Wystąpienie kanclerza Niemiec Olafa Scholza w Strasburgu było dość powszechnie – i krytycznie – komentowane. Nikt chyba jednak nie zwrócił uwagi, że gość z Berlina pozwolił sobie… na więcej (!) niż w swoim wystąpieniu w poprzedniej kadencji Parlamentu Europejskiego jego poprzedniczka Angela Merkel. Frau Kanzlerin była bardziej powściągliwa uważając zapewne, że „Niemcom mniej wolno”. A przecież podobnie jak z kolei jej poprzednik Gerhard Schroeder była już z nowego pokolenia kanclerzy w polityce niemieckiej, którzy nie pamiętają już II wojny i w związku z tym nie mieli poczucia osławionej „Deutsche Schuld” – „niemieckiej winy”. Scholz w Strasburgu z kamienną a raczej miedzianą twarzą mówił, że to Niemcy najbardziej pomagają Ukrainie ze wszystkich krajów Unii Europejskiej. Powiedzieć o tym – kłamstwo, to mało. Rzecz w tym, że to urzędowe kłamstwo Berlina, ubrane w PR-owskie piórka, realizują Niemcy z zimną krwią niczym zbójeckie prawo kłamcy. Jednak prawdziwy skandal płynie stąd, że niemieckie, politycznie motywowane, łgarstwo podchwytują niektóre media polskojęzyczne, sekundując ochoczo niemieckiej polityce.
Jakby tego było mało, znacznie groźniejsze z punktu widzenia projektu europejskiego było to, co gość z Berlina powtórzył w kontekście proponowanej przez niego pseudoreformy Unii Europejskiej. Pseudo – bo UE zasługuje na reformę dogłębną, ale zupełnie w innym kierunku niż propozycja szefa rządu RFN ściśle skorelowana z niemieckim interesem. Wyrzucenie weta na śmietnik, wprowadzonego kiedyś przez Francję w kontekście Common Agriculture Policy (CAP) – Wspólnej Polityki Rolnej – jest bardzo niebezpiecznym precedensem. Na razie chodzi o, kluczową skądinąd, sferę polityki zagranicznej i bezpieczeństwa, ale jak mówi stare polskie powiedzenie „od rzemyczka do koziczka”. Zastąpienie zasady jednomyślności formułą, gdzie o strategicznych decyzjach dotyczących całej Unii decydować będzie nie 27 państw członkowskich tylko 15, jest zdecydowanie negatywnym przełomem. Jednak Berlin, żeby zabezpieczyć swoje interesy, a także interesy innych największych państw UE, o których przychylność zabiega – postuluje tzw. kwalifikowaną większość, czyli poparcie nie tylko 15 z 27 krajów, ale dodatkowo uzyskanie w ramach tej „15” dokładnie 65% populacji wszystkich państw Unii Europejskiej.
O obecnej Unii i o tej, która mgławicowo wyłania się z projektu Scholza, można powiedzieć słowami znanego pisarza, urodzonego w polskiej rodzinie Janowskich (herbu Jastrzębiec), który jednak pisał po rosyjsku – Mikołaja Gogola: „Stare jeszcze nie umarło, nowe jeszcze się nie narodziło – ale jedno i drugie zagraża żyjącym”.