Tomasz Mann

Czas wielkiej próby niemieckiego intelektualisty

„Wiedzieliśmy dobrze, że kiedy zdobędziemy władzę, intelektualiści sami do nas przyjdą”. To zdanie Josepha Goebbelsa wypowiedziane w maju 1933 r. na zebraniu niemieckich pisarzy nie tyle oddaje arogancję hitlerowskiego propagandysty, co świetnie podsumowuje miałkość niemieckiego intelektualisty wobec wyzwań czasów, w jakich przyszło mu funkcjonować.

Tomasz Mann, laureat Literackiej Nagrody Nobla w 1929 roku za powieść „Buddenbrookowie”, w lutym 1933 r. wyjechał z Niemiec i po krótkim pobycie w Szwajcarii, osiadł w Stanach Zjednoczonych. Od października 1940 roku na falach radia BBC ukazywały się jego przemówienia radiowe, rozpoczynające się od słów: „Niemieccy słuchacze”. Pierwsze przemówienie zaczął słowami: „Mówi do was niemiecki pisarz, którego twórczość i osobę wasi władcy skazali na wygnanie i którego książki, nawet gdy traktują o czymś najbardziej niemieckim – na przykład o Goethem – mogą przemawiać tylko do obcych, wolnych narodów w ich języku, dla was zaś muszą pozostać nieme i nieznane.”

Jako pisarz i noblista, którego twórczość była znana i rozpoznawalna na świecie, Mann nie zdecydował się jednoznacznie opowiedzieć przeciwko polityce niemieckiej pod rządami Hitlera w pierwszych latach jego rządów. Adwersarze Manna zarzucali mu, że swoje milczenie przeliczał na marki, które otrzymywał za książki wydawane w Niemczech do 1936 r. Dbał też o pozostawiony w Monachium dom, do którego zapewne kiedyś chciał powrócić. On sam zaś swoją ówczesną postawę tłumaczył… dbałością o czytelnika: „Przywiązuję wielką wagę do utrzymania kontaktu z niemiecką publicznością, która, zgodnie ze swoją naturą i wychowaniem, znajduje się dzisiaj w opozycji i w której może się kiedyś zbudzić bunt przeciw panującemu obecnie systemowi; a kontakt ten uległby natychmiast zerwaniu, to znaczy moje książki, które dotychczas wolno tam czytać, zostałyby natychmiast zakazane, gdybym bardziej zdecydowanie dobył miecza z pochwy.”

Dopiero prywatny list Manna z lutego 1936 roku do szwajcarskiego krytyka Eduarda Korrodiego spowodował reakcję niemieckich władz wobec pisarza. W liście Mann pisał: „Nie wystarczy być «narodowym», by być Niemcem. Niemiecki antysemityzm, a raczej antysemityzm niemieckich władców, gdy się nań spojrzy z filozoficznego punktu widzenia, nie dotyczy wcale Żydów, a przynajmniej nie tylko ich: dotyczy Europy i wszelkich wyższych przejawów niemieckiego ducha; dotyczy, jak to się ujawnia coraz wyraźniej, chrześcijańsko-antycznych podwalin zachodniej kultury; jest próbą zerwania więzów łączących Niemcy z cywilizacją zachodnią […]. Jestem najgłębiej przekonany, że teraźniejszy niemiecki reżim nie może przynieść nic dobrego ani Niemcom, ani światu; to przekonanie, w którym utwierdzają mnie codziennie tysiące ludzkich, moralnych i estetycznych spostrzeżeń, kazało mi opuścić kraj, mimo iż w jego tradycji kulturalnej tkwię korzeniami głębiej niż ci, którzy od trzech lat nie mogą się zdecydować, czy mają w obliczu całego świata odmówić mi niemieckości”.

„Niemieckość” Manna dała się poznać w latach pierwszej wojny światowej, podczas której pisał o „świętej wojnie narodowej”, szczycąc się niemieckimi zwycięstwami na frontach w „Gedanken in Kriege”. Znamienny jest stosunek Manna do bolszewickiej Rosji. W 1937 roku Mann w liście do pisarzy sowieckich pisał: „Dziś już nie ulega żadnej wątpliwości, że rewolucja październikowa uczyniła i nadal czyni wiele w podniesieniu kultury ludu rosyjskiego, i bardzo możliwe, że jej oddziaływanie zmierzające do przekształcenia człowieka ocenione zostanie kiedyś jako nie mniejsze od skutków rewolucji francuskiej”. W „Niemieckich słuchaczach” ani słowa nie ma o sowiecko-niemieckim sojuszu z lat 1939-1941. Za to w przemówieniu z 23 lutego 1943 roku Tomasz Mann kończy słowami: „Czy to Rosja napadła na Niemcy, czy może było odwrotnie? Może nieodległy jest dzień, kiedy naród niemiecki rozpozna w Rosji rozważnego przyjaciela.”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *