Spotkanie działaczy niepodległościowych

W latach 80. ubiegłego wieku około 35 tysięcy Polaków otrzymało w USA prawo osiedlenia ze statusem uchodźców lub azylantów politycznych. Przybyło ponadto 400-500 tys. osób na pobyt czasowy lub w ramach łączenia rodzin. No i jeszcze pojawiła się spora grupa drogą nielegalną, której rozmiarów nikt nie policzy.

Emigranci polityczni przybywali z różnym bagażem doświadczeń i różnym poziomem zaangażowania w działalność opozycyjną. Znaleźli się w Ameryce zarówno przewodniczący regionów „Solidarności”, jak i szeregowi członkowie.

W Kalifornii osiadł Andrzej Rozpłochowski, w Detroit Leszek Waliszewski – liderzy śląskiej ”S”. W Chicago zamieszkali Jarosław Chołodecki z opolskiej „S” czy działacz antykomunistyczny Andrzej Czuma. W Nowym Jorku lub okolicy znaleźli się legendarny żołnierz AK i WiN oraz działacz niepodległościowy pułkownik Marian Gołębiewski. Ponadto Zygmunt Staszewski z dolnośląskiej „S”, Mirosław Domińczyk z „S” regionu świętokrzyskiego czy też Andrzej Burghardt, działacz „S” z Częstochowy, który stworzył specjalne stowarzyszenie łączące działaczy związkowych na przymusowej emigracji.

Emigranci polityczni trafiali najczęściej do największych skupisk polonijnych, czyli Chicago i Nowego Jorku, ale nie zabrakło ich w Bostonie i na Florydzie, w St. Louis, Seattle i Los Angeles. Nie wszyscy angażowali się po przyjeździe w dalszą działalność na rzecz wolnej Polski i nie należy mieć o to pretensji. Ale nie było chyba miasta i miasteczka, gdzie trafili, aby coś się nie działo – coś co miało pomóc Polsce i przybliżyć niepodległość. Tworzyły się małe organizacje, rodziły się pisma czy programy radiowe, były Msze święte i demonstracje. Powstawały apele i oświadczenie, zbierano – jakże przydatne w tamtym czasie – pieniądze, aby słać je następnie do Polski. Była też, rzecz jasna, działalność stricte polityczna, rozmowy z kongresmanami i senatorami, aktywność w amerykańskich mediach i wizyty w Waszyngtonie. Każdy działał jak mógł i jak potrafił. Ludzie poświęcali czas, życie rodzinne i zawodowe, nie żałowali grosza.

***

W bieżącym wydaniu PJC znajdziecie Państwo informację na temat spotkania, które planowane jest na koniec maja 2025 roku. Ma ono zgromadzić, po wielu latach, tych Polaków, którzy prowadzili działalność polityczną w USA. Spotkanie ma przybrać format konferencji – wystąpień, referatów, analiz i wspomnień. Patronat zapowiedziało kilka ważnych instytucji, zaproszonych będzie wiele ciekawych osób z Polski. Pojawią się też Amerykanie, którym temat nie jest obojętny.

Inicjatywa wyszła od ludzi, którzy w latach 80. zamieszkali w Nowym Jorku. To było ważne miejsce na politycznej mapie polskiej emigracji, być może najważniejsze. Choć Chicago uchodziło za stolicę Polonii amerykańskiej (tutaj siedziby miały dwie najważniejsze organizacje polityczne: Kongres Polonii Amerykańskiej i Ruch Społeczno-Polityczny POMOST), to Nowy Jork był – wraz z Waszyngtonem – centrum życia politycznego. To od Nowym Jorku przeważnie rozpoczynali wizyty działacze „Solidarności” i organizacji niepodległościowych. Tutaj aktywni byli członkowie Konfederacji Polski Niepodległej, Solidarności Walczącej czy Polskiej Partii Niepodległościowej. Trzeba zaznaczyć, że ich aktywność nie koncentrowała się wyłącznie na Polonii, lecz przynosiła efekty w sferach amerykańskich.

Ale nie to jest ważne, kto jest inicjatorem wydarzenia. Ważne, aby ono się odbyło. Z zaproszenia skorzystać może każdy zainteresowany.

***

Różnie potoczyły się losy polskich uchodźców. Niektórzy wyłączyli się z działalności z początkiem zmian w Polsce, inni do dzisiaj wykazują aktywność. Jedni wrócili do Polski, często angażując się w politykę, samorząd lub biznes. Inni też wrócili do Polski, ale już na emeryturę. Sporą grupę musieliśmy pożegnać na zawsze, gdyż odeszli na wieczną wartę. Część została dostrzeżona w Polsce, coś o nich napisano, nawet odznaczono czy też przyznano jakieś dodatki do emerytury. Inni nic nie chcą, przede wszystkim nie chcą się chwalić tym, co zrobili dla Polski.

Losy i wysiłki emigracji politycznej lat 80. nie zostały do tej pory dobrze zbadane, opisane i przekazane następnym pokoleniom. Jest jeszcze czas, aby choć trochę zachować ten czas dla potomności. Być może konferencja w Wirginii Zachodniej będzie temu służyć.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *