Uczciwe wybory
Wielu Polaków jest przekonanych, że duże oszustwa wyborcze są dokonywane w wyższych niż podstawowe (obwodowe) komisjach wyborczych, lub na słynnych ruskich serwerach. Jest to mało prawdopodobne z prostej przyczyny – kopie protokołów wyborczych są publikowane na pkw.gov.pl, zatem każdy komitet wyborczy może zweryfikować rzetelność podsumowania wyników głosowania.
Kluczową kwestią pozostaje:
a) czy dane opublikowane na stronie Państwowej Komisji Wyborczej są zgodne z treścią protokołów sporządzonych w komisjach obwodowych?
b) czy te protokoły zawierają rzeczywiste wyniki głosowania?
Punkt a) jest pod całkowitą kontrolą członków OKW, mężów zaufania i obserwatorów społecznych, jeśli przypilnują wypełnienia protokołów liczbami policzonymi przez komisję, wyegzekwują należne im kopie protokołów i porównają je z protokołami na stronie PKW.
Co do punktu b) – są rodzaje oszustw, których członkowie OKW nie są w stanie wyeliminować (np. wielokrotne głosowanie na podrobione zaświadczenia), lecz większość z nich, zaobserwowanych w wielu poprzednich głosowaniach, można mocno ograniczyć, jeśli zostaną spełnione pewne warunki.
Warunkiem koniecznym jest obsadzenie komisji uczciwymi ludźmi. Ale to za mało. Powinni oni zostać przeszkoleni, żeby byli świadomi, jakimi sposobami posługują się oszuści i jak ich oszustwa ograniczyć. Przedstawię teraz kilka sposobów oszustw stosowanych na skalę masową:
Dorzucanie do urny zakreślonych kart wyborczych i fałszowanie w spisie wyborców odpowiedniej ilości podpisów.
Moje obserwacje: w II turze wyborów prezydenckich w 2015 roku w komisji wyborczej w więzieniu na ul. Kleczkowskiej we Wrocławiu z urny wyjęto 12 kart wyborczych więcej niż wydano. Wiem to dlatego, że przez cały czas głosowania liczyliśmy na zmianę z innym mężem zaufania wydawane karty. Dodam, że w pierwszej turze również liczyliśmy i wynik kart wydanych i wyjętych z urny był identyczny. Podobnie kontrolowałem ten element w wyborach samorządowych we Wrocławiu w roku 2018, w jednym z obwodów w szkole na ul. Bobrzej. Jak wiadomo, były to wybory prezydenta miasta, rady miejskiej i sejmiku samorządowego. W każdym z tych głosowań z urny wyjęto 70 kart więcej niż wydano. Razem 210 kart, w tym 140 formatu A3, a 70 format A4. Jak można niepostrzeżenie dorzucić tyle papieru? Sceptyków proszę o odwiedzenie strony pkw.gov.pl, gdzie publikowane są kopie protokołów wyborczych i przejrzenie protokołów komisji nr 25 w Zabrzu w wyborach samorządowych w 2018 roku. Z urny wyjęto 306 kart więcej niż wydano głosującym. To oszustwo nie wyszłoby na jaw, gdyby ktoś z komisji sfałszował 72 podpisy na listach wyborczych.
Przekładanie kart z głosami na danego kandydata na stos innego kandydata.
Pamiętam wybory prezydenckie 2015, II tura. Jestem mężem zaufania w wymienionej wyżej OKW na Kleczkowskiej. Członkowie komisji rozkładają karty na zsuniętych stołach i umieszczają je w dziesiątkach układanych względem siebie poprzecznie – na stosach Komorowskiego, Dudy oraz stosie głosów nieważnych. Ma to na celu szybszą weryfikację ilości głosów na kandydatów. Jeden z członków komisji proponuje przejrzenie stosów, pozostali protestują, że to strata czasu, ale milkną, gdy ze stosu Komorowskiego zostają wyjęte leżące na sobie 3 dziesiątki głosów oddanych na Dudę. Trudno uznać to za pomyłkę, a była to próba oszukania Dudy na 60 głosów. O podobnym przypadku opowiadał mi kolega, który był mężem zaufania w innej komisji we Wrocławiu. Tam została udaremniona próba oszustwa na 80 głosów. Też na rzecz Komorowskiego.
Unieważnianie głosów oddanych na konkurenta przez dostawianie na karcie wyborczej dodatkowego krzyżyka
Wielu z Państwa znana jest afera wyborcza w wyborach samorządowych w 2014 roku, gdy w niektórych regionach pojawił się ogromny odsetek głosów nieważnych, a PSL zdobył dwa razy więcej głosów niż przewidywały sondaże. Działacz PSL skomentował to mniej więcej tak: popracowaliśmy w terenie, to mamy wyniki. Pozostawiam Państwa domyślności, na czym ta praca polegała. Moje obserwacje tego sposobu fałszowania są nieco komiczne. W wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2019 roku podczas rozkładania kart na stosy kandydatów, pewna starsza członkini komisji wyborczej pracowała niezwykle wolno. Przypisywałem to jej wiekowi, ale gdy przyjrzałem się z bliska jej rękom – w kontekście kontroli wyborów mówi się często o patrzeniu na ręce – zobaczyłem w jej prawicy odbezpieczony długopis. Gdy zadałem jej pytanie, do czego jest jej potrzebny, nie udzieliła odpowiedzi, ale była łaskawa schować go do torebki. Wyglądało to na pokłosie szkoleń z 2014 roku.
Wprowadzenie do komputera innych danych niż policzyła komisja.
Moje pierwsze kroki w pilnowaniu procedury wyborczej miały miejsce w wyborach parlamentarnych w 2011 roku. Byłem mężem zaufania w mojej ulubionej komisji w więzieniu na Kleczkowskiej. Po zakończeniu głosowania przewodniczący komisji, delegowany przez PO, podzielił zespół na grupy dwuosobowe, które miały liczyć głosy na poszczególne ugrupowania. Gdy postulowałem liczenie wspólne, zostałem zakrzyczany, że przeszkadzam im w pracy. Chodziłem więc pomiędzy grupkami, notując wyniki, które podawali. Przewodniczący zanotował ołówkiem wyniki na luźnej kartce i szykował się, aby w towarzystwie członka komisji, który był pracownikiem administracji więzienia, pójść do innego budynku, aby wprowadzić wyniki do systemu komputerowego. Odmówili mojego towarzystwa, motywując to regulaminem więziennym. Nie przewidzieli tylko tego, że podsumowałem głosy oddane na poszczególne komitety. Suma była o 40 większa niż liczba kart wyjętych z urny. Gdy w obecności wszystkich członków komisji zapytałem przewodniczącego, z czym chcą iść do tego komputera i podałem wynik moich obliczeń, ze wszystkich uszło powietrze, bo musieli ponowić liczenie. Okazało się, że 40 głosów za dużo było przypisane PO. I zgadnijcie, czytelnicy, kto liczył głosy oddane na ten komitet? Zgadliście – przewodniczący i pracownik więzienia.
Drugi przypadek miał miejsce w wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2019 roku, gdy dopiero pod groźbą wpisania uwag do protokołu, komisja zrezygnowała z pójścia w dwie osoby do komputera z wynikami wyborów, wpisanymi wprawdzie w formularzu, ale ołówkiem i bez podpisów członków komisji.
Skala zjawiska
Ktoś może powiedzieć, że to incydenty, ale kto dla zabawy narażałby się na małe, bo małe, ale jednak kary za fałszerstwa? Bardziej zasadna jest teza, że przytoczone zdarzenia są wierzchołkiem góry lodowej, a ponieważ nie słychać o pomorze wśród oszustów, a i więzienia nie są nimi przepełnione – należy spodziewać się wzmożenia ich aktywności, tym bardziej, że stawka jest ogromna. Dlatego konieczna jest nasza zwiększona aktywność w pilnowaniu uczciwości wyborów.
Mamy jeszcze sporo czasu, by przygotować się do prawdziwej batalii przy urnach. Zapraszam w poniedziałki, wtorki i czwartki w godz. 13:00-18:00 na ul. Zelwerowicza 16/1, gdzie do 17 kwietnia przyjmuję zapisy do obwodowych komisji wyborczych we Wrocławiu. Obiecuję gruntowne szkolenia, które będą pomocne w przeciwstawieniu się oszustwom.
Jerzy Filak, koordynator Stowarzyszenia Ruchu Kontroli Wyborów im. Jerzego Targalskiego
Inne informacje na ten temat w nr 56 PJC s. 19.