący m.in. w piśmie NZS UWr „Komunikat”, podpisujący się jako „Klinga”. W dniu 29 marca 1985 r został zatrzymany przez patrol ZOMO na ul. Piastowskiej, kiedy przenosił „bibułę”. Tego samego dnia (a raczej wieczora), został aresztowany i znalazł się w areszcie WUSW. Jak wspominał, podczas aresztowania miał przy sobie list, który miał oddać w punkcie odbioru „bibuły”. Na szczęście esbecy listu nie znaleźli, więc Roman zjadł go na korytarzu aresztu: „najgorsze było to, że było bardzo sucho w ustach i nie było czym popić, żadnej wody. Ale się udało, część zjadłem, część wrzuciłem do kosza na śmieci w którym były jakieś ogryzki od jabłek, więc raczej nikt tam nie będzie grzebał – myślałem”. Został skazany na jeden rok więzienia, ostatecznie wyszedł po kilku miesiącach. 27 XI 1985 Sąd Rejonowy Wrocław-Śródmieście odroczył wykonanie kary, 26 II 1986 warunkowe zawieszenie kary więzienia na 1 rok.
„Pod celą” spotkał się z różnymi osadzonymi, w tym z recydywistami, co skutkowało poznaniem więziennego slangu. Już po wyjściu na wolność, wspominał, jechał tramwajem i spotkał „kumpla spod celu”. Zaczęli rozmawiać tym specyficznym slangiem, co spowodowało, że w tramwaju nagle zrobiło się dość luźno. Pasażerowie woleli wysiąść z wozu, obawiając się o dalszy przebieg podróży. Roman nie miał problemów z nawiązywaniem relacji z osobami z różnych środowisk. W swojej książce „Czas próby Wieluń – Wrocław 1980-1989 (2005), wspomina sytuację ze strajku majowego na UWr w 1989 roku: „Staraliśmy się docierać z informacją do różnych grup społecznych, między innymi przyjęliśmy zaproszenie od „Solidarności” do odwiedzenia robotników w zakładzie „Archimedes”. Pojechaliśmy z Krzyśkiem Popińskim (studentem historii). Wprowadzał nas bojowo usposobiony przewodniczący zakładowej „Solidarności” Franciszek Białas. Podczas przerwy śniadaniowej, w jadalni, przedstawiliśmy nasze postulaty. Słuchało nas kilkudziesięciu robotników w różnym wieku, którzy jedli kanapki i popijali herbatę. Krzysio zagaił dość cicho i intelektualnie, jak podczas dyskusji w Instytucie Historii. Przejąłem pałeczkę. Mówiłem głośno, prostymi słowami i krótkimi zdaniami. Szczególnie gorąco podziękowałem za pomoc finansową dla strajkujących, która wzięła się z dobrowolnych składek. Prosiłem, żeby nie wierzyli czerwonej propagandzie. Dostaliśmy oklaski i odjechaliśmy na strajk”.
Pracując w szkole, w LO nr 17 we Wrocławiu, jako dyrektor „wypuszczał się” podczas przerw na korytarze. Przy okazji nawiązywał kontakty z uczniami. Gadułą jest nie lada. Uczniom rzucał przy okazji jakiś cytacik z twórczości Zbigniewa Herberta, fragment z utworu Jacka Kaczmarskiego czy Przemysława Gintrowskiego. Podczas strajku na UWr w maju 1988 r. wieczorami cytował całe fragmenty „Trylogii” Henryka Sienkiewicza, nota bene ciekawe, czy obecny prawnuk naszego noblisty zna tak dobrze dzieła swego znamienitego dziadka. Także podczas strajków zdawał relacje z postępów swojej pracy magisterskiej, którą pisał pod kierunkiem prof. Wojciecha Wrzesińskiego. Praca traktowała o łódzkim strajku studenckim w 1981 roku, dzięki któremu władze PRL zgodziły się na utworzenie Niezależnego Zrzeszenia Studentów – pierwszej niezależnej od władzy organizacji studenckiej.
Miał opanowany materiał do perfekcji, wzbudzając oczywiste zaciekawienie znajomością szczegółów. Potem okazało się, że korzystał z notatek swojej starszej siostry Jadwigi, która studiowała na Akademii Medycznej w Łodzi i brała udział w strajku. Szczegółowo zapisywała wszystkie informacje, które ukazały się drukiem w 2020 „Egzamin studenta i obywatela. Rzecz o strajku studentów łódzkich w 1981 r.” Praca magisterska Romana Kowalczyka pt. „Łódzki strajk studencki” ukazała się drukiem w 1992 roku, natomiast jej poszerzona i uzupełniona wersja pt. „Studenci 81” w 2000 roku. Podobnie jak siostra, Roman Kowalczyk miał także zwyczaj szczegółowego zapisywania wydarzeń, co jest widoczne we wspomnianej książce „Czas próby…”. Zawarte dokładne i drobiazgowe zapisy dotyczące np. strajków w 1988 i w 1989 r. na UWr powstawały na bieżąco, dzień po dniu, czasami godzina po godzinie, niemal z „aptekarską” dokładnością.
Jako aktywny działacz Niezależnego Zrzeszenia Studentów, został delegatem na IV Nadzwyczajny Krajowy Zjazd NZS (1. tura we Wrocławiu 22 IV 1989, 2. tura w Gdańsku 6-7 V 1989). W dniach 24-31 V 1989 był współorganizatorem strajku studentów UWr domagających się legalizacji NZS. Przed wyborami kontraktowymi w czerwcu 1989 r. chodził z przypiętą plakietą na piersiach „Ja głosuję na Solidarność”. W wolnej Polsce został nauczycielem. Traktował pracę jako misję budowy wolnego społeczeństwa obywatelskiego. Sam dawał młodzieży przykład, uczestnicząc w działalności publicznej, czy to jako radny Sejmiku Samorządowego, czy jako działacz partii politycznych czy jako nauczyciel, który jest otwarty na szczerą i mądrą DYSKUSJĘ.
Uczniowie docenili swego Dyrektora i dąb rosnący na boisku szkolnym LO nr 17 nazwali „Wielkim Romanem”. Jako dyrektor szkoły na pierwszym miejscu stawiał dobro ucznia. Określenie to każe zwrócić uwagę, że nie chodziło o tzw. bezstresowe wychowanie, czy bezkrytyczne przyznawanie racji uczniowi. Jako wieloletni pedagog na podstawie rozmowy określał, jaki jest problem i wraz z uczniem, rodzicami i nauczycielami starał się dochodzić do konsensusu. Jako zwolennik częstych kontaktów z uczniami, nie chował się za dyrektorskimi drzwiami. Odwrotnie, te drzwi zawsze były otwarte dla każdego petenta. Tę zasadę stosował także jako dolnośląski kurator. Tak więc zastrzeżenia co do „partyjności” Kowalczyka, jakie ostatnimi czasy pojawiały się w wypowiedziach i prasie, można włożyć między bajki.
Jako działacz PiS miał bardzo dobre relacje z prezydentem Wrocławia Rafałem Dutkiewiczem, który z PiS raczej nie żył w przyjaźni. Podczas swego „dyrektorowania” w siedemnastce miał do wyboru: stawiać na człowieka albo na ściany. Na pierwszym miejscu stawiał na człowieka, starannie dobierając kadrę i budując renomę szkoły. Z jego inicjatywy powstała klasa teatralna, w której pracowali specjaliści, w tym wrocławscy aktorzy. Uczniowie tej klasy „obstawiali” większość okolicznościowych szkolnych imprez we Wrocławiu. W rocznice wprowadzenia stanu wojennego, 13 grudnia 2006 r. szkołę odwiedził Prezydent Lech Kaczyński, który poprowadził lekcję historii związaną z tamtą tragiczną rocznicą.
Roman Kowalczyk angażował się w edukację patriotyczną wśród młodzieży: co roku prowadzi do dziś wspólne publiczne śpiewanie pieśni i piosenek patriotycznych z okazji Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych oraz Święta Niepodległości 11 Listopada. Współorganizuje i prowadzi coroczny Koncert Charytatywny, podczas którego występują pracownicy wrocławskich szkół, przedszkoli i placówek oświatowych. Dochód z koncertu jest przeznaczany dla wychowanków rodzin zastępczych o charakterze pogotowia rodzinnego. Jest jurorem „Przeglądu Twórczości Zakazanej w PRL” organizowanego przez Szkołę Podstawową nr 6 im. J. Mackiewicza (dawniej Gimnazjum nr 2) we Wrocławiu.
Oczywiście przy odwołaniu Romana Kowalczyka ze stanowiska Dolnośląskiego Kuratora Oświaty nie wspomniano o tych działaniach. Akcentowano jedynie przynależność do Prawa i Sprawiedliwości. W ostatnim liście jaki skierował Roman Kowalczyk pełniąc funkcję kuratora, napisał: „Przyświecało mi przekonanie, że kuratorem oświaty się bywa; ważne, aby zawsze być człowiekiem. Odchodzę z podniesioną głową”.