czaiło się do wojny za naszą wschodnią granicą, przywykło do niej i traktuje to jako część krajobrazu: jest, bo jest. Ma to swoje dobre strony, ale ma też złe. Uznanie, że wojna to norma i dopust Boży, a skończy się, jak się skończy – stępia czujność, ogranicza wyobraźnię.
Zatem, aby ową czujność zwiększyć zabawię się w Proroka Ryszarda i przepowiem (albo postawię hipotezę), że Polska, czyniąc gigantyczny wysiłek, gdy chodzi o powiększenie armii i jej nowoczesne uzbrojenie, nie kupiła sobie wcale bezpieczeństwa na stałe. Wręcz przeciwnie. Uważam, że grożą nam prowokacje i tak zwane „incydenty” ze strony Rosji. Nie muszą to być wcale działania oficjalnych struktur armii rosyjskiej. Mogą to być na przykład ataki, wypady, ostrzały z terytorium Białorusi, za które odpowiadać będą żołnierze Grupy Wagnera. I wtedy na jakiekolwiek monity szeroko rozumianego Zachodu do Moskwy Putin odpowie, wznosząc ręce ku prawosławnemu niebu: „Cóż ja mogę? Przecież to ludzie Prigożyna, tego, co mnie chciał obalić, co maszerował na Moskwę!” Z wywodów Putina i rosyjskich mediów, także tych anglojęzycznych (w które Moskwa inwestuje spore pieniądze), będzie wynikało, że Grupa Wagnera to taki sam wróg Polski, jak… tegoż Putina, wróg NATO, tak jak Moskwy, wróg Zachodu, tak jak Kremla. Tę metodę Rosja zastosowała już w trakcie, a zwłaszcza po II wojnie czeczeńskiej, gdy dość skutecznie zaczęła przedstawiać Zachodowi Czeczenów jako terrorystów, którzy przecież mogą robić akcje terrorystyczne nie tylko wewnątrz Rosji, ale też „u Was, na Waszym Zachodzie”. Wtedy Kreml znalazł wspólny mianownik z Zachodem w postaci walki… z terroryzmem. Jedni i drudzy przecież, według rosyjskiej narracji – ci z ISIS ( Państwa Islamskiego) i ci z Czeczenii, to muzułmańscy terroryści. Narrację tę Moskwa spotęgowała, gdy część Czeczenów, na przykład synów imigrantów, którzy uciekli z Rosji, a którzy schronili się na Zachodzie – konkretne przykłady z Austrii – znaleźli się w szeregach ISIS walczących w Syrii.
Nawet przerwa w wojnie w Europie Wschodniej, która zapewne przybierze formę zawieszenia broni – nastąpi to zapewne w przyszłym roku – wcale nie musi oznaczać zawieszenia wojny hybrydowej i nie wykluczy jakichś akcji zbrojnych czy prowokacji przeciwko państwu polskiemu.
Ba, nastąpić one mogą w najbliższym czasie. Czy pamiętacie Państwo serię krwawych zamachów terrorystycznych tego samego dnia tuż przed wyborami parlamentarnymi w Hiszpanii, na skutek czego straciła władzę centroprawicowa Partia Ludowa, a zyskała ją lewica? To oczywiste, że Rosja może chcieć ingerować w wynik wyborów w Polsce.