W miarę upływu czasu coraz wyraźniej widać międzynarodowe znaczenie przeprowadzonych 15 października 2023 roku w Polsce wyborów parlamentarnych. W świetle ostatnio pojawiających się znaków, ostrzej także rysuje się program, z jakim Donald Tusk został odesłany z Brukseli do Polski. A więc, po pierwsze odsunąć PiS od władzy (znamienna wypowiedź/zapowiedź Ursuli von der Leyen „będziesz premierem”). Po drugie zaś, zwasalizować Polskę wobec Niemiec (puszczony już w przestrzeń medialną dowcip „dlaczego w nowym polskim sejmie nie ma mniejszości niemieckiej? – bo jest większość!”). Na realizację tego drugiego punktu Tusk ma rok (sam mówi, że 400 dni), po czym wróci do Brukseli, by objąć kolejne intratne stanowisko.
Po wyborach w Polsce zostały także ujawnione plany zmierzające do centralizacji Unii Europejskiej i jej „autonomii strategicznej”, ze stworzeniem armii europejskiej włącznie. Są one symptomem szerszego procesu zmierzającego do przebudowy dotychczasowego ładu międzynarodowego, który charakteryzuje przywództwo Ameryki w post zimnowojennym świecie. Najbardziej spektakularnym (i tragicznym) przejawem tego procesu jest wojna rozpętana przeciwko Ukrainie przez Putina. Cele wojenne Rosji były dwojakiego rodzaju: etnopolityczne i geopolityczne. Cel etnopolityczny wypływał ze starej, ale odnowionej przez Putina, doktryny trójjedynego narodu rosyjskiego, występującego w trzech postaciach: wielkoruskiej, białoruskiej i małoruskiej (ukraińskiej). Zmierzała ona do zakwestionowania i likwidacji ukraińskiej tożsamości narodowej i ukraińskiej państwowości.
Cel geopolityczny polegał na walce z NATO i Stanami Zjednoczonymi. Posłużono się w tym celu starym programem zjednoczenia Eurazji, czyli przestrzeni od Atlantyku do Pacyfiku. Jego najnowsza postać to ogłoszona przez Putina w 2010 roku na łamach „Sueddeutsche Zeitung” koncepcja wspólnej przestrzeni od Władywostoku do Lizbony. Sam Putin krygował się, nie chciał sobie przypisywać wyłącznego autorstwa tej koncepcji, mówiąc, że natchnienia w tej materii dostarczyły mu rozmowy z kanclerzem Niemiec Helmutem Kohlem i innymi politykami zachodnioeuropejskimi. Pomysł ten, w niejako naturalny sposób, zyskał poparcie kanclerz Niemiec Angeli Merkel i prezydenta Francji Emanuela Macrona.
Zwolennicy zjednoczenia Eurazji, np. rosyjski geopolityk Aleksander Dugin, uważają, że przeszkodą na tej drodze są kraje międzymorza bałtycko-czarnomorsko-adriatyckiego określane przez nich także jako kordon sanitarny. Recepta jaką obmyślili jest prosta i dosadnie wyrażona przez Dugina: należy zniszczyć kordon sanitarny! Albowiem kraje te są, lub niebawem będą, sojusznikami Stanów Zjednoczonych. Ostatnie 30 lat historii naszego regionu Europy przebiega pod znakiem realizacji tego programu ze znamiennym podziałem ról między Niemcami a Rosją. Z inspiracji niemieckiej dokonał się krwawy rozbiór Jugosławii, nastąpił aksamitny rozwód Czechosłowacji, w pułapkę permanentnego zadłużenia zwabiono Grecję. Z drugiej strony Rosja rozpoczęła proces wchłaniania Białorusi i unicestwiania Ukrainy. Na placu boju pozostaje jeszcze Polska ze swoją koncepcją Trójmorza i deklaracją niezłomnego sojuszu z USA.
Budowę wspólnej przestrzeni od Władywostoku do Lizbony jako cel wojny rozpętanej przez Rosję przeciw Ukrainie przedstawił Dmitrij Miedwiediew, były rosyjski premier i były prezydent, a obecnie zastępca Putina w rosyjskiej radzie bezpieczeństwa. Sam Putin zaczął w tej materii wypowiadać się mniej zdecydowanie. Nastąpiło bowiem znamienne przesunięcie akcentów.
Przedstawiając geopolityczne powody ataku na Ukrainę władze moskiewskie zaczęły odwoływać się do programu budowy wielobiegunowego ładu międzynarodowego. Tendencję tę zaprezentował prezydent Putin na październikowym posiedzeniu klubu wałdajskiego w 2022 roku. Powiedział wówczas: „Rosja uważa za ważne aktywniejsze uruchamianie mechanizmów tworzenia dużych przestrzeni zbudowanych na interakcji sąsiednich krajów, których gospodarki, system społeczny, baza surowcowa, infrastruktura wzajemnie się uzupełniają. Takie duże przestrzenie są w rzeczywistości fundamentem wielobiegunowego porządku światowego, jego podstawą ekonomiczną”. Takiemu programowi, według Putina, przeciwstawiają się Stany Zjednoczone, które chcą zachować pozycję lidera w jednobiegunowym świecie, który wyłonił się po modelu dwubiegunowym charakterystycznym dla okresu zimnej wojny, kiedy to ścierały się dwa konkurujące ze sobą supermocarstwa Stany Zjednoczone i Związek Sowiecki.
Program wielobiegunowego świata popierają Niemcy. Kanclerz Olaf Scholz w trakcie swojej pierwszej podróży zagranicznej, z którą udał się do Brukseli, na wspólnej konferencji prasowej z przewodniczącym Rady Europejskiej Charlesem Michelem mówił, że nie ma już dwubiegunowego systemu opartego o USA i ZSRR. Pojawiły się bowiem nowe potęgi: Chiny, Indie, Japonia, Korea, regionalne potęgi w Ameryce Łacińskiej, czy w Afryce i one kształtują nowy wielobiegunowy porządek na arenie międzynarodowej. Tendencję tę – zdaniem kanclerza – należy wspierać.
Do modelu wielobiegunowego nawiązał Scholz także w maju 2022 roku w swoim wystąpieniu na Światowym Forum Ekonomicznym w Davos. Stwierdził wtedy, że system dwubiegunowy charakterystyczny dla „zimnej wojny” należy już do przeszłości. Ale do przeszłości odesłał też system jednobiegunowy, kiedy to Stany Zjednoczone dominowały na arenie międzynarodowej. Powiedział również, że nie ma widoków na nową dwubiegunowość opartą na Stanach Zjednoczonych i Chinach, jakkolwiek dostrzegał globalne aspiracje Chin i ich próby ustanowienia własnej hegemonii w Azji.
„Wielobiegunową” deklarację kanclerza Scholza z impetem zaatakowała rzeczniczka prasowa rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa. Określiła ją jako „plagiat czystej wody”. Przypomniała ona kanclerzowi Niemiec, że powtarza on tezy polityki rosyjskiej sformułowane już w czasach Jewgienija Primakowa, który w 1996 roku objął tekę ministra spraw zagranicznych Rosji. Postulat wielobiegunowego świata znalazł się w „Koncepcji polityki zagranicznej” opracowanej w czasie jego urzędowania w 2000 roku. Zacharowa nie omieszkała dodać, że także obecny sternik rosyjskiej polityki zagranicznej Siergiej Ławrow od 2004 roku regularnie, rokrocznie, powtarza tezy o konieczności budowy, bądź o tworzeniu się wielobiegunowego świata jako przeciwwagi dla amerykańskiego światowego przywództwa. Rzeczniczka prasowa MSZ mimowolnie wykazała tożsamość programową Berlina i Moskwy w kwestii ładu międzynarodowego. Ten ład wielu obserwatorom przywodzi na myśl system jałtański.
Orędownikiem nowej Jałty jest prezydent Rosji Władimir Putin. Już w 2015 roku Moskwa proponowała rozwiązanie kwestii ukraińskiej według jałtańskiego wzorca. Według jego, Putina, oczekiwań, przywódcy Zachodu, w pierwszej kolejności kanclerz Niemiec i prezydent Francji winni uznać Ukrainę i całą przestrzeń postsowiecką za strefę wpływów Rosji i zaakceptować jej specjalne uprawnienia na tym obszarze. Do ducha Jałty nawiązywał także Władimir Putin w swoim artykule na temat nauk wypływających z II wojny światowej opublikowanym w amerykańskim periodyku „National Interest”, ale po raz pierwszy zarysy nowej Jałty przedstawił 23 stycznia 2020 roku w Jerozolimie w trakcie obchodów Dnia Holokaustu. Zamiast tradycyjnego określenia „strefy wpływów” w użyciu jest teraz termin „świat wielobiegunowy”. Niezmienny jest natomiast geopolityczny sens tego programu: świat zostanie podzielony na regiony (czytaj: strefy wpływów), a każdy region będzie miał swojego regionalnego hegemona, satrapę. W swoim artykule Putin zawarł zaczerpniętą z sowieckiej propagandy wizję przyczyn wybuchu II wojny światowej. Atakował mocarstwa zachodnie, a szczególnie Polskę za to, że swoim postępowaniem „zmusiły” Stalina do umowy z Hitlerem.
W jakimś sensie naprzeciw propozycji Putina wychodzi projekt, który w marcu 2021 roku przedstawili dwaj członkowie amerykańskiej Council of Foreign Relations: Richard N. Haass i Charles A. Kupchan. Postulują oni powołanie światowego „koncertu wielkich mocarstw”, na wzór tego, który Kongres Wiedeński w 1815 roku ustalił dla Europy, a w którego skład weszłyby: Wielka Brytania, Rosja, Francja, Austria i Prusy. W myśl ich propozycji, obecnie powinna zostać powołana „stała grupa kontaktowa o globalnym zasięgu” w składzie: Chiny, Unia Europejska, Indie, Japonia, Rosja i USA. Przyjęcie ich propozycji w Stanach Zjednoczonych było zróżnicowane. Robert Kagan, dla przykładu, opowiedział się za dalszym umacnianiem światowej pozycji Ameryki. Daniel Drezner na łamach „Washington Post” (08.04.2021) określił artykuł Haassa i Kupchana najbardziej pesymistycznym artykułem roku 2021.
Wstrzemięźliwe były reakcje rosyjskie. Ale trzeba wspomnieć, że z propozycją niemal identyczną jak Haass i Kupchan wystąpił wiele lat wcześniej Wiaczesław Nikonow (wnuk Mołotowa). Pisał on: „dzisiaj w warunkach globalizacji, koncert na światowej scenie obejmie przynajmniej USA, Europę, Rosję, Japonię, Indie, najprawdopodobniej Chiny i kilka krajów”. Z żywą aprobatą propozycja globalnego „koncertu wielkich mocarstw” została przyjęta w Niemczech. Tamtejsi komentatorzy i eksperci pod pojęciem Europa, bądź Unia Europejska rozumieli właśnie Niemcy z ich coraz silniejszymi tendencjami do odgrywania roli „mocarstwa przywódczego” (Fuehrungsmacht) także w skali globalnej. Podstawą materialną takich operacji jest zaś gospodarcza i polityczna dominacja Niemiec nad innymi państwami UE.
Stanowisko rządu premiera Mateusza Morawieckiego w tej kwestii zostało zaprezentowane przez ministra spraw zagranicznych prof. Zbigniewa Raua w exposé z 13 kwietnia 2023 roku. Powiedział on: „nie ma w Europie powszechnego zainteresowania tym, aby powierzyć Niemcom przywództwo kontynentu. Nie mamy zatem wątpliwości, iż Europa nie potrzebuje niemieckiego przywództwa, nie potrzebuje ograniczania równości państw członkowskich w sprawach fundamentalnych dla ich suwerenności, za pomocą rozszerzania metody podejmowania decyzji w UE za pomocą większości głosów”. Wskazał także uwagę na pokrętność stanowiska niemieckiego mówiąc: „znamienne jest, że Niemcy nie proponują takiego samego „usprawnienia” procesu decyzyjnego w Sojuszu Północnoatlantyckim, na forum którego bronią jednomyślności”.
Wbrew buńczucznym zapowiedziom Putinowi nie udało się w ciągu kilku dni pokonać Ukrainy i osiągnąć założonych geopolitycznych celów. Wykorzystują to Chiny, które przejmują putinowski program „wielobiegunowości” i występują jako geopolityczny partner Niemiec (i Francji). W rozmowie telefonicznej z prezydentem Steinmeierem w grudniu 2022 roku przywódca chiński Xi Jinping wyraził życzenie, aby Niemcy w imieniu UE ogłosiły „autonomię strategiczną UE” i zadeklarowały, że ich wzajemne stosunki są niezależne od postawy strony trzeciej (czyli Stanów Zjednoczonych). Ani kanclerz Scholz, ani prezydent Steinmeier nie zdecydowali się na to, ale wyręczył ich prezydent Macron, składając stosowną deklarację w tej sprawie.
Na terenie Eurazji zarysowują się zatem dwa bieguny mocy: niemiecki podporządkowujący sobie (przy pomocy Francji) Unię Europejską i dalekowschodni, chiński. Klamrą spinającą obydwa te bieguny ma być nowy szlak jedwabny lub „inicjatywa jednego pasa i jednej drogi” lansowana od 2013 roku przez Xi Jinpinga. Elementem zespalającym jest także unijna polityka „zielonego ładu energetycznego” faworyzująca Chiny jako głównego producenta turbin wiatrowych, paneli fotowoltaicznych i baterii do samochodów elektrycznych. W ten sposób UE zamienia dawną zależność od rosyjskiej ropy i gazu na energetyczną zależność od Chin. Odwraca się tym samym od korzystania z amerykańskich surowców energetycznych, zwłaszcza gazu łupkowego.
Pomiędzy niemieckim i chińskim biegunem mocy znajduje się Rosja, która ciągle dąży i będzie dążyć do wywalczenia wszelkimi środkami własnego obszaru hegemonii. Możliwa jest zatem kombinacja, wspominana już w tekstach geopolityków, w postaci osi Berlin – Moskwa – Pekin z symbolicznym dodatkiem Paryża. Oś taka zintensyfikuje dążenia mające na celu pozbawienie USA przywództwa globalnego, rozbicie wspólnoty euroatlantyckiej i osłabienie NATO (pod hasłem autonomii strategicznej UE oraz tworzenia armii europejskiej). Będzie także kontynuować, w myśl zaleceń Dugina, niszczenie kordonu sanitarnego.
Jeśli, obecnie zwycięska, totalna opozycja na dłużej utrzyma się u władzy, Polska znajdzie się po złej stronie mocy. Stanie się, podobnie jak cała UE tworzywem do budowy nowego imperium niemieckiego, okupi to wielkimi stratami materialnymi i być może nie zachowa unitarnego charakteru. Program rozbioru Polski nie został bowiem zdjęty z porządku dnia, a jak wieszczyli niektórzy, może się dokonać pod hasłem regionalizacji. Miejmy więc na oku samorządy.