Stanisław Haremza

Urodził się 27 października 1947 roku we Wrocławiu. Ukończył Akademię Medyczną i podjął pracę początkowo w Szpitalu na pl. Hirszfelda, a następnie w Szpitalu Kolejowym jako lekarz anestezjolog na Oddziale Reanimacji i Intensywnej Terapii. W czasie studiów uczęszczał na spotkania do Duszpasterstwa Akademickiego przy ul. Katedralnej 4 prowadzone przez Sługę Bożego ks. prałata Aleksandra Zienkiewicza zwanego Wujkiem. Tam poznaliśmy się i od 1973 roku rozpoczęło się nasze małżeńskie życie. Urodziło się nam dwoje dzieci – syn i córka. Oboje pracowaliśmy w służbie zdrowia. Ja po biologii w laboratorium jako cytolog.

Mąż był człowiekiem spokojnym, serdecznym, z zasadami. Nie znosił bylejakości. Dbał o wszechstronny rozwój własny i domowników – sport (wioślarstwo, konie, basen, koszykówka). Kochał książki – czytał bardzo dużo. Był niesłychanie uczynny. Jak mógł pomagał, zwłaszcza w sprawach medycznych. Wakacje spędzaliśmy nad morzem na Helu albo w górach w Tatrach, zawsze aktywnie. Nasz dom był domem otwartym, chętnie odwiedzali nas znajomi i przyjaciele. Rozmowom i dyskusjom nie było końca.

W pracy był solidny, odpowiedzialny, miał łatwy kontakt z pacjentami, których znieczulał do operacji. Tak wspominał go pracujący z nim w Szpitalu Kolejowym personel medyczny:

Doktora Stasia poznaliśmy na Oddziale Intensywnej Terapii i Anestezjologii w Szpitalu Kolejowym we Wrocławiu. Podchodził śmiało do każdego, wyciągał rękę i spokojnym basem mówił: Jestem Staszek. Nasz Duży Doktor był ostoją spokoju, cierpliwości, życzliwego oddania drugiemu człowiekowi. Rozkochał w anestezjologii wielu młodych lekarzy i pielęgniarki, w podejmowanych medycznych decyzjach nie bał się podkreślać potrzeb duchowych pacjentów.

Był prawym człowiekiem, dla którego Tak znaczyło Tak, a Nie oznaczało Nie. Miał jasne poglądy, zawsze po prawej stronie, wspierał działania solidarnościowe, bronił życia od momentu poczęcia aż do naturalnej śmierci, zawsze dotrzymywał słowa. Powierzaliśmy mu nasze tajemnice. Kochał Ojczyznę, bronił Krzyża i wartości. Posługiwał jako lektor a nawet ministrant. W pracy wszystko było uporządkowane. Mówił: „Pamiętaj, najpierw pacjent, ciśnienie, aparat, ręka, kroplówka, dobra żyła, gruby wenflon.

Nie znosił bylejakości nawet w ubiorze. Wiedzieliśmy, że ceni markowe rzeczy, które mają ci służyć przez lata. Lubił zwierzęta, w czasie wolnym można go było spotkać z ulubionym psem Hektorem. Z ciepłem w oczach mówił o swojej żonie, Danusi, kochającej i wspierającej jego i rodzinę. Z dumą i radością prawił o dzieciach – Marysi i Marcinie. Jego odejście odczuwamy jako zamknięcie pewnego etapu życia i R-kowej księgi. Ale wierząc w życie wieczne mamy pewność, że będzie prosił Pana Boga i wsparcie dla rodziny, przyjaciół i dla naszego narodu. Wieczny odpoczynek racz Mu dać Panie…

Stanisław Haremza zmarł 15 listopada 2024 roku a ceremonia pogrzebowa odbyła się 22 listopada na cmentarzu św. Wawrzyńca przy ul. Bujwida we Wrocławiu w asyście pocztów sztandarowych Solidarności Walczącej i Stowarzyszenia Niezłomnych oraz licznie zgromadzonych.

Pod koniec lat siedemdziesiątych małżeństwo Haremzów miało częsty kontakt z Mikołajem Iwanowem, którego żona była koleżanką pani Danusi. Mieszkali piętro niżej. Odwiedzali się często i wspierali. W stanie wojennym Stanisław Haremza został zaprzysiężonym członkiem Solidarności Walczącej. Ich mieszkanie stanowiło miejsce spotkań dla Kornela Morawieckiego oraz sporadycznie jako miejsce ukrywania się przywódcy SW. Tam się spotykał m.in. z Mikołajem Iwanowem, tam rozmawiał ze Staszkiem, korzystał z jego kontaktów w środowisku lekarskim do kolportażu podziemnych wydawnictw oraz pod kątem informacji o nastrojach społecznych.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *