Odszedł do Pana mój Janusz

Od 42 lat zawsze razem, w biedzie lat osiemdziesiątych – kiedy rodziły się nasze dzieci wymagające opieki, w czasach gdy Ojczyzna wołała o ręce do pracy w walce o niepodległość. Dzieci nie do końca zadbane, bo pieniędzy było mało (Janusz bez pracy), a i czasu dla nich, bo działalność ten czas zabierała. Ślub też był spóźniony, bo życie kreśliło scenariusze związane z pracą i trudnościami, ale dzisiaj wiem, że ten ślub zawarty w lutym 1986 roku w więzieniu, w Załężu pod Rzeszowem, był symboliczny.

Mieliśmy czterech gości, świadków, Sławinę Kargol (zawodową kolporterkę w Rzeszowie) i Jurka Karpińczyka (działacza Solidarność Zwycięży z Krakowa), mamę i siostrę Janusza. Sławina przygotowała tort, którego nie pozwolono nam zjeść, ale czego nie robi się dla wroga – zjedliśmy go na godzinnym widzeniu, które nam przysługiwało. Z tych więziennych czasów pamiętam te nasze dzieciaczki, które ze mną czekały na widzenia – obfitujące często w awantury, bo czekało się długo – a potem nagradzane uśmiechem Janusza. No i przemycany w comiesięcznych paczkach w woreczkach po cukrze pudrze portagen (odżywka uzupełniająca dietę), który cudem do Janusza docierał. Widać dobrze żelazkiem folię sklejałam.

Oczywiście po drodze wulkan emocji, miłości i kłótni, bo ja charakterna śląska baba jestem, a Janusz to cięższa artyleria.

Po odzyskaniu wolności masa spotkań, inicjatyw, udziału w życiu politycznym pozwoliła poznawać ciekawych, znanych ludzi, ale przede wszystkim działaczy z Januszowych organizacji. Ale i z innych formacji. Wspominam czasami z dziećmi spotkanie z Andrzejem Gwiazdą i jego żoną Joasią, kiedy pół nocy było przegadane i nikt nie zauważył, że nasz piesek pożarł buta Andrzeja. Szukanie butów dla gościa chwilę trwało, bo chłopów czterech w domu mieszkało, ale żadne buty nijak nie pasowały. Na zorganizowane nazajutrz spotkanie Andrzej poszedł w pożartych butach, a Joasia była wściekła.

Janusz związał się po wyjściu z internowania z organizacjami, które w programach i dokumentach postulowały odzyskanie niepodległości, a nie pęto kiełbasy więcej. Dlatego wybór był prosty: Solidarność Walcząca, Ogólnopolski Komitet Oporu Rolników i Niezależny Ruch Ludowy. Kornel Morawiecki, Józef Teliga i Adam Bień byli jego mentorami. Przyzwyczajenie do wolnej myśli i wolnego działania spowodowało, że nie przestrzegaliśmy reguł konspiracji powojennej, co dało efekt (to piszę z przymrużeniem oka) sporej ilości dokumentacji w IPN. Ale też dom nasz jest pełen do dzisiaj (choć cześć zbiorów Janusz już oddał m. in. do Archiwum Akt Nowych, a także w ręce prywatne) bibuły, zdjęć, wydawnictw bezdebitowych, osobistych Janusza notatek. Została też pisana przez 10 lat książka, której już nie dokończył, bo zwyczajnie sił już brakowało, a chorował poważnie od 2007 roku. Może ja wykrzeszę trochę energii i zbiorę materiał, który traktuje o wydarzeniach kilku dekad do niemal dnia dzisiejszego, ale obfituje także w komentarze o charakterze społecznym i politycznym.

Nie podobała się Januszowi rzeczywistość po 1989 roku, był rozczarowany postawami ludzi, pędem za doczesnym zdobywaniem, bogaceniem się. Nie nadążał za czasami cynicznych graczy i myślę, że wymagania, jakie stawiał sobie, stanowiły dla wielu ludzi trudność w zrozumieniu Jego zasadniczej i często sztywnej postawy. Bolesne doświadczenia z lat młodzieńczych kazały trzymać niewzruszoną zasadę: uczciwie i etycznie. Zawsze czujny, bo nieufny, zawsze krytyczny, naraził się w środowiskach koniunkturalistów. To może nie radosna konstatacja ale przecież tylko prawda jest ciekawa.

Zmarł nam Janusz 19 grudnia 2024 roku o godz. 14.30 w domu. Byliśmy razem i żegnaliśmy się wiedząc, że odszedł porządny, kochany i kochający Człowiek, niewolny od wad, jak każdy z nas.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *