Swobodny przepływ ludzi, kapitału, usług i towarów został w naszym kraju wydatnie poszerzony przez brukselokratów. Uzurpują sobie prawo do nieograniczonego eksportu ideologii klimatycznej i obyczajowej, sięgają po organizację wymiaru sprawiedliwości i sfery obronności. Z drugiej strony administracja 13 grudnia, posługując się wytrychem „demokracji walczącej”, wprowadza rodzaj postkomunistycznej dyktatury, zwalczającej opozycję. Prasa światowa informuje o „totalitarnych zapędach rządu Tuska”.
Dean Spielman, rzecznik generalny TSUE, atakuje polski Trybunał Konstytucyjny, kwalifikując jego orzeczenia, uznające konstytucję za najwyższe prawo w Polsce, jako „rebelię”, jako naruszenie „pierwszeństwa, autonomii i skuteczności prawa UE”. Oni naprawdę traktują nas jak jakąś kolonię – komentuje Sebastian Kaleta (PiS). Jakoż komisarz Henne Virkkonen, zajmująca się m.in. demokracją, od lat promuje prezydenta Trzaskowskiego. Zapowiada monitorowanie polskich wyborów prezydenckich. W antypolskich represjach brukselskich zawsze głosowała przeciw Polsce.
Wspomniany swobodny przepływ ludzi wyewoluował jako napływ nielegalnych migrantów – z granicy wschodniej i zachodniej. Ta ostatnia nie została zamknięta, jak to zrobili nasi sąsiedzi (nawet teraz, gdy u nich groźna pryszczyca). Podczas symbolicznej blokady granicy na 2 godz. w Słubicach, której przeciwna była burmistrz Marzena Słodownik (PO), uzbrojona po zęby policja pacyfikowała demonstrantów. Niemiecka policja przyglądała się z zainteresowaniem. PO-lityka migracyjna odbywa się bez krajowego referendum, które „unieważnił” był premier Tuska. Społeczeństwu zagraża zmiana cywilizacyjno-kulturowa, nie mówiąc o erozji tożsamości.

Tymczasem sejmowa komisja śledcza ds. Pegasusa z upodobaniem niszczy państwo. Rozbraja służby specjalne, ujawniając techniki operacyjne. To pretekst do zwalczania opozycji, która w cywilizowanych demokracjach jest chroniona. W naszym kraju posłowie opozycji są zamykani w „aresztach wydobywczych” i dręczeni. Nie mogą liczyć na sprawiedliwość, gdy nielegalna prokuratura poczyna sobie bezprawnie, zmieniając kierownictwo w warszawskim sądzie okręgowym i apelacyjnym.
Za rządów „pierwszego Tuska” rozbrajano nasze państwo na potęgę. Teraz po 3 latach wojny ukraińsko-rosyjskiej, przez rok będzie przygotowywane rozporządzenie o szkoleniu wojskowym. Podobno minister obrony już się z niego zwolnił, uprzednio przygotowawszy „plecak ewakuacyjny”. Inni ministrowie jeszcze nie opowiedzieli się w tej kwestii. Niezależnie od tego nie jest tajemnicą, że w resorcie przemysłu nie ma wiceministra ds. górnictwa. W resorcie klimatu znaleźli synekury eko-terroryści i aktywiści klimatyczni. Lobbują za wiatrakami i już je mają. Wielu z nich to beneficjenci zagranicznych fundacji. Gdy w 2022 roku Suwerenna Polska chciała wprowadzić regulacje w działaniu organizacji pozarządowych, ujawnianie źródeł ich finansowania – spotkała się z powszechnym oburzeniem beneficjentów. Pieniądze od lewicowych rządów służyły walce z PiS.
W kraju o przewadze ludności katolickiej, ludzie modlą się o nauczanie religii w szkole. Wbrew nim propaguje się klimatyzm i genderyzm. Wobec renesansu wartości zdroworozsądkowych, konserwatywnych, dzieci znajdą się w skansenie ideologicznym. Jest to tym bardziej prawdopodobne, że w mediach polskojęzycznych przeważa obcy kapitał, reprezentujący opcję lewicowo-liberalną. Dzięki temu prześcigają się one w „arcydziełach propagandy”, dekonstruując świadomość społeczeństwa, by stawała się coraz bardziej „europejska”.
Zapaść
Jak na razie brukselokraci nie kwestionują wydobywania węgla koksującego, niezbędnego do produkcji stali. Od czegóż jednak aktywiści klimatyczni, finansowani przez niemieckich i unijnych sponsorów. Fundacja Frank Bold ma już osiągnięcia. Spowodowała uchylenie decyzji środowiskowej odnośnie wydobycia węgla w kopalni Turów. Teraz – przy pomocy Fundacji Greenpeace – zamierza uczynić to samo z kopalniami Budryk i Borynia w Jastrzębskiej Spółce Węglowej. Okazuje się, że polskie kopalnie są szkodliwe dla środowiska i mieszkańców – w przeciwieństwie do niemieckich.
Niemieckie i chińskie firmy przejmują nabrzeża w polskich portach, które przeładowały w 2024 roku 46 mln ton towarów (w 2023 – 56 mln ton). Mimo to premier Tusk zapowiada, że do 2030 roku przeładunki będą potrojone. Kolejne kłamstwo, bo przecież gołym okiem widać, że gospodarka i żegluga zwija się, bo – jak wiadomo – niemiecka gospodarka nie lubi konkurencji. Zresztą po co żegluga na Odrze, która niszczy przyrodę – niech powstają parki narodowe, choć na istniejące brakuje funduszy. Nie inaczej z transportem drogowym. Szaleństwa zielonego ładu, zastój unijnej gospodarki i brak zainteresowania administracji 13 grudnia sprawiają, że staje się on nieopłacalny. W 2024 roku upadło 3 tys. firm transportowych (20% więcej niż w 2023).
Gospodarkę leśną w Puszczy Białowieskiej skutecznie wykończyli eko-terroryści. Teraz resort klimatu ogłosił moratorium na wycinkę lasów na powierzchni 100 tys. ha, głównie na Podlasiu i Podkarpaciu. W tych rejonach drastycznie obniżyła się liczba odbiorców drewna (o 22% w 2024 roku). Rzutuje to ujemnie na gospodarkę, przemysł drzewny i lokalną społeczność (bezrobocie). Na nic protesty, opinie ekspertów. Resort nie ustępuje.
Do szkodliwych paradoksów dochodzi także w rolnictwie. Uprawa ziemniaków sytuuje nasz kraj w światowej czołówce. Tymczasem polscy rolnicy wyeksportowali w 2024 roku tylko112 tys. ton ziemniaków, podczas gdy do kraju sprowadzono146 tys. ton (najwięcej z Niemiec – 70 tys. ton). Gdzie tu interes. Chyba taki, jak zgoda minister Adama Szłapki na skreślenie z listy sankcji UE rosyjskiego oligarchy Wiaczesława Kantora, udziałowcy polskiej Grupy Azoty. Będzie mógł zarabiać i pozyskiwać informacje o tej strategicznej firmie.
Tymczasem zakaz handlu w niedziele jest notorycznie omijany, co byłoby przyczynkiem do „przywracania praworządności”, gdyby ktoś zainteresował się tym przypadkiem. Bezczelność zagranicznych sieci handlowych jest równie bezkarna, jak stosowane przez nie agresywne optymalizacje podatkowe.
Dyktat
Mogłoby się wydawać, że polscy entuzjaści unii brukselskiej po to wyśpiewywali „Odę do radości”, by nie mogli korzystać z krajowych zasobów węglowych (niebywały atut) i płacili za prąd rekordowe ceny. Na zielone szaleństwo też się zgodzili, ulegając hochsztaplerom OZE, których rzekoma taniość wynika z rządowych dotacji (czyli z podatków). Teraz przyjdzie płacić kolejne ETS-y i konsumować pozanormatywną żywność z Mercosur. Rolnicy protestowali, konsumenci cieszą się niższymi cenami. Zaś obywatele – jeżeli doszli do jakiejś świadomości – czas najwyższy aby organizowali powszechne protesty, buntowali się przeciwko dyktatowi brukselokratów. Oczywiście nie znajdują sojusznika w administracji rządowej, która ogranicza się do bezrefleksyjnej a może zamierzonej spolegliwości.
Nawet polska prezydencja (określana jako bezobjawowa) nie stała się okazją do weryfikacji prounijnej naiwności. Przeciwnie. Brukselski fundusz obronny objawił się jako kolejna próba budowy oligarchicznego superpaństwa. Odnośna rezolucja kwestionuje suwerenność państw członkowskich, zapowiadając wspólne zakupy broni (z korzyścią dla przemysłu niemieckiego i francuskiego). Przeniesienie decyzyjności militarnej do Berlina oznacza wprost polską rację stanu pod niemieckim zarządem. Aprobując taki stan rzeczy, administracja 13 grudnia sugeruje, że nic to, że Niemcy nie wypłaciły Polsce reparacji, nie poradziły sobie z nielegalną migracją – gdy będą bronić naszego kraju.
Anarchia
Konstytucja mówi o demokratycznym państwie prawnym, w którym władza publiczna działa na podstawie i w granicach prawa. W sytuacji, w której administracja pozbawia dotacji największą partię opozycyjną – trudno mówić o demokracji. Podobnie, gdy w kampanii wyborczej samorządowy prezydent korzysta z uprzywilejowanych warunków. Jeżeli administracja 13 grudnia nie uznaje Trybunału Konstytucyjnego, nie publikuje jego orzeczeń (nie mówiąc o tym, że pozbawia sędziów wynagrodzenia), nie uznaje Sądu Najwyższego (i jego orzeczeń), podważa status sędziów (neo-sędziowie) – to dewastuje wymiar sprawiedliwości, narażając obywateli na bezprawie.
Tymczasem nielegalna prokuratura usiłuje przywrócić praworządność – oczywiście taką, jak ją rozumie. Zaczęła od prześladowań opozycji, która z założenia jest podejrzana. Wystarczy byle pretekst do odebrania immunitetu. A w aresztach wydobywczych cała gama nękania i dręczeń – zwanych przez rzecznika praw obywatelskich działaniami niehumanitarnymi. Prokuratorzy prześcigają się w stosowaniu aresztów wydobywczych, a także zatrzymań i przesłuchań wydobywczych. W warunkach szczególnych można odejść od litery prawa – przekonuje prokurator Ewa Wrzosek. Stosujemy prawo tak, jak je rozumiemy – deklaruje premier Tusk. Dewastacja państwa prawa trwa.
Funkcjonariusze wymiaru sprawiedliwości powinni być apolityczni, czyli nie prowadzić działalności politycznej. Stowarzyszenia sędziowskie i prokuratorskie udają związki zawodowe. W rzeczywistości nie kryją sympatii politycznych, których przykładem prześladowanie opozycji, zamykanie w aresztach posłów opozycji. Co innego gangsterzy. Ci wychodzą na wolność. Mogą odpowiadać przed sądami z wolnej stopy. Kto chciałby krytykować poczynania administracji 13 grudnia, musi się mieć na baczności. Właśnie przygotowano ustawę o tzw. mowie nienawiści, choć przeczy ona konstytucyjnemu zapisowi o wolności wyrażania poglądów.
Propaganda
Gdy wreszcie na świecie coraz więcej myślenia zdroworozsądkowego, konserwatywnego, odpowiadającego wyzwaniom cywilizacji chrześcijańskiej, w naszym kraju trwa sobie w najlepsze lewicowo-liberalna skamielina, utrwalana przez polskojęzyczne media i zagraniczne fundacje. Tak jak ruska agentura znajdowała propagatorów ośmiogwiazdkowych haseł, tak nie brakuje promocji klimatyzmu, genderyzmu, czy elgiebetyzmu. Polskie społeczeństwo pozostaje w rodzaju skansenu ideologicznego, w lewicowo-liberalnym zaczadzeniu. I co tu gadać o wolności, postępie i demokracji.
W szkołach odchodzi się od historii, bo za dużo w niej bohaterów i patriotyzmu. Barbara Nowacka, minister edukacji, mówi o „polskich nazistach”. W Narodowym Dniu Pamięci Żołnierzy Wyklętych próżno było szukać administracji 13 grudnia na uroczystościach. Pedagogika wstydu – to jest to. A poza tym „edukacja obywatelska” (czyli lewicowa indoktrynacja) i „edukacja zdrowotna” (czyli seksualizacja). To wystarczy, by polskie szkoły opuszczali „europejczycy”. Rodzice, wbrew konstytucyjnym zapisom, nie mają nic do gadania.
Tymczasem minister ds. równości cieszy się, że przybywa szkół przyjaznych lgbt. Nauczyciele zwracają się do uczniów zgodnie z ich aktualną orientacją płciową, co jest łamaniem prawa (obowiązuje płeć metrykalna). Wartością nadrzędną jest „dobrostan społeczności lgbt”. Nowoczesna szkoła musi deprawować, bo takie jest zapotrzebowanie globalistów.
Ludźmi wykorzenionymi z tradycyjnych wartości, z tradycyjnej rodziny – łatwiej manipulować.